konserwatyści

Czas na policzenie się konserwatystów

Brak silnej formacji konserwatywnej w Polsce negatywnie odbija się na naszej polityce. Tym bardziej że w ostatnich wyborach większość Polaków zademonstrowała poglądy centroprawicowe bądź prawicowe. Takie poglądy ma ponad połowa posłów w nowo wybranym Sejmie.

„Nigdy nie można planować przyszłości na podstawie przeszłości” – mawiał Edmund Burke, jeden z najwybitniejszych myślicieli konserwatywnych. Trafności tej myśli dowiodły wybory parlamentarne w Polsce z 15 października 2023 r., gdyż ich wynik zaskoczył zdecydowaną większość obserwatorów krajowej polityki. Zaskoczeniem były frekwencja, wysoki wynik dotychczasowej opozycji, ale także stosunek sił między poszczególnymi ugrupowaniami, które weszły do parlamentu. Ponadto wbrew zapowiedziom ostatnie wybory w Polsce nie okazały się rewolucją w sferze światopoglądowej – w tym sensie, że zdecydowana większość mandatów trafiła do posłów mających poglądy sytuujące ich w politycznym centrum lub na prawo od niego. Wyraźny jest sygnał, że Polacy nie chcą w kraju żadnych obyczajowych wojen, radykalnego przestawiania ideowego wahadła z prawej strony na lewą. Pod względem światopoglądowym od mocnych zmian wolą utrzymać status quo.

Czy to znaczy, że polska polityka jest zdominowana przez konserwatystów? Zdecydowanie nie. Zawsze mnie irytuje, gdy oglądając francuską czy brytyjską telewizję, słyszę, że Prawo i Sprawiedliwość jest w nich określana jako „partia konserwatywna”, bo to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. PiS jest ugrupowaniem prawicowym, nie konserwatywnym. Francuski historyk René Rémond w swojej klasycznej książce Les Droites en France opisywał różne typy sił politycznych. W zaproponowanej przez niego systematyce znalazły się trzy kategorie ugrupowań prawicowych: legitymiści, orleaniści i bonapartyści. Sięgając po język bardziej współczesny, te archaiczne określenia można zastąpić następującymi: konserwatyści, liberałowie i autorytaryści. I w przedstawionej przez niego definicji konserwatyzmu (legitymizmu) PiS się nie mieści.

Według Rémonda legitymizm to koncepcja polityczna wyrastająca z ultralojalizmu czasów monarchii francuskiej. Narodził się w reakcji na rewolucję francuską – i był przeciwny wprowadzanym przez nią regułom. Współczesna wersja tego nurtu – konserwatyzm – daje się zdefiniować jako prawicowa myśl polityczna cechująca się poszanowaniem dla instytucji państwa, niechęcią do silnej, dominującej władzy centralnej, wsparciem dla samorządów czy utrwalonych tradycją korporacji zawodowych. A przede wszystkim jest nurtem szanującym tradycję i odrzucającym wszelkie formy radykalizmu. Ten nurt cechuje myślenie antyutopijne. Jest przeciwny koncepcjom zakładającym burzenie, by zbudować coś nowego – bo wychodzi z założenia, że nowego, wspaniałego świata nigdy nie uda się stworzyć. Większość konserwatystów hołduje realizmowi politycznemu, odrzucając demagogię, populizm, i traktuje obywateli z powagą.

Nie jest łatwo wskazać przykłady polityków konserwatywnych. Na pewno był nim António Salazar, portugalski przywódca w latach 1932–1968. Ale już często określana tym przymiotnikiem niemiecka partia CDU w rzeczywistości jest siłą prawicową, nie konserwatywną. Podobnie Charles de Gaulle. On sam się nigdy nie definiował jako człowiek prawicy, ale trudno umieścić go w innym miejscu na mapie politycznej. Jednocześnie określenie „konserwatysta” do niego nie pasuje, gdyż był politykiem wprowadzającym radykalne zmiany. Konserwatyści tego nie robią.

We współczesnej polskiej polityce można znaleźć przedstawicieli konserwatywnego myślenia, choć ci politycy nie tworzą jednej oddzielnej formacji, są rozrzuceni po różnych strukturach politycznych i samorządowych. Mówię przede wszystkim o środowisku Centrum dla Polski, które tworzą m.in. Kazimierz Ujazdowski, Ireneusz Raś, Jacek Tomczak. Intelektualne role odgrywają w nim prof. Jacek Wojnicki i Marek Tokarczyk. Generalnie widać, że we współtworzonej przez PSL Koalicji Polskiej jest przestrzeń dla tego rodzaju poglądów. Także środowisko, które zostało wierne Jarosławowi Gowinowi, ma konserwatywne korzenie. Podobnie można powiedzieć o części posłów Konfederacji – choć w jednej partii funkcjonują razem z prawicowymi radykałami i libertarianami. Trudno natomiast dziś znaleźć konserwatystów w Koalicji Obywatelskiej. Moim zdaniem żaden ideowy konserwatysta nie mógł się tam znaleźć w chwili, gdy lider tej partii, Donald Tusk, za warunek kluczowy postawił kwestię akceptacji radykalnej koncepcji liberalizacji ustawy aborcyjnej. Wolność własnego sumienia, szacunek dla ludzkiego życia to są wartości dla konserwatystów niezwykle ważne, dlatego nie mogli się znaleźć na listach wyborczych tego ugrupowania.

Oddzielną sprawą jest to, że brak silnej formacji konserwatywnej w Polsce negatywnie odbija się na naszej polityce. Tymczasem łatwo sobie wyobrazić w polskim życiu publicznym centroprawicowe ugrupowanie, w ramach którego istnieje akceptacja dla poglądów konserwatywnych. Tym bardziej że w ostatnich wyborach większość Polaków zademonstrowała poglądy centroprawicowe bądź prawicowe. Nie oznacza to, że są oni w pełni konserwatystami, ale pokazali, że opowiadają się za wartościami dla konserwatystów ważnymi, jak poszanowanie tradycji, świadomość znaczenia tożsamości narodowej, roli chrześcijaństwa w życiu naszego narodu.

Długo w Polsce obserwowaliśmy, jak poglądy konserwatywne utożsamiano z PiS-em – to była konsekwencja działań mediów liberalno-lewicowych, które ciągle łączyły te dwa pojęcia. Tymczasem Polacy w wyborach 15 października 2023 r. odrzucili PiS nie dlatego, że odrzucili konserwatyzm. Ta decyzja nie była formą sprzeciwu wobec tego, że obóz rządzący w latach 2015–2023 werbalnie bronił dziedzictwa Jana Pawła II i odwoływał się do patriotyzmu. Polacy podjęli tę decyzję, mimo że rządzący tak mocno bronili tradycyjnych wartości. Najlepiej potwierdza to wynik Lewicy, która zdobyła o 23 mandaty mniej niż w poprzednich wyborach w 2019 r. To konsekwencja profilu tego ugrupowania. Dziś Lewica w Polsce nie jest partią, która zajmuje się obroną klasy robotniczej i walką o pomoc dla warstw najbiedniejszych. Obecnie specjalizuje się ona przede wszystkim w reprezentowaniu mniejszości seksualnych, oczekuje stałego rozszerzania katalogu praw człowieka o tzw. kwestie postępowe i obyczajowe. Taki trend na lewicy obowiązuje od dawna, widoczny jest silnie w krajach zachodnich, przeniósł się także do Polski – ale rezultat Lewicy w ostatnich wyborach pokazał, że Polacy nie są skłonni go popierać.

Przywiązanie do tradycyjnego porządku wartości w Polsce jest cały czas silne, mimo to partia, która mieniła się jako jego główny obrońca, nie odniosła w ostatnich wyborach sukcesu. Przesądziły o tym trzy czynniki. Po pierwsze, Polacy nie akceptowali wyraźnego zamysłu budowy państwa coraz bardziej autorytarnego, coraz mocniej podporządkowanego jednej osobie. Po drugie, zanegowali nieodpowiedzialną politykę ciągłego konfliktu z Unią Europejską, który doprowadził do tego, że Polska znalazła się w politycznej izolacji pomimo swojego zaangażowania na rzecz sprawy ukraińskiej. Przecież w konsekwencji tych działań obecnie mamy jako państwo tylko jednego pewnego sojusznika: Stany Zjednoczone, które w dodatku w 2024 r. mogą mieć prezydenta gotowego szukać szybkiego porozumienia z Rosją. Po trzecie, sposób prowadzenia kampanii wyborczej przez PiS, przede wszystkim przez Jarosława Kaczyńskiego, który w kolejnych przemówieniach wskazywał samych wrogów, akcentując samotność Polski zmuszonej do samodzielnej obrony naszej suwerenności. To wszystko Polacy zanegowali – ale widać wyraźnie, że nie odwrócili się od poglądów centrowych, centroprawicowych i prawicowych, skoro takie poglądy ma ponad połowa posłów w Sejmie.

Dziś znaczenie takich słów jak „prawica” czy „konserwatyzm” jest wypaczone – przez to, że przez lata utożsamiano je z Prawem i Sprawiedliwością oraz prowadzoną przez tę partię polityką. Czeka nas żmudny proces przywracania tym pojęciom ich właściwego sensu – takiego, jaki obowiązywał w Polsce jeszcze na przełomie XX i XXI wieku. Przecież rządzący wtedy krajem premier Jerzy Buzek z dumą podkreślał, że stoi na czele gabinetu centroprawicowego.

Po wyborach 15 października 2023 r. rozpoczął się proces ponownego układania relacji między prawicą i lewicą w Polsce. Ale jeśli nowy rząd zacznie realizować silnie lewicową agendę, to reakcja na to będzie dokładnie taka, jaka pojawiła się na ideologiczne przegięcie ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Bo Polacy nie chcą rewolucji ideologicznej. Chcą przede wszystkim wolności, możliwości swobodnej dyskusji. Odrzucają każdą formę indoktrynacji – bez względu na to, czy ma ona profil prawicowy, czy lewicowy. Potwierdził to dobry wynik w wyborach Trzeciej Drogi – ugrupowania wewnętrznie silnie zróżnicowanego, w którym jednak funkcjonuje grupa polityków świadoma tego, że próba narzucenia jakiegokolwiek skrętu Polakom byłaby czymś złym, zablokowałaby możliwość osiągnięcia celu nadrzędnego: pojednania Polaków. Bo ani Jarosław Kaczyński, ani Donald Tusk nie mają możliwości odbudowy jedności narodowej. Mamy ją natomiast my wszyscy jako naród.

„Nasza cierpliwość pozwoli nam osiągnąć więcej niż nasza siła” – jeszcze jedno odwołanie do Edmunda Burke’a, które potwierdza, że wartości konserwatywne mogą się okazać tymi, które zdołają połączyć skłóconych dziś Polaków.

Tekst pierwotnie ukazał się w miesięczniku opinii „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Prof. Aleksander HALL

Prof. Aleksander HALL

Polityk i historyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki. Działacz opozycji w PRL, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, poseł na Sejm I i III kadencji. Kawaler Orderu Orła Białego.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się