kościół Wielkanoc

Każdy człowiek, który szuka, ostatecznie znajdzie

Można i trzeba popatrzeć na tajemnicę paschalną jako radykalne opowiedzenie się Boga po stronie niewzruszonych prawd rządzących rzeczywistością. Tajemnica paschalna widziana z tego punktu widzenia przypomina o nienaruszalnych prawdach, z których głoszenia Kościół nigdy nie może zrezygnować – mówi O. Jarosław KUPCZAK OP

Michał KŁOSOWSKI: – Wielkanoc to czas nowego początku, dla katolików najważniejszy moment roku. Czy wobec zmian dokonujących się w świecie zachodnim, zwłaszcza na podłożu kulturowym, język chrześcijaństwa wciąż jest zrozumiały dla świata?

O. Jarosław KUPCZAK OP: – Niewątpliwie mamy do czynienia z rozjechaniem się języków i sposobu patrzenia na świat. To rozjechanie zresztą jest szczególnie widoczne w samym Kościele podczas pontyfikatu papieża Franciszka. Kościół nie może być obecnie widziany jako jakiś monolit, nigdy zresztą monolitem nie był, ale w czasie poprzednich pontyfikatów Jana Pawła II i przedwcześnie zakończonego pontyfikatu Benedykta XVI dzięki solidnemu nauczaniu papieży mieliśmy przynajmniej jakieś wrażenie jedności. Teraz, na skutek w szczególności tego, co papież Franciszek mówi na temat wojny w Ukrainie i na temat Rosji, wyraźnie widzimy, że te głosy oburzenia i niezgody, które się podnoszą na całym świecie, ale które też towarzyszyły moralnemu nauczaniu papieża Franciszka i osób przez niego mianowanych na wysokie stanowiska w Watykanie, powodują, że mamy do czynienia z wieżą Babel.

Wewnątrz Kościoła?

– Tak, także wewnątrz Kościoła. Być może już jesteśmy na etapie, kiedy do końca nie będzie wiadomo, czego Kościół naucza – tzn. można wygłosić dowolną opinię i zawsze znajdzie się jakiegoś profesora teologii, księdza czy biskupa, który w kontrowersyjnych tematach jakąś taką kontrowersyjną opinię poprze. Mamy niewątpliwie zatem do czynienia z dechrystianizacją języka, którym posługuje się kultura Zachodu. W tym momencie chyba dociera do nas prawdziwość słów Benedykta XVI na temat sekularyzacji, która w pewien sposób trawestuje to, co na temat Zachodu powiedziały takie osoby, jak Friedrich Nietzsche czy Fiodor Dostojewski. Ich pozycje Benedykt XVI strawestował, mówiąc: „Nie myślcie, że da się zapomnieć o Bogu i wszystko pozostanie tak, jak było”.

Widzimy więc, że w kulturze zachodzą niezwykle głębokie zmiany dotyczące każdej dziedziny życia społecznego, także języka, którym się posługujemy. Wszystkie pojęcia, na których została zbudowana kultura Zachodu, takie jak godność człowieka, równość wszystkich ludzi, sumienie, prawo, monogamiczne małżeństwo i jego nierozerwalność, wolność – albo przestały oznaczać to, co oznaczały przez poprzednie wieki, albo oznaczają obecnie coś zupełnie innego. Istotne jest to zwłaszcza w przypadku pojęć związanych z samą definicją człowieka – tym samym wiążą się one z tymi rzeczami najcenniejszymi, takimi jak rodzina, rodzicielstwo, matka, ojciec.

– Ale to pojęcia wynikające z prawa naturalnego. Da się je w ogóle odrzucić?

– Ostatnia dyrektywa amerykańskiego Sekretariatu Stanu wysłana do wszystkich placówek dyplomatycznych USA na całym świecie, zalecająca nieużywanie w formularzach konsularnych i dyplomatycznych „dyskryminujących pojęć”, takich jak „matka” i „ojciec”, by zamiast nich starać się używać pojęć takich jak „opiekun jeden” oraz „opiekun dwa”, to jest tego konkretny przykład i coś przerażającego. Bo jednak kiedy odrzucimy chrześcijaństwo, które stworzyło kulturę zachodnią, i wrócimy do czegoś, co Jan Jakub Rousseau nazywał stanem czystej natury, okazuje się, że ten stan wcale nie będzie takim, w którym znikną negatywne zjawiska związane z religią – podziały pomiędzy ludźmi, nierzadko przemoc, związana z emocjami wzbudzanymi przez religię czy z obecnością takich pojęć jak grzech oraz ekskomunika w przestrzeni publicznej.

Wydawało się, że rezygnacja z religii spowoduje, że te wszystkie negatywne pojęcia i zjawiska znikną, a następnie znajdziemy się w stanie jakieś hipotetycznej czystej natury, gdzie będziemy mogli się spotkać jako ludzie. I oto jesteśmy absolutnie zaskoczeni, bo epoka sekularyzacji, eliminując religię, wcale nie likwiduje podziałów między ludźmi i przemocy, ale eliminuje podstawowy instrument, za pomocą którego ludzkość w jakiś sposób regulowała podziały pomiędzy sobą i zachęcała do ich łagodzenia. I co widzimy? Po eliminacji religii po pierwsze zaczynają się naprawdę poważne podziały pomiędzy ludźmi, a po drugie proces sekularyzacji, który miał doprowadzić do jakiegoś stanu czystej natury, okazuje się prowadzić do tego, że nie ma natury.

– Płynna nowoczesność wcale nie zrestartowała świata, lecz sprawiła, że usunęliśmy ostatnie regulatory?

– W kontekście tej absolutnie przerażającej notki amerykańskiego Sekretariatu Stanu, która przecież zwraca się już nie tylko przeciwko chrześcijaństwu, ale przeciwko temu, co dla każdego człowieka pod każdą szerokością i długością geograficzną i w każdej epoce historycznej najcenniejsze – posiadaniu ojca i matki – tak. Bo oto ten najbardziej rozwinięty kraj na świecie, Stany Zjednoczone, supermocarstwo, w przestrzeni symbolicznej, obyczajowej, w tym szaleństwie sekularyzacyjnym nie wraca do natury, ale zwraca się przeciwko niej. Nie ma już natury.

– Rozmawiamy w Rzymie, ale wrócił ojciec niedawno z Waszyngtonu, gdzie często bywa. Czy nie jest tak, że Ameryka dzisiaj toczy walkę na dwóch frontach? Po pierwsze, o swoją pozycję na arenie międzynarodowej, ale po drugie – i jest to być może walka ważniejsza i trudniejsza dla samej Ameryki – o kształt własnego kraju?

– Te wszystkie ruchy woke, dyrektywy, nowe pomysły na człowieka powodują, jak to mówi prof. Ewa Thompson, taką antyhistoryczną histerię, która nie wiadomo, gdzie się ostatecznie skończy. Część amerykańskich liderów, polityków, komentatorów twierdzi więc faktycznie, że znacznie ważniejsza od rywalizacji międzynarodowej jest rywalizacja wewnątrz tego kraju – walka o amerykańskiego ducha. W postaci chociażby przywrócenia jakiegoś amerykańskiego etosu.

To, czego też nie widać z Polski, to fakt, że Stany Zjednoczone są kolosem na glinianych nogach. Oczywiście, to nadal supermocarstwo: są okręty atomowe, jest najpotężniejsza armia na świecie dzięki niezwykle zaawansowanym technologiom wojskowym… Natomiast rzeczywiście coraz częściej w samych Stanach Zjednoczonych mówi się o niezwykle groźnym dla Ameryki i całego świata zachodniego osłabieniu tkanki społecznej USA.

Myśliciele amerykańscy od dawna diagnozowali ten stan. Jedną z pierwszych i najsłynniejszych książek na ten temat była książka Gertrudy Himmelfarb One Nation, Two Cultures. Ta książka została zresztą przetłumaczona na polski i jej autorka pokazywała temperaturę sporu politycznego i społecznego, która od pewnego momentu zaczyna zagrażać spoistości narodu i jego zdolności przetrwania. Co ciekawe jednak, od czasu, kiedy ta książka powstała, Amerykanie i elity, zarówno intelektualne, jak i polityczne, zrobiły bardzo dużo, żeby Stany Zjednoczone jeszcze bardziej osłabić i ten spór, z którym w gruncie rzeczy mamy do czynienia w każdym z krajów kultury zachodniej, rozgrzać do czerwoności.

– Cały ruch „woke” jest tego sporu przyczyną czy konsekwencją?

– W ostatnich tygodniach ilustracją tego sporu była konfrontacja straży granicznej podległej prezydentowi Stanów Zjednoczonych z policją stanową w stanach graniczących z Meksykiem. Ideologia wokizmu, która niesłychanie osłabia społeczeństwo amerykańskie, to ideologia, która dzieli ludzi ze względu na to, co określa jako DEI – diversity, equity and inclusion (różnorodność, równość i inkluzywność – przyp. red.). Ten podział tak naprawdę powoduje, że w społeczeństwie przestaje istnieć dobro wspólne, społeczeństwo staje się konglomeratem, który celebruje różnorodność i różnice, ale tak naprawdę mamy coraz bardziej do czynienia z pewnymi wspólnotami żyjącymi obok siebie, zanika to, co ludzi łączy. Byłoby skrajną głupotą myśleć, że to, po pierwsze, nie jest zauważane przez wrogów Ameryki i świata zachodniego, a po drugie, że to zjawisko w pewnym sensie nie dotyka i nie osłabia amerykańskiego soft power. Wokizm tym samym podminowuje zdolności każdego z podzielonych przez tę ideologię krajów do obrony i generalnie do przetrwania. Oczywiście możemy myśleć o tym także w kontekście Polski.

– Czyli nie mówimy już tylko o języku czy odchodzeniu od religii, ale kryzysie dotykającym kulturę zachodnią, który ma znacznie głębszy wydźwięk?

– Faktycznie mamy do czynienia z niezwykle groźnym zjawiskiem, bo to już nie jest problem wyłącznie sekularyzacji. Można powiedzieć: „No dobrze, żegnamy się ze światem chrześcijańskim, żegnamy się z pewnym jednym językiem, który dostarczał Ameryce pewnej przestrzeni budowania jedności w tym tyglu, którym są Stany Zjednoczone, rezygnujemy z tej przestrzeni pewnej religii obywatelskiej, zakorzenionej zarówno w tradycji judaizmu, jak i dziedzictwie chrześcijaństwa”, tylko wtedy pojawia się pytanie, czy mamy oprócz różnicy i przemocy, które widzimy naocznie, jakikolwiek inny język, który jest w stanie budować jedność pomiędzy ludźmi.

To jest oczywiście pytanie, które cały czas stawiał Jan Paweł II, kiedy przyjeżdżał do Polski. Pamiętamy jego kazanie na Błoniach krakowskich w 1979 r., kiedy mówił o dziedzictwie Chrystusa, chrztu Polski, kiedy stawiał tezę, że to dziedzictwo można odrzucić… Tylko w imię czego? Co je zastąpi jako tkanka budująca pewną jedność między ludźmi?

– To samo Jan Paweł II powiedział w 1997 roku w Paryżu, pytając, co Francja robiła ze swoim chrztem. Ale chciałbym wrócić jeszcze na grunt Kościoła. Można chyba odnieść wrażenie, że oba kryzysy, zarówno ten, który ojciec opisał na początku, czyli kryzys wewnątrz Kościoła, jak i kryzys zachodniej cywilizacji – w tym najpotężniejszego państwa na świecie, będącego wzorem dla innych, opartego na naturalnej wolności – coś łączy. Czy jest to kryzys języka? W końcu dla Kościoła takim wspólnym językiem zawsze była teologia.

– Zastanawiam się, co tak naprawdę oznacza określenie „kryzys teologii”. Nie ulega wątpliwości, że Kościół nieustannie zapożycza różnego rodzaju języki i inkorporuje je do swojego głównego języka zakorzenionego w tradycji Kościoła. Natomiast niewątpliwie cyklicznie w historii mamy do czynienia ze zjawiskiem zapożyczania; tego, że różne języki zewnętrzne wobec Kościoła zaczynają zastępować ten główny język, którym Kościół od czasów Chrystusa opisuje swoją tożsamość. I słowo „tożsamość” musi być kolejnym terminem, który pojawi się w tej naszej rozmowie, bo pytanie jest takie: co wyznacza dzisiaj tożsamość chrześcijanina?

Czy ta tożsamość chrześcijan, katolików w Stanach Zjednoczonych, w Polsce, w bardzo różnych miejscach na świecie, jest opisywana przez język zakorzeniony w Ewangelii, w przepowiadaniu Chrystusa, czy to jest tożsamość zakorzeniona w różnego rodzaju innych językach, które Kościół zapożyczył z upadającej zresztą, dekadenckiej kultury sekularyzującego się Zachodu? To może być język wokizmu, to może być język różnego rodzaju mniejszości seksualnych, to może być język rozmaitych ruchów emancypacyjnych, chociażby ruchu feministycznego czy ruchu LGBT… Natomiast w momencie, kiedy którykolwiek z tych języków staje się ważniejszy niż język chrzcielny, język opowiadający pewną tradycyjną formę utożsamiania się chrześcijan z przede wszystkim samym Chrystusem, a przez niego z Kościołem, a przez Kościół z narracją, którą Kościół prowadził przez całe wieki, to wtedy mamy do czynienia z kryzysem tożsamości i jej rozpadem – zarówno w przypadku samych katolików, jak i innych wspólnot wierzących.

Z tego punktu widzenia należy wymienić różne języki teologiczne, które są obecne dziś w Kościele, takie jak język synodalności, język niemieckiej drogi synodalnej, język inkluzywności, języki, które epistemicznie są bardzo silne w dzisiejszej kulturze, np. język naukowego opowiadania o człowieku, język scjentystyczny, język psychologiczny, który w wielu środowiskach katolików zastępuje język teologiczny. To jest, jak sądzę, pewien proces, który zachodzi niepostrzeżenie i prowadzi do rozmycia się tożsamości chrześcijan.

– W tym kontekście nie da się uciec od Fiducia supplicans, dokumentu, który wywołał wiele kontrowersji w Kościele i poza nim. Czy to przykład tego, do czego prowadzi inkorporacja zewnętrznego języka do Kościoła?

– Myślę o Fiducia supplicans w kontekście teologicznej ortopraksji. Ortopraksja papieża Franciszka może być analizowana z kilku różnych punktów widzenia. Może być widziana na przykład jako przekonanie, że w dzisiejszej rzeczywistości, używając słownictwa Jeana-François Lyotarda, mamy rozpad wielkich narracji, czy używając innego języka popularnego w dzisiejszym świecie, czyli postprawdy, to metafizyczne koncepcje Kościoła są nieprzekonujące. To, co przekonuje ludzi, jak chyba sądzi papież Franciszek i cały szereg teologów skupionych wokół niego, to wyjście do ludzi, szczególnie do ludzi znajdujących się – tak jak większość społeczeństw świata – w trudnych, skomplikowanych sytuacjach. A więc jest to próba znalezienia nie ekskluzywnego, „nie dyskryminującego”, ale inkluzywnego języka gestów miłości wobec każdego człowieka. Jak się wydaje, papież Franciszek sądzi, że to jest wszystko, co Kościół może zaofiarować dzisiejszemu człowiekowi.

– Rozmawiamy przed Wielkanocą: Triduum, Wigilia Paschalna, Zmartwychwstanie to najważniejsze prawdy wiary dla każdego chrześcijanina; Chrystus umarł i zmartwychwstał, wszystko się tu zaczyna i kończy. W jaki sposób to, o czym rozmawiamy, przekazać człowiekowi XXI-wieku? W jaki sposób w XXI wieku, biorąc pod uwagę sytuację, w której antropologiczne fundamenty człowieka są podmywane przez wokizm, feminizm, ekologizm i wiele innych „izmów”, mamy zrozumieć tajemnicę, nad którą Kościół zastanawia się dwa tysiące lat?

– Można i trzeba popatrzeć na tajemnicę paschalną z punktu widzenia naszej rozmowy jako radykalne opowiedzenie się Boga po stronie niewzruszonych prawd rządzących rzeczywistością. Tajemnica paschalna widziana z tego punktu widzenia przypomina o nienaruszalnych prawdach, z których głoszenia Kościół nigdy nie może zrezygnować, jakkolwiek byłby kuszony przez tę złudną pastoralną łatwość ortopraksji czy tę skłonność do wychodzenia przeciwko różnym peryferiom ludzkiej egzystencji i ludzkich krzywd, ale te podstawowe prawdy, o których nam przypomina tajemnica paschalna, to jest to, że największym nieszczęściem w ludzkiej historii i największą krzywdą wyrządzoną człowiekowi przez człowieka jest po prostu grzech, odwrócenie się od Boga.

Ani ludzki głód, ani choroby onkologiczne, ani różnego rodzaju ludzkie cierpienie nie mogą być zrównane z tą katastrofą wszystkich katastrof, którą jest grzech. Świat widziany w świetle tajemnicy paschalnej potrzebuje miłosierdzia dlatego, że ludzie cierpią z bardzo wielu powodów: z powodu głodu, dyskryminacji, handlu ludźmi, wojen, migracji i tego wszystkiego, co popycha ich ku dramatycznym decyzjom. Ale tajemnica paschalna przypomina nam o tym, że świat potrzebuje miłosierdzia przede wszystkim dlatego, że jest w stanie grzechu, że jest w stanie zapomnienia o Bogu. I nie ma zrozumienia tajemnicy paschalnej, śmierci Chrystusa na krzyżu i jego zmartwychwstania, bez przypomnienia tej właśnie prawdy, która we współczesnej wieży Babel jest odsuwana na margines: prawdy o tym, że głównym nieszczęściem człowieka jest jego grzech – przez ten grzech człowiek stawia się w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia i dlatego okres Wielkiego Postu i okres paschalny są wciąż wielkimi wyzwaniami dla każdego człowieka, do uzmysłowienia sobie, że jesteśmy grzesznikami. Tajemnica paschalna daje nam możliwość zmycia naszych grzechów i powrotu do Boga. Tak rozumiana tajemnica paschalna jest w świecie postprawdy obroną Prawdy w jej najmocniejszym znaczeniu.

– Czyli zawsze i wciąż – jest nadzieja.

– Coraz wyraźniej widzimy, i jest to szczególnie dostrzegalne, w tym w ideologii wokizmu, iż sekularyzująca się kultura ostatecznie zwraca się przeciwko samemu stworzeniu, przeciwko strukturom fundamentalnym, które w przeszłości były określane jako natura człowieka. Bo jak inaczej można nazwać dekonstrukcję rodziny, która właśnie się dokonuje? Żadne kultury pierwotne nie wpadły na to, żeby nie było rodziny. Nie wpadły na to kultury archaiczne, starotestamentowa kultura żydowska, kultura rzymska czy kultura starożytnej Grecji, bo wszystkie one wiedziały, że ich przyszłość właśnie od rodziny zależy.

Dechrystianizacja zatem w pewnym momencie zwraca się przeciwko samej naturze, aczkolwiek wydaje mi się, że tajemnica paschalna, która jest celebracją zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią, przypomina nam o tym, że jest wyrazem nie tylko przekonania o grzechu człowieka, ale jest także przypomnieniem o tym, że świat ostatecznie należy do Boga. Tak jak nie da się oszukać czy odwołać prawa grawitacji czy innych praw fizyki w naszej rzeczywistości fizykalnej, a można je jedynie wykorzystać, tak samo te fundamentalne pytania o człowieka dotyczące, tego kim jest, nie mogą być ostatecznie wymazane z ludzkiej kultury. Nie zrobiła tego ani rewolucja francuska, ani rewolucja bolszewicka czy rewolucja feministyczna – nie zrobi zatem tego także inna rewolucja.

– Rację miał Immanuel Kant, twierdząc: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”?

– Tak jest. Te pytania powracają i dlatego tak ważna jest tajemnica paschalna, bo tylko Bóg, który umiera dla człowieka i zmartwychwstaje, jest w stanie udzielić na nie odpowiedzi. Ostatecznie nawet w kulturze postprawdy nie da się usunąć pragnienia człowieka do poznania prawdy. Można to pragnienie przekłamać, można odpowiedzi zafałszować, można starać się je w pewien sposób usunąć z przestrzeni publicznej, ale w chrześcijaństwie jest zawarta, oprócz pewnego sceptycyzmu wobec grzeszności człowieka, olbrzymia doza nadziei, która rodzi się z przekonania, że ten świat należy do żywego Boga i każdy człowiek, który szuka – ostatecznie w taki czy inny sposób znajdzie.

Rozmawiał Michał KŁOSOWSKI

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się