mieć dzieci

Mieć dzieci to przywilej, którego zbyt wielu nie docenia. Brak własnych dzieci to katastrofa, której zbyt wielu nie rozumie 

Wybitna brytyjska matematyczka i pianistka dr Eugenia Cheng opowiada o swoim doświadczaniu bezdzietności wcale nie z wyboru. Jej poruszająca i intymna opowieść świetnie ilustruje problemy, o których demografowie mówią otwarcie: to nie tak, że ludzie nie chcą mieć dzieci. 

„Piszę popularne książki o matematyce, regularnie daję koncerty pianistyczne i uczę w School of the Art Institute of Chicago. Mieszkam z cudownym i kochającym partnerem w pięknym domu w moim ulubionym mieście. Pod wieloma względami moje życie jest takie, jakie zawsze sobie wymarzyłam, z wyjątkiem jednej bardzo ważnej rzeczy: nie jestem matką. A chciałabym nią być. Bezdzietność to coś, co opłakuję każdego dnia” – tak Eugenia Cheng rozpoczyna swój tekst dla The Wall Street Journal.

Czy naprawdę młode kobiety nie chcą mieć dzieci?

Dr Eugenia Cheng to postać w Stanach i Wielkiej Brytanii znana bardzo dobrze. Jej książka „How to bake Pi” („Jak upiec liczbę pi” – gra słowna ze słowem „pie” – ciasto — red.), w której za pomocą języka kulinariów opowiada o najważniejszych teoriach matematycznych, weszła do kanonu książek popularnonaukowych, które po prostu trzeba znać.

Gdy czytałam jej poruszającą opowieść o tym, dlaczego ona — piękna i zdolna 48-letnia kobieta — nie ma dzieci, choć zawsze o nich marzyła, natychmiast przypomniała mi się rozmowa z demografem Mateuszem Łakomym, którą kilka tygodni temu przeprowadziłam dla „Gazety na Niedzielę”. Odpowiadając na oczywiste pytanie o przyczyny tak niskiej dzietności Polaków (rozmawialiśmy o Polsce, ale w kontekście świata) na pierwszym miejscu wcale nie wymienił przemian kulturowych, w których kobiety na pierwszym miejscu stawiają teraz swoją karierę, ale rozjechanie się edukacyjne mężczyzn i kobiet.

„Obecnie mamy bardzo dużą dysproporcję w edukacji między kobietami i mężczyznami co utrudnia nawiązywanie relacji i budowanie trwałych związków. A dzieci rodzą się przecież właśnie w rodzinach. Mamy więc plagę singielstwa, która w dużej części nie wynika wcale z dążenia do samorealizacji, ale właśnie z powodu rozejścia się statusu społecznego i ekonomicznego kobiet i mężczyzn” – mówi Mateusz Łakomy w rozmowie dla „Gazety Na Niedzielę”.

Przejmująco opisana historia Eugenii Chang jest nijako ilustracją myśli autora niedawno wydanej książki „Demografia jest przyszłością”. 

Mężczyźni wolą głupsze kobiety?

Dr Cheng pisze, że zawsze chciała być matką, liczyła się z kosztami — również społecznymi, jakie się z tym wiążą — a kariery chciała wyłącznie po to, by móc utrzymać przyszłą rodzinę. W wieku 25 lat była w pełni gotowa na to, by przyjąć dziecko. Niestety, żaden z jej ówczesnych partnerów nie chciał wtedy dzieci, uważali, że dla nich to o wiele za wcześnie. Następne lata spędzała zatem nie tylko na tym, by pisać matematyczne książki i rozwijać talent muzyczny ale również na tym, by znaleźć mężczyznę, który chciałby mieć z nią potomstwo.

Niestety, okazywało się, że prędzej czy później potencjalni kandydaci rezygnowali z randek. Kilku miało jednak odwagę szczerze wyznać powód, dla którego nie chcą wejść z nią w bliższą relację: „Wiem, że nigdy nie znajdę nikogo lepszego od ciebie, ale o to właśnie chodzi: muszę być z kimś gorszym od ciebie”. Inny przyznał po kilku randkach: „Chcę być z kimś inteligentnym, ale… mniej inteligentnym ode mnie” – relacjonuje ich słowa dr Eugenia Cheng. 

Oto problem: mamy więc piękną i inteligentną młodą kobietę – idealną wprost na matkę, która nie może być matką ponieważ mężczyźni, których spotyka wolą głupsze od siebie kobiety. Być może to pokłosie wielowiekowej kultury patriarchalnej, świadomie lub nieświadomie ciągle przekazywanej kolejnym pokoleniom chłopców?

Matematyczka przyznaje, że ostatecznie znalazła mężczyznę, który nie bał się jej zdolności, jej kariery i jej wszechstronności – ale niestety ona miała już wtedy 39 lat i najbardziej płodne lata za sobą. Fiaskiem skończyły się także kosztowne finansowo i zdrowotnie próby zapłodnienia metodą in vitro: nawet jeśli w końcu była w ciąży, po kilku tygodniach dochodziło do poronienia. Ostatecznie jest spełniona na wielu życiowych polach, ale ciągle opłakuje swoją wcale niewybraną bezdzietność.

Jej opowieść jest bogatsza w różne przemyślenia towarzyszące jej żałobie za niespełnionym macierzyństwem, dlatego przede wszystkim warto przeczytać jej osobisty tekst w całości.

Dobrze, że ukazują się tego rodzaju historie – szczególnie, jeśli piszą je osoby takie, jak dr Eugenia Cheng. Problem bezdzietności nie z wyboru jest bowiem jedną z ważniejszych i trudniejszych do pokonania przyczyn wymierania zachodnich społeczeństw. Także – jak pokazują najnowsze dane demograficzne – polskiego. Zamiast znajdywać łatwe wytłumaczenia, obarczające winą za niską dzietność przemiany kulturowe, upadek tradycyjnych wartości, materializm, karierowiczostwo czy rzekome wygodnictwo młodych kobiet – lepiej wsłuchać się w opowieści tych, których problemy dotyczą bezpośrednio. Otwarcie się na dyskusję i szukanie rozwiązań, nawet jeśli są bardzo trudne do wykonania, może pomóc. Od czegoś trzeba przecież zacząć.

Anna Druś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się