Jak działa propaganda i dlaczego jej ulegamy
Stwierdzenie, że współczesne wojny toczą się też w internecie, nabiera już cech truizmu. Propaganda – podstępna, precyzyjna i uderzająca w najwrażliwsze punkty ludzkiej psychiki – stała się bronią na miarę XXI ww. Mówił o niej w swoim webinarze brytyjski dziennikarz Peter Pomerantsev.
Podążamy za narcystycznymi przywódcami, ponieważ to daje nam przyzwolenie na nasz własny narcyzm” – to zdanie z webinaru Petera Pomerantseva utkwiło mi w głowie najbardziej. Taka prosta i jednocześnie straszna odpowiedź. Dlaczego ludzie garną się do socjopatycznych, okrutnych i bezlitosnych ideologii? Albowiem tam znajdują usprawiedliwienie dla własnych socjopatycznych, okrutnych i bezlitosnych instynktów. Człowiek jest podatny na propagandę, czy raczej – propaganda jest dostosowana do psychologii człowieka. I to czyni z niej broń nie mniej śmiertelną, niż ostrza i pociski.
Peter Pomerantsev – brytyjski dziennikarz, pisarz i producent telewizyjny pochodzenia ukraińskiego – jest autorem książki „How to Win an Information War: The Propagandist Who Outwitted Hitler”. To właśnie o tym, jak wygrywa się wojny informacyjne, mówił w webinarze zorganizowanym przez Instytut Reutersa w ubiegłą środę.
Propaganda FM
How to Win an Information War…” opowiada niezbyt szeroko znaną, ale niemniej fascynującą historię Seftona Delmera, brytyjskiego dziennikarza, propagandysty oraz m.in. pierwszego brytyjskiego pracownika mediów, który przeprowadził wywiad z Adolfem Hitlerem (w 1931 r.). Dziewięć lat później został on zwerbowany przez Political Warfare Executive, brytyjski organ zajmujący się tym, co szeroko określić można wojną psychologiczną – w tym propagandą wymierzoną w kraje Osi. Delmer wpadł na pomysł stworzenia fałszywej radiostacji nadającej w języku niemieckim, która miała emitować entuzjastycznie prohitlerowskie, ale krytyczne wobec wysokich rangą generałów SS programy. Grupą docelową mieli być niemieccy żołnierze. W przygotowaniu materiałów Delmer i jego współpracownicy korzystali z informacji pozyskanych przez brytyjski wywiad, m.in. z przejętej niemieckiej korespondencji pocztowej i plotek podsłuchanych w obozach jenieckich. Przedsięwzięcie – choć kontrowersyjne w samej Wielkiej Brytanii – okazało się ogromnym sukcesem: około 40 proc. niemieckich żołnierzy słuchało programów Delmera.
Według Petera Pomerantseva geniusz tego pomysłu polegał nie tylko na niezwykle dokładnym przygotowaniu faktograficznym twórców, ale przede wszystkim na subtelnym ukazywaniu absurdalności hitlerowskiej filozofii, jednak bez wpadania w satyrę. Satyra jest skutecznym narzędziem w przełamywaniu lęku: kiedy wielki i straszny przywódca jest ośmieszany, zostaje w oczach ludzi zepchnięty z piedestału. Taka strategia nie działa jednak na ludzi, którzy są głęboko lojalni wobec niego z innych pobudek. „Audycje” Delmera nie kwestionowały ani nie wyśmiewały hitlerowskiej ideologii wprost – wręcz przeciwnie, posługiwały się nią do podważenia wiary żołnierzy w ich przywódców, ukazując ich jako oportunistycznych, zdeprawowanych i niewiernych głoszonym przez siebie wartościom.
Dziennikarz porównał to do „deprogramowania” byłych członków sekt, bo w gruncie rzeczy proces psychologiczny jest tu bardzo podobny. Propaganda opiera się na budowaniu tożsamości zbiorowej oraz indywidualnej, emocjonalnej identyfikacji z grupą – i to ten drugi element należy najpierw podważyć, kiedy chce się wbić klin pomiędzy przywódcę a ślepo zapatrzonych w niego wyznawców. Zanim „deprogramowana” osoba będzie w stanie zrozumieć i przyjąć argumenty racjonalne i oparte na faktach, należy poddać w wątpliwość jej osobistą identyfikację z grupą.
Dezinformacja – „kreowanie wizerunku”
Posługując się przykładem Seftona Delmera, Peter Pomerantsev zauważył, że we współczesnym świecie dezinformacja jest szerzona w podobny sposób. Jej autorzy podają się w mediach społecznościowych za członków określonych grup społecznych, organizacji czy narodów, choć w rzeczywistości są to farmy botów lub opłacani agenci wpływu. Wojna w Strefie Gazy spadła rosyjskim propagandystom z nieba – oto konflikt, w którym z łatwością mogą rozgrywać obie strony, podżegając temperaturę ogromnie już emocjonalnego sporu, fabrykując fakty i siejąc ogólny chaos. Jednak w przeciwieństwie do działalności Dalmera, tu celem nie jest wpłynięcie na przekonania adresata lub propagowanie określonej ideologii, ale wywołanie jak największego zamętu i niezgody.
Pomerantsev uważa, że podejście Zachodu do działań rosyjskich agentów wpływu jest błędne i wynika z niezrozumienia, jak sama Rosja widzi takie działania. W moskiewskim wydaniu dezinformacja, na której tak się za Zachodzie skupiamy, nie jest zjawiskiem samym w sobie, ale elementem całościowej strategii wywierania wpływu i kreowania wizerunku, obok polityki i dyplomacji. Nie można myśleć o niej w izolacji od wszystkich innych działań, jakie podejmuje rosyjska centralnie sterowana machina propagandowa.
A więc – jak się bronić przed dezinformacją? Jak nie dać się rozegrać agentom obcego wpływu i nie stać się mimowolnym pionkiem w rękach dyktatora? Historia Dalmera uczy, jak subtelnie sabotować morale zindoktrynowanych wyznawców chyba najokrutniejszej ideologii w dziejach, ale ukazuje również, jak łatwo jest nam wierzyć w przekaz tylko dlatego, że jego nadawca podaje się za jednego z „naszych”. W dzisiejszym krajobrazie zamkniętych społeczności i baniek informacyjnych ci, którzy chcą dzielić i rządzić, mają ułatwione zadanie, bo zdążyliśmy już wcześniej podzielić się sami. Im głębsze rowy będziemy między sobą kopać, tym łatwiejsi będziemy do zmanipulowania.
I nigdy nie wolno nam zapomnieć, że my także moglibyśmy paść ofiarą narracji nawet tak strasznej, jak te głoszone przez totalitaryzmy XX w. To słowa, które jak echo powtarzają wszystkie osoby, którym udało się wydostać z sekt. W momencie, gdy opuścimy gardę – kiedy uznamy, że nas samych nie może to spotkać – będziemy całkowicie bezbronni.
Joanna Talarczyk