Konferencje prasowe

Konferencje prasowe przed meczami nie mają sensu

Konferencje prasowe przed meczami piłkarskimi nie mają sensu. To relikt minionej epoki, który w dobie internetowego dziennikarstwa sportowego i mediów społecznościowych nie wnosi niczego do debaty o sporcie, nie wzbogaca też wiedzy kibiców.

Po co nam przedmeczowe konferencje prasowe?

Poważna atmosfera, kilka banalnych pytań, na które każdy zna odpowiedź, kilka merytorycznych, na które piłkarze lub trener odpowiadają zawsze w ten sam sposób, do tego jedno lub dwa pytania niezwiązane z piłką nożną lub w ogóle ze sportem – to przepis na typową piłkarską konferencję prasową. 

Każdy ma prawo oglądać przedmeczowe konferencje prasowe jeśli tylko chce. Pytanie tylko po co? Internet roi się od rozrywek, które pochłaniają czas i nie wnoszą niczego pozytywnego do życia odbiorców. Czasem chodzi po prostu o relaks, ucieczkę od problemów dnia codziennego, chwilę dla siebie – nie ma w tym nic złego. Jeśli kogoś relaksuje oglądanie przedmeczowych konferencji lub najzwyczajniej w świecie sprawia mu to przyjemność, niech ogląda ile tylko może. Nie udawajmy jednak, że konferencje tego typu spełniają jakiekolwiek inne funkcje. Może poza jedną – sztucznie podbijają zainteresowanie widowiskiem, które ma dopiero nadejść i sprawiają wrażenie, że już teraz dzieje się coś istotnego. Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę ważne jest tylko to, co będzie na murawie. W głębi serca wszyscy kibice o tym wiedzą. 

Ani formy, ani treści…

Z przedmeczowych konferencji prasowych niemal nigdy nic nie wynika. Nie sposób dowiedzieć się z nich czegoś konkretnego, nie mówiąc już w ogóle o rzeczach istotnych. Niezależnie od tego, czy zadane przez dziennikarza pytanie będzie miało mniej czy więcej sensu, odpowiedź zawsze będzie taka sama. Wszyscy znamy te slogany: „to trudny teren”, „musimy pokazać, że stać nas na zwycięstwo”, „nie przestraszymy się”, „nie wolno lekceważyć rywala”, „dziś nie ma już słabych drużyn”, „musimy być w pełni skoncentrowani od pierwszej do ostatniej minuty”, „boisko zweryfikuje”, „myślimy pozytywnie”, „ciężko trenujemy”, „trener ma plan i musimy mu zaufać”, „nie przyjechaliśmy tu po to, żeby przegrać”, czy wreszcie nieśmiertelne „damy z siebie wszystko”. Mógłbym tak wymieniać jeszcze bardzo długo. Już przed konferencją prasową można śmiało założyć, że przynajmniej połowa tych stwierdzeń padnie podczas niej na żywo.  

Myśląc o konferencjach przedmeczowych często zastanawiam się, na co liczą dziennikarze zadający pytania. Niemożliwe przecież, że oczekują konkretów – to znaczyłoby, że nigdy wcześniej nie oglądali żadnej konferencji prasowej. Pytając o bardziej zaawansowane ustalenia taktyczne, nie można zakładać, że trener podzieli się z audytorium wartościowymi szczegółami, ponieważ nikt nie zdradzi swojego planu na mecz przed jego rozpoczęciem. Wszystkie inne ciekawe informacje, które mogłyby interesować kibiców – jak przewidywane składy, potencjalne ustawienie piłkarzy na boisku, stan zdrowotny zespołu, morale drużyny itd. – już na długo przed konferencją funkcjonują w obiegu internetowym, ponieważ zdobyli je i podali dalej dziennikarze sportowi prowadzący popularne konta lub kanały informacyjne. 

Zanim powstał internet, były tylko dwa sposoby, żeby dowiedzieć się takich rzeczy: przeczytanie gazety sportowej lub obejrzenie przedmeczowej konferencji prasowej. Po gazetę trzeba było jednak pójść do kiosku i za nią zapłacić. Konferencję nadawali w telewizji za darmo – przynajmniej w teorii. Teraz jest inaczej. Ilość darmowych i jakościowych treści o tematyce piłkarskiej w internecie jest tak duża, że trudno wyobrazić sobie, żeby poszczególne mecze dało się rozłożyć na jeszcze więcej czynników. Jeśli kibic chce coś wiedzieć, odpala You Tube’a lub odwiedza jeden z dziesiątków portali sportowych. Tam otrzymuje ekskluzywne wywiady z obecnymi i byłymi piłkarzami, newsy prosto z szatni, analizy taktyczne ekspertów, przewidywane składy, wieści o kontuzjach – innymi słowy wszystko, czego tylko mógłby zapragnąć. Następnie włącza konferencję prasową przed meczem reprezentacji Polski i słyszy pytanie: „czy sądzisz, że reprezentacja jest gotowa do rywalizacji z…”, po czym następuje odpowiedź: „rywalizacja z nimi to zawsze duże wyzwanie, mają bardzo jakościowych piłkarzy, ale gra z Orzełkiem na piersi zobowiązuje”. Po serii podobnych pytań i odpowiedzi atrakcja się kończy. Pytam ponownie: Po co? Dla kogo? 

„Poważne” i „niepoważne” pytania

Podczas jednej z konferencji prasowych, które odbyły się przed meczem barażowym Polski z Estonią o awans do EURO 2024, jeden z dziennikarzy zadał Robertowi Lewandowskiemu żartobliwe pytanie niezwiązane z piłką nożną. Chodziło o jego wrażenia ze spotkania z polską influencerką młodego pokolenia. Część środowiska medialnego, które zajmuje się sportem, wyraziła z tego powodu swoje zażenowanie, a nawet wzburzenie. Być może pytanie faktycznie było absurdalne, dla niektórych nie na miejscu, bo nie dotyczyło przecież tematyki sportowej. Czy jednak aż tak bardzo odstawało poziomem od typowego zagadnienia rodem z generatora „poważnych” pytań sportowych? Czemu miałoby być gorsze od kwestii pokroju: „jak ci się gra u boku…[tu podstawić nazwisko piłkarza]” lub „czy dobrze odnajdujesz się na pozycji…[tu podstawić dowolną pozycję na boisku], skoro twoją nominalną pozycją jest…[tu podstawić dowolną inną pozycję na boisku]”? Odpowiedzi na oba te pytania znam już w tej chwili. Nie muszę wcale wiedzieć, komu potencjalnie zostałyby zadane. W pierwszym przypadku: „On [tu podstawić nazwisko piłkarza] jest bardzo jakościowym zawodnikiem, ważnym dla zespołu”. W drugim: „Rolę na boisku wyznacza trener. Zagram tam, gdzie najbardziej przydam się zespołowi”. Konferencję możemy zamykać.

Pewną nowość, która świetnie się przyjęła wśród kibiców, wprowadził podczas Mistrzostw Świata w Katarze (2022 r.) trener Hiszpanów Luis Enrique. W trakcie mundialu zamiast standardowych konferencji prasowych, których nigdy nie lubił – i nigdy tego nie ukrywał – postanowił uruchomić autorski stream na platformie Twitch. Podczas wystąpień opowiadał o piłce tak, jak chciał. Sam wybierał tematy, pozwalał sobie na żarty i cięte riposty, a ponadto umożliwił fanom zadawanie własnych pytań. Nie był ograniczony sztywną formą konferencji, a zamiast tego wyjaśniał poszczególne zagadnienia w fascynujący sposób – jak wytrawny wykładowca tematyki sportowej. Streamy Luisa Enrique oglądały setki tysięcy ludzi z całego świata – nie tylko Hiszpanie. Jeśli przyszłość „konferencji prasowych” będzie wyglądać właśnie tak, chętnie wykupię karnet na udział w tym przedstawieniu. W przeciwnym wypadku format ten nie ma po prostu sensu.

Patryk Palka

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się