papcio chmiel książka

Papcio Chmiel mentalnym ojcem kilku pokoleń Polaków

Papcio Chmiel stał się dobrem narodowym, bohaterem zbiorowej wyobraźni, wychowawcą i naczelnym humorystą kraju. Jest mentalnym ojcem kilku pokoleń Polaków zaczytanych w przygodach Tytusa, Romka i A’Tomka.

Minimum pięć kieszeni

Dzięki wspomnieniom jego dzieci, Monique i Artura, poznajemy Papcia Chmiela jako ojca, człowieka, obywatela codzienności. Także w tej życiowej roli był niezwykły, co łączyło się z fajerwerkami, ale też uczyło obrony swojej inności w grupie rówieśników.

Monique: Sam siebie kreował. Nigdy nie korzystał z doradców, PR-owców. Nie znał takich pojęć. Chciał, żeby ludzie także poprzez swój wizerunek i styl życia sprawiali sobie radość i wyrażali siebie. Podczas pobytów w Stanach Zjednoczonych najchętniej kupował ubrania z drugiej ręki. Kiedyś w takiej ofercie wypatrzył typowo amerykański jasny garnitur. Kupił go, wystroił się i nie był zachwycony sobą. Ubrał się tak tylko dla dowcipu. „Popatrz – zwrócił się do mnie. ‒ Teraz jestem jak prawdziwy Amerykanin”. Zrobiłam mu w nim zdjęcie. Ma na nim dziarską minę i dumnie wypina pierś.

Pamiętam, jak kiedyś w Stanach kupowałam z tatą ubrania:

– Tato! Ile tu sklepów! ‒ spontanicznie reaguję na handlowej ulicy w jakiejś amerykańskiej metropolii.

– Moni… – zaczyna tata i od razu wiem, że zaraz usłyszę jego dłuższą przemowę. – Moni, do sklepów to chodzą Amerykanki, bo one się nudzą. Nie mają co z czasem robić. Bezmyślnie przebierają więc między wieszakami. Szukają czegoś, w czym, jak im się wydaje, będzie im ładnie. Ty nie po to tyle się uczyłaś, aby teraz zastanawiać się, w jakim ciuchu wzbudzisz zachwyt prymitywnych facetów. Masz szydełkową sukienkę, która świadczy o twojej pracowitości i poczuciu piękna. Dziergałaś to dzieło przez miesiąc. To po co chcesz kupować jakieś sweterki z akryliku, co nie przepuszczają powietrza? – A po chwili dodaje: – W Ameryce nie trzeba kupować ubrań. Każdy, kogo tu odwiedzamy, jest nam bardzo wdzięczny, że może nam jakieś podarować, bo ludzie tutaj lubią dużo kupować, a potem okazuje się, że tyle pracują, że brak im czasu i okazji, żeby nosić to, co mają w szafach.

Po pewnym czasie przechodzimy obok sklepu odzieżowego, który organizuje wyprzedaż i wystawia cały towar – z metkami – na zewnątrz. Sztuka po dolarze. Ubrania same do nas wychodzą. Ładujemy całą torbę kolorowych spodni. Sprzedawca dziękuje nam, że się ich pozbył. Fioletowe spodnie miały być dla mnie, ale kupione bez przymierzenia okazały się za duże, i mój szczupły tata bez żenady je przymierzył. Pasowały idealnie. I już w nich został.

Ojciec nosił kolorowe koszule i we wzorki, przynajmniej w paski. Jego wizerunek przyciągał wzrok innych. Ludzie w Polsce oglądali się za nim.

Stworzył wiele autoportretów – malarskich, fotograficznych, tkanych. Jest też bohaterem swoich komiksów. Na tych rysunkach ma niesamowicie dużą czuprynę, kowbojskie buty, obowiązkowo fioletowe dżinsy i kwiaciastą koszulę – naprawdę tak wyglądał. Nie wiem, czy dopasowywał wygląd do rysunku, czy odwrotnie.

Żył w swojej wyobraźni. Niemal niczym, co rzeczywiste, się nie przejmował. Jak nie chciał, to nie przyjmował do wiadomości jakichś aktualnych informacji, nie zastanawiał się nad zaistniałymi właśnie sytuacjami, nie przejmował się rachunkami.

Artur: W PRL-u płaszcze były tylko szare, garnitury też. Wszystko szare i wszędzie szaro, padał nawet szary deszcz. I w tej szarości idzie sobie ulicą facet w fioletowych spodniach i żółtej koszuli, z długimi bujnymi włosami i równie długimi dziwnie przystrzyżonymi wąsami – i to jest mój ojciec!

W dawnych wiekach mężczyźni wyglądali jak pawie – kolorowi i dumni. Każdy chciał być zauważony. Tata poprzez swój wizerunek walczył o powrót koloru i piękna do świata, także męskiego świata. Nie chodził do fryzjerów, bo im nie wierzył. Był przekonany, że wszyscy strzygą tylko na krótko. Stawał więc przed lustrem i sam sobie robił fryzurę oraz układał wąsy.

Monique: Eksperymenty z zarostem tata zaczął już w latach sześćdziesiątych, ale wtedy uległ mamie i zgolił wyhodowaną brodę. Typem swoich wąsów nawiązał do stylu motocyklistów, ludzi – stereotypowo – twardych i bezwzględnych. Poszerzały jego dolną szczękę i dodawały mu męskości. Początkowo były czarne, potem upodobniły się kolorem coraz bardziej siwej czupryny.

Artur: Obiecał kiedyś mamie, że pójdzie z nią na bal sylwestrowy, co było jej marzeniem. Jak zawsze na taką okazję uszyła sobie wspaniałą sukienkę. Okazało się, że z obietnicą taty wiązał się pewien warunek. Tak, pójdzie na imprezę, ale włoży na nią spodnie na szelkach. „Heniu, czy zawsze wszystko musi być śmieszne?” ‒ łamiącym się głosem zapytała mama. „Czy choć czasem nie może być eleganckie, ładne, normalne?”

Monique: Prezenty ubraniowe denerwowały tatę. „Przecież widzisz, że mam kurtkę. Spodnie też mam. I buty. Niczego nie chcę” ‒ tak reagował na moje propozycje. Tylko raz ucieszył się z ubrania, które przywiozłam mu ze Stanów. Była to ortalionowa panterka pomarańczowa od spodu, z masą ukrytych kieszeni. Pasowała do wojskowego stylu, który ojciec lubił. Sweterek, który mu zrobiłam na drutach, był dla niego dobry przez czterdzieści pięć lat.

Nie istniały dla niego marki ubrań. Wszystkie buty były takie same. No, poza kowbojskimi, które chętnie wkładał. Wpisywały się w westernowy styl, tak lubiany przez tatę. Romek w komiksie często w nich występuje. Jednak najważniejsze dla taty w butach było to, żeby nie uwierały.

Wymóg w odniesieniu do spodni i kamizelek był jeden ‒ musiały mieć co najmniej pięć kieszeni. Bardzo chętnie chodził w kamizelkach, różnych: wełnianych, ortalionowych, z filcu. Ulubiona była zielona. Miałam wrażenie, że nosi ją ciągle. To było przerażające! Nawet poszedł w niej odebrać odznaczenie państwowe od prezydenta.

Ubrania musiały być luźne, o numer za duże. Nie znosił mieć czegoś przy ciele.

Artur: Ojciec zawsze był przygotowany na wycieczkę albo na wszelkie okoliczności, dlatego potrzebował wielu kieszeni, żeby zmieścić w nich niezbędne rzeczy, między innymi scyzoryk szwajcarski, pęki kluczy (do samochodu, pracowni i mieszkania), dokumenty, długopisy i ołówki. Musiał być obładowany, wtedy lepiej się czuł.

Monique: Tata dziesiątki lat temu, zanim ten trend w ogóle się zaczął, żył według zasad zrównoważonego rozwoju (sustainability), o którym teraz tyle się mówi. Znajdował inne zastosowanie dla rzeczy lub je przetwarzał, aby ich nie wyrzucać bez powodu i nie zaśmiecać planety. Od zawsze troszczył się o Ziemię, żył ekologicznie i zdrowo. Sprzeciwiał się tak widocznemu w Ameryce konsumpcjonizmowi. W pytaniu: „Po co mi drugi sweter, jak już mam jeden?” – zawarta była jego głęboka życiowa filozofia. Nie uznawał kożuchów i futer, bo nie godził się na zabijanie zwierząt w tym celu. Nie chciał mieć drogich rzeczy, na przykład zegarków. Akceptował budzik i nowinkę techniczną jakim był zegarek elektroniczny, który kupił mu Artur w Stanach.

Z konfekcji miał słabość do nakryć głowy. Lubił, gdy miał ich wybór. Hełmów, czapek wojskowych, ruskich papach, ludowych kapelusików i kapeluszy kowbojskich, beretów, cylindrów i wszelkich innych. Zbierał je, przywoził zewsząd, kupował. Pamiętam na przykład hełm poniemiecki z drugiej wojny światowej, podobno porzucony przez jakiegoś uciekającego żołnierza. Jeśli chodzi o krawaty czy apaszki, to miał pojedyncze sztuki, ale śmieszne, też we wzorki. Szaliki na drutach robiła nam mama, więc je nosił, były pod ręką.

Monique Chmielewska-Lehman
Artur Chmielewski
Karolina Prewęcka

Fragment książki Papcio Chmiel udomowiony, wyd. Prószyński i S-ka, 2023 r. [LINK]

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się