HŁASKO MAREK

Izrael Hłaski

Trudno zaprzeczyć istnieniu siódmego zmysłu u Marka Hłaski. Wymacywał, podsłuchiwał, wywąchiwał. Patrząc z wysokości kota, zaglądał w myszą dziurę.

Hłasko znał Izrael. Mieszkał tam półtora roku, zjawiał się cztery razy. Umarł z izraelską wizą w paszporcie. Zostawił po sobie niewykorzystany bilet na samolot. Miałby za kilka dni lecieć do Ejlatu. Te jego zamorskie podróże zostawiły ślad na papierze. Około tysiąca stron. Same za siebie mówią padające na nich imiona. Dow, Esther, Izaak, Dina, Izrael, Joram, Ewa.

Spotkanie przynosi korzyść wszystkim. Hłasko ujrzał krajobrazy, Izrael dostał obserwatora. Jeden zbudował scenerię, drugi ułożył opowieść. Rewanż? Marek, syn Macieja, to nadwiślańskie podziękowanie za Ibrahima ibn Jakuba? Świeże spojrzenie autora znad Wisły za pierwszą relację kupca znad Ebro? Powiedzmy.

Trudno w każdym razie zaprzeczyć istnieniu siódmego zmysłu u Hłaski. Wymacywał, podsłuchiwał, wywąchiwał. Patrząc z wysokości kota, zaglądał w myszą dziurę. Pokazał nieznane zakamarki Izraela. Obok natrętnych schematów i poza osławioną autokreacją. Krytyk przez lata czytający Hłaskę przegapił jego obraz Izraela. Osadzenie tu akcji uważał wciąż za nieistotne. Kolejną odsłonę tego samego dramatu. Znaczenie miejsc umniejszał wręcz ostentacyjnie. Naprawdę zajmujące jest uwikłanie bohatera. Gdziekolwiek: w Polsce i w Izraelu. Uwikłanie oderwane od konkretnego miejsca. Uwikłanie niejako powszechne.

Odessać z izraelskich opowieści informacje o Izraelu? Traktować jak miły dla oczu ornament? Byłby to pochopny redukcjonizm kosztujący czytelnika dostęp do prawdziwego Hłaski. Tamto przeniesienie bohatera zmienia bowiem jego świadomość. Nowe środowisko daje mu teraz nową perspektywę. Takiej z pewnością nie znalazłby w Polsce. Krytycy siedzą wciąż w niewoli sądów ogólnych. Tutaj zaś liczy się detal. Nie ogólnik zamykający dyskusję – to mizoginizm, to pesymizm, to alienacja, to behawioryzm – ale również konkretny obraz. Goja z Europy i Żyda w Izraelu. Uwikłanie życiowe bohatera to niejedyna interesująca kwestia. Behawioryzm nie decyduje o znaczeniu tej prozy, mizoginizm nie przesądza natomiast o jej klęsce. Największą zaletę izraelskiego tekstu stanowi pokazywany kontekst. Rozmaite sprawy za plecami bohaterów.

Pisarz z kraju sosny pisze o Żydach! Bardzo niebezpieczne zajęcie. Na dodatek poświęca im połowę miejsca. Najgrubszą powieść i najlepszą nowelę. Jakby niechcący nie dostrzega ryzyka. Stoi tymczasem na jego krawędzi: z czym skojarzyć bowiem te odważne opinie o krwi żydowskiej? Uparte podkreślanie odrębności Żydów? Nie tylko wyznawanej wiary i nie tylko przeżytego czasu. Także cech natury. Hłasko ma odwagę jeszcze je oceniać. Choćby upór Żydów: „Jak się trafi goj bandyta, czy pijak, czy gracz, to zawsze w końcu znajdzie się na niego jakaś rada. Ale jak się trafi taki Żyd…”. Hemingway podobnie oceniał Hiszpanów.

Tradycja obnażania cech żydowskich była głęboko zakorzeniona. Miała klasyków i ustalony kanon. Europa rozpoznała Żydów. Zidentyfikowała i zdemaskowała. Hłasko nikogo nie zamierzał obnażać. Nie identyfikował obiektu i nie demaskował sprawcy. Został odkrywcą duszy. Upartej i pięknej: „Oni już tacy są, ale ludzie tego jeszcze nie wiedzą”.

Izraelowi przeciwstawiał także zdeprawowaną Europę. Stary Kontynent to przestrzeń wroga Żydom. Niech o tym świadczy pogawędka zasłyszana raz w Ejlacie. Żyd z Izraela pytał o istnienie lepszego życia w Europie; Żyd z Europy mówił o jedynym możliwym życiu w Izraelu. Pytający nie zamierza wyjechać – Izrael to jego los, Europa to obcy ląd – martwi się raczej pytanym. Może gdzie indziej ułoży sobie życie lepiej? Nowy kraj dopiero się kształtuje, dawny świat został już uformowany. Problem właśnie w jego porządku, który zostawia u Żydów poczucie piętna: „Ja byłem w Europie i wiem o tym”.

Przyczyny tego zjawiska pozostają wciąż niejasne. Nawet w Izraelu. Tłumaczył je pewien osiadły tu berlińczyk. Nie tyle tłumaczył, ile może stwierdzał. Otóż nawet samo pojawienie się Żyda nigdy nie jest neutralne. Otoczenie reaguje zaskoczeniem. Zdziwienie to wygląda jednak inaczej niż reakcja na widok, powiedzmy, Amerykanina. Amerykanie w Paryżu mogą liczyć na łatkę oryginałów, Żydzi w Europie na krzywe spojrzenie: „Nikt nie wie dokładnie, dlaczego tak jest”.

Goj z dobrą wolą i Żyd z ludzką duszą. Takie spotkanie tymczasem wyznaczyło dramatyzm historiom Hłaski. Pierwszy plan izraelskiej prozy zasiedlają nie-Żydzi. Narrator prowadzi ich za rękę albo to oni sami prowadzą narrację. Nieżydowska postać jest zawsze Słowianinem. Przywozi, znad Wisły albo Wołgi, niewiele. Dorobi się najwyżej psa.

Przywozi jeszcze wojenne anegdoty: z frontu albo z obozu. Dosłużył się stopnia lejtnanta, wkrótce zaś obozowej pryczy. Był brawurowym lotnikiem lub pechowym powstańcem. Zdaje się powstańcem i zdaje się warszawskim. Wtedy w każdym razie dostał postrzał w rękę. Zresztą z rękami będzie miał kłopoty także w Izraelu. Raz złamie ją przypadkiem, raz złamią mu konkurenci. Kości źle będą się zrastać. Przyjeżdża jako autsajder. Dezerter, porzucony kochanek, włóczęga. Wdaje się szybko w awantury i nie radzi sobie z psychiką. Gnije więc w więzieniu albo leży w szpitalu. Wiedzie życie pariasa. Trudni się wszystkim. Grywa w meksykańskiej kapeli albo marzy o wojnie wietnamskiej. Jest kierowcą, chodzącą reklamą albo kelnerem. Mierzy pustynie i wyrabia beton. Pisarz bez talentu i lotnik bez licencji. Niekiedy to sutener albo kandydat na sutenera. Profesja podkreśla jego życiowe tarapaty. Mógł kochać naprawdę, teraz stręczy do nierządu. Jest groteskowy wobec siebie oraz ironiczny wobec świata. Lubi popaść w kiepski patos. Nigdy się nie śmieje. „To najsmutniejsza twarz na świecie od czasu tego świętego, który stał na słupie”.

Istotna jest motywacja jego przyjazdu. Jako człowiek przegrany potrzebuje odnaleźć siłę. Właśnie tu zamierza zacząć od początku. Izrael uważa za przestrzeń do inicjacji, Żydów bierze za fachowców od początku: „Przybywają do tego kraju, aby zacząć od nowa, trwając w złudzeniu, że można zaleczyć swoje dusze”. Sam natomiast zostaje bez większego wyboru. Jeżeli nie zacznie tutaj, to nigdzie, jeżeli nie zacznie teraz, to wcale. Tęskni jednak za dawnym światem. Czterdziestoletni emigrant wspomina nadwiślańską młodość. Myśli z łezką o Polsce: „Nic tak nie potęguje uczuć patriotycznych jak brak gotówki”.

Jeżeli pozostaje na wygnaniu, to Izrael traktuje dziwacznie. Wyraźnie nie jak macochę. Tamte przyjazne uczucia odkrywa życzliwy krytyk, szukając zarazem kolejnego rozdziału legendy Hłaski: wygnany ze Wschodu, który go odtrąca, trafia na Wschód, który go przygarnia. Bezdomność miała być tutaj znośniejsza. Niekoniecznie. Izrael to najwyżej miejsce uczciwsze od Europy. Jeżeli zaprasza do zamieszkania, to jednoznacznie, jeżeli skazuje na bezdomność, to bezwzględną. Dawał uczciwą szansę na dom, ale za klęskę wystawiał słony rachunek. Przegrani płacili wszystkim. Ryzyko warte podjęcia, choćby wbrew szansom: „Ja jestem Polak. Wszyscy Polacy to kaleki”.

Kaleki niekiedy przykuwały uwagę Hłaski. Jeszcze przed wojną pewien doktor oceniał polską duszę. Ateusz, ochrzczony bez pytania i bez pytania pogrzebany, Polak. Sklep z napisem „chrześcijański” omijał z daleka. Pogardzał mentalnością mieszczan i wstecznym pisarstwem Żeromskiego. Mieszczanom wyrzucał wieprzożerność. Ciekawe dlaczego? Tamtą instynktowną czujność Polaka niestety zachowywał. Doktor Grochowski popijał z łysym Żydem Rosenfeldem. Romeo – tak mówił do niego, Izaak – tak miałby na imię. Oprócz imienia dostał od Hłaski ów tytuł królewski. Nos – długi i wąski. Obaj kompani cierpieli wtedy na problem braku kontroli picia. Kiedyś w chwili desperacji doktor zapytał Izaaka o jego tożsamość. Sam mianował się prosiakiem. „Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały”. Następne pytanie znanego wierszyka przemilczał.

[Hemingway – red.], mistrz powściągliwej narracji, prześladował Hłaskę. Imponował mu i przytłaczał go. Dlatego kazał wypowiedzieć Robertowi słowa bluźnierstwa: „Wcale nie był takim wielkim pisarzem. Ktoś, kto poluje czterdzieści pięć lat, nie zabija się przypadkiem podczas czyszczenia broni”. Kroczy jednak Hłasko jego śladem. Wysyła postaci w dalekie kraje. Czy zza żelaznej kurtyny jadą pasożyty, zza wielkiej wody zaś sami wybawcy? Niekoniecznie. Jaki tam zbawca z Macombera, raczej nieszczęsny tchórz; jaki zaś pasożyt z Abakarowa? O ile jednak Amerykanin jedzie na trochę i po raz kolejny, o tyle Słowianin wyjeżdża po raz pierwszy i na zawsze. Ani to kronikarze, ani to pielgrzymi. Gorliwi kandydaci na tutejszych właśnie. Cnotbiorcy i cnotdawcy. Nazwanie ich turystami muszą traktować jak obelgę. Jordan ma wysadzić most z rozkazu sztabu, Barnes ma oglądać byki z opinią znawcy. Podobnie tutejszość przeżywał Abakarow: pracował na pustyni, to jakby w Hiszpanii został matadorem; strzelał na froncie, to jakby z Jordanem wypleniał faszyzm. Wszyscy oni teraz, w Kastylii albo w Galilei, stają się Tutejsi. Rozumieją: ludzi, widoki, smaki, języki. Jedni staną się Amerykanami z Kastylii, drudzy będą zaś, powiedzmy, Słowianami z Galilei. Postaciami dopasowanymi do charakterystyki Hłaskowera. Pojęcia należącego do słownika życzliwego krytyka i używanego niekiedy na określenie nieżydowskich bohaterów Hłaski. Przybywających do Izraela i nietęskniących za Europą.

Ale co innego pcha ich do wyjazdu. Jerozolima nigdy nie staje się Pampeluną. Ostatecznie zresztą bohater Hemingwaya szuka przygody. Zawsze jedzie z własnej woli. Wyjeżdża choćby na złamanie karku. Na fiestę, front, na safari. Wojenne przeżycia ma także na własne życzenie. Gna go chwilowy kaprys, ciekawość, pęd do mocnych doznań. Więcej musi Jordan. Nie walczy za własny kraj, ale jednak za własną ideę. Jakiś wyjątek stanowi natomiast stracone pokolenie Barnes’a. Człowieka pozbawionego możliwości, przez wojnę, klasycznego dowiedzenia męskości. Czyżby śladów wojny nie zagłuszał jednak przygodą? Wymyślnymi rozrywkami w rozśpiewanej Pampelunie? Zresztą mógł zawsze wrócić. Ameryka wiernie czekała na chłopców poranionych na wielkiej wojnie. Jedyną izraelską rozrywką byłoby tymczasem oglądanie filmów.

Mocne życie kończy zawsze dramat. Konsekwentnie uaktualniał Hemingway katalogi przegranych. Paco, Pablo, Macomber, Cohn, Jordan. Poszukiwacze przygód, bohaterzy, przedwczorajsi czempioni. Ulegają bykom, rywalom, kobietom, nareszcie wojnom. Nie są jednak skazani na klęskę. Padną po walce. Przeszyci, przygnieceni, rozdarci. Mistrz skazuje bohatera na klęskę teatralną, Hłasko natomiast funduje mu śmierć pełzającą. Nie nadzieje na rogi szalonego byka, jak Manuela w ostatniej walce, i nie mianuje do roli śmiałego rybaka, jak Santiago walczącego o tuszę merlina. Trywialna będzie nawet agonia Abakarowa. Mistrz zapisuje moment porażki, najtrudniejszą sztukę przegrywania; Hłasko pokazuje sytuację przegranego. Walka została skończona, trofea rozdane, istnieją tylko iluzje. Złudzenia nowego początku.

Wszyscy oni przyjechali już przegrani. Co dobrego zdołają po sobie zostawić? Oszukane rozwódki, trochę rozrób, jakiś skandal, nieudane romanse. To ciągle za mało, by zasłużyć na pamięć. Hłasko to zrozumie. Przypomni sobie motto Hemingwaya. Nie wykpi już feralnego strzału, ale doceni ten uniwersalny przekaz. „Szkoda, że nie znacie słów pewnego starego Amerykanina, który powiedział, że osiągnięcie mierzy tylko rozmiarem klęski”. Ta, którą zafundował swoim postaciom Hłasko, ma wymiar absolutny.

Antropologiczny pogląd starego Hemingwaya jednak ocalił i znalazł mu należne miejsce. Zaskakujące w Izraelu i obrazoburcze w Europie. Rozwiewające oba stereotypy. Żydów bezradnych w świecie oraz Żydów tchórzliwych z natury. Żyd zraniony przez świat to Żyd przez świat oślepiony.

Jego reakcja na zniewagę to reakcja oporu. Tego, czego odmawiał im stary stereotyp, walki: „Więc ich można tylko zniszczyć, nie pokonać. Świat ich nie zna; ich wściekłości, zaciętości i pasji”. Rybak Santiago był dla Hłaski Izaakiem. Dowem, Esther, Joramem. Polska literatura chyba nie zna gorętszej apologii Żydów.

Fragment książki: Izrael Hłaski. To nie ja wymyśliłem ten kraj, wyd. Universitas, 2015 [LINK]

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się