Mit Europy

Przyszłość Europy decyduje się dzisiaj

Mit Europy, który opiera się na modelu wolności i demokracji, będzie silny i przetrwa, jeśli instytucje europejskie będą w stanie decydować w bardziej wolny i demokratyczny sposób.

Europa narodziła się na skrzyżowaniu chrześcijaństwa i Rzymu. Należę do uprzywilejowanego pokolenia, które doświadczyło wszystkich wspaniałych korzyści płynących z integracji Europy, ponieważ mieliśmy siedemdziesiąt lat rozwoju dobrobytu, możliwości i wiedzy, siedemdziesiąt lat bez wojen. Tym wszystkim była Europa dla pokolenia ludzi, którzy dzisiaj zbliżają się do siedemdziesiątki, których życie pokrywa się z podróżą europejską. Europa jest koncepcją i bardzo dynamiczną rzeczywistością. Nie możemy sobie pozwolić na to, by traktować Europę jako coś oczywistego, jako coś, co istnieje, co ma swoje zasady i co po prostu musimy wspierać. Nie. Sensem Europy jest budowanie rzeczywistości, w której można iść do przodu lub się cofać. Tak ważny kraj jak Włochy, trzecia co do wielkości gospodarka i trzeci co do wielkości kraj w Europie pod względem liczby ludności, musi wnieść wkład w nadawanie kierunku, w którym ma zmierzać Unia Europejska. Nie może po prostu grzecznie siedzieć przy stole, który jest już zastawiony.

Mieliśmy czas „europeizmu heroicznego”, europeizmu początków, koncepcji Spinellego, a także europeizmu włoskich mężów stanu. Alcide De Gasperi w przemówieniu do senatu w 1950 roku powiedział: „Ktoś stwierdził, że Federacja Europejska jest mitem. To prawda. Jest to mit w sensie Sorelowskim. Ale wyjaśnijcie mi, jaki mit powinniśmy przedstawić naszej młodzieży w odniesieniu do stosunków między państwami, przyszłości Europy i przyszłości świata, bezpieczeństwa, pokoju, jeśli nie mit Unii. Czy chcecie mitu dyktatury? Mitu siły? Mitu własnego sztandaru, któremu towarzyszy heroizm? Wtedy znów wywołamy konflikt, który prowadzi do wojny. Ten europejski mit jest mitem pokoju”.

De Gasperi mówił o federacji jeszcze przed traktatami rzymskimi. Mieliśmy wtedy długi okres, o którym można powiedzieć, że był to „statyczny europeizm” – Europa jako rzecz oczywista. Świat jest podzielony na bloki. W bloku zachodnim istnieje wspólnota europejska, która jest przede wszystkim wspólnotą rynku, zasad handlu, które pozwalają nam rozwijać się pod względem gospodarczym. Trzydzieści lat temu, kiedy upadło imperium sowieckie, wszystko się zmieniło. Unia Europejska wykonała milowy krok, ponownie stała się projektem politycznym o ogromnych ambicjach, ale o dynamicznej europejskości, która może iść do przodu, ale może też się cofać. Jeśli ktoś wierzy w ten mit, nie może traktować go jako sytuacji, w której po prostu trzeba uczestniczyć. Musi uznać go za „ogród”, o którym mówił ojciec Occhetta, cytując Davida Sassoliego.

Częstym cytatem w przemówieniach, które wygłaszamy w Europie, jest powiedzenie Jeana Monneta, że Europa będzie się rozwijać pod wpływem swoich kryzysów. Czy to prawda? Nie zawsze. Doświadczyliśmy w ostatnim dwudziestoleciu rzeczywistości, w której ten rozwój poprzez kryzysy nie nastąpił. Mieliśmy w pierwszych dwóch dekadach XXI w. kryzys bankowy, a potem finansowy, kryzys euro, potem brexit i migrację. W okresie 2015–2016 nie udało nam się na poziomie europejskim odpowiedzieć na ruchy migracyjne o skali nieporównywalnej z tymi, których doświadczamy w ostatnich miesiącach i latach.

Czy przez te kryzysy Europa się rozwinęła? Być może wyciągnęła pewne wnioski. Niektórzy mówią, że bez Brytyjczyków jest silniejsza jedność, ale to się dopiero okaże, bo różnice są ważne. Mimo to sądzę, że koncepcja Jeana Monneta, że Europa rozwija się poprzez kryzysy, jest prawdziwa. Myślę, że Unia Europejska w ostatnich kilku latach wzmocniła się przede wszystkim w obliczu wyzwania, jakim była pandemia. Teraz wydaje się to dla nas oczywiste, wszyscy mamy świadectwa szczepień. Ale proszę pomyśleć, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Unii Europejskiej nie udało się zrealizować wspólnego zamówienia na szczepionki – byłby to czynnik wywołujący napięcia. Pomyślmy, jak bardzo różnice istniejące w wielkości budżetów krajów Unii Europejskiej zostałyby uwypuklone, gdyby nie było programu wspólnych inwestycji i wspólnego zadłużenia, który zrealizowaliśmy najpierw za pomocą mechanizmu wsparcia dla systemów zasiłków dla bezrobotnych (Sure), a następnie z wykorzystaniem programu PNRR. To epokowy punkt zwrotny. Łączenie długów dla wspólnych celów było czymś niezwykłym. Doprowadziło to do ożywienia gospodarczego. Unia Europejska osiągnęła poziom sprzed pandemii przed innymi wielkimi graczami globalnymi i miała większy niż oni wzrost w 2022 roku. Nigdy nie pomyślałbym, że Unia Europejska, a także Włochy, będą miały wyższy wzrost niż Chiny, a przynajmniej nie w ciągu ostatnich 30–40 lat. Ale stało się to w 2022 roku częściowo dlatego, że środki, które pochodziły ze wspólnie wyemitowanego długu, uspokoiły rynki i zaczęły przynosić pozytywne efekty.

Zaraz potem mieliśmy drugiego czarnego łabędzia, czyli rosyjską inwazję na Ukrainę z jej konsekwencjami, zarówno pod względem energetycznym, jak i gospodarczym. Moje pokolenie znowu doświadczyło inflacji. Wielu dzisiaj nie wie, co to jest wysoka inflacja, która zmienia sposób życia szczególnie osób o niższych dochodach. Niegdyś istniała pewna indeksacja, powiązanie płac i emerytur z inflacją, ale była ona niejednolita. Uważam, że Unia Europejska zareagowała w sposób właściwy. Z mojego punktu widzenia – nawet imponujący. Byłem ministrem spraw zagranicznych w miesiącach po rosyjskiej aneksji Krymu w 2014 r. i pamiętam europejski bełkot – próby zestawienia małych pakietów sankcji, które w zasadzie dotyczyły tylko pojedynczych osób. Nawet wokół tych prób pojawiały się wielkie trudności.

Teraz mieliśmy do czynienia z inną odpowiedzią – nieinterweniowanie w wojnę, ale wspieranie zaatakowanego kraju. Mieliśmy alternatywę: albo uczestniczyć w konflikcie, co byłoby nieodpowiedzialne i miałoby pewnie dramatyczne konsekwencje, albo wspierać zaatakowany kraj. I myślę, że Unia Europejska przez udzielenie tego wsparcia bardzo się wzmocniła. Putin sądził, że ją podzieli. Jako kolegium komisarzy pojechaliśmy do Kijowa na spotkanie z rządem ukraińskim i wielkie wrażenie wywarł na mnie fakt, że spędziliśmy siedem godzin na dyskusjach z ukraińskimi ministrami. Przez siedem godzin omawialiśmy różne etapy drogi Ukrainy do Unii Europejskiej i unii celnej. To jest mit Ukraińców, w którym upatrują oni swoją przyszłość. Nie NATO, chociaż to oczywiste, że i ono jest celem ich dążeń, lecz przede wszystkim Europa. Paradoksalnie ten mit jest często dużo silniejszy w krajach, które chciałyby wejść do Unii, niż w krajach już ją współtworzących, w których to, że mamy dobrobyt i prawa, jest traktowane jako oczywiste.

Unia Europejska wyszła silniejsza z tych dwóch kryzysów. Myślę, że ma za sobą trzyletni okres budujący jej tożsamość poprzez manifestację solidarności, która leżała u podstaw zaciągnięcia wspólnego długu, za którym przemawiał unijny interes gospodarczy. Niemcy nie chciały nadmiernego osłabienia jednolitego rynku, który jest zdecydowanie najważniejszym obszarem ich ekspansji handlowej. Jeśli jednolity rynek ucierpi, to zubożeje niemiecka gospodarka. Ale z pewnością kanclerz Merkel była świadoma potrzeby tej solidarności. Jako gracz geopolityczny Unia stopniowo dojrzewała w ciągu dwóch lat po covidzie, który całkowicie zmienił nasze wyobrażenie o globalizacji. Postawił wszystkie kraje przed problemem funkcjonowania łańcuchów dostaw, a potem wojna doprowadziła do zwiększenia trudności w związku z zerwaniem z uzależnieniem energetycznym od Rosji.

Gospodarka europejska opiera się na konkurencji i bardzo ścisłych ograniczeniach pomocy publicznej. Konkurencja pomiędzy różnymi firmami z różnych krajów, które nie są wspomagane przez państwo, zapewnia postęp, rozwój, innowacje. W dużej mierze jest to słuszne, ale wystarczy spojrzeć na dzisiejszy świat, aby zdać sobie sprawę, że oprócz tego potrzebujemy również strategii i wsparcia dla innowacyjnych przedsięwzięć – we Włoszech nazywaliśmy to polityką przemysłową. Trzyletni okres, który pod pewnymi względami bardzo zmienił sytuację w Europie, pozostawia nas jednak z pewnymi fundamentalnymi wyzwaniami, z którymi będziemy musieli się zmierzyć w nadchodzących miesiącach i latach. Chciałbym przybliżyć sześć z nich.

Pierwszym i być może najważniejszym jest transformacja ekologiczna. Przed covidem Komisja Europejska zaproponowała Europejski Zielony Ład. Chce być w tej dziedzinie liderem w świecie. Zarzut jest taki, że UE odpowiada za tylko 7–8 proc. światowej emisji CO2. Komisja Europejska zapowiedziała w grudniu 2019 r. zeroemisyjność do 2050 r. – dzisiaj duże państwa, w tym nawet Chiny, w jakiś sposób się do tego dostosowują, ponieważ staje się to czynnikiem nie tylko zrównoważonego rozwoju planety, ale także czynnikiem konkurencji w zakresie nowych technologii czy nowych miejsc pracy.

Ostatnie wybory regionalne w Holandii wygrała partia rolników, która uzyskała 31 proc. głosów. Na tę partię głosowali nie tylko rolnicy (jest ich w Holandii 54 000). To klasyczny przykład tego, że oferta polityczna pochodząca z peryferii może się okazać mobilizacją przeciwko wielkim miastom, a wszystko to w imię ambicji, aby wzmocnić transformację energetyczną. Jest to więc wielka gra polityczna, w której trzeba wybrać, po której stronie jesteśmy. Jeśli jesteśmy po właściwej stronie, musimy pamiętać, że aby wygrać tę grę, trzeba pomóc tym, których ta transformacja stawia w trudnej sytuacji.

Drugie wyzwanie dotyczy wzrostu gospodarczego, który musi być zrównoważony i prospołeczny. Obecnie prowadzone są prace w związku z reformą paktu stabilności – gra toczy się o to, jak uda się nam zmniejszyć zadłużenie. Nie możemy zignorować tego problemu.

Trzecie wielkie wyzwanie – najpierw pandemia, a potem kryzys energetyczny wywołały swego rodzaju globalny wyścig o czyste technologie i łańcuchy dostaw, ponieważ wszyscy zdali sobie sprawę z zagrożeń związanych z zależnością. Mieliśmy ponad 40 proc. rosyjskiego gazu w Europie, a teraz mamy poniżej 8 proc., osiągnęliśmy to w czasie krótszym niż rok, co jest imponujące. Istnieje jednak ryzyko, że te zależności pojawią się ponownie – na przykład w przypadku rzadkich minerałów, półprzewodników – od Chin lub Indii. Wszyscy rozwiązują ten problem poprzez dotacje dla swoich przedsiębiorstw, a to ma co najmniej dwie implikacje. Pierwsza jest taka, że trzeba pracować nad przekwalifikowaniem i dostosowaniem rynku pracy, aby sprostać tej ogromnej transformacji. We Włoszech udało się zmniejszyć bezrobocie i zwiększyć stopę zatrudnienia, ale z punktu widzenia statystyk europejskich mamy słaby wskaźnik zatrudnienia kobiet. W ostatnich dziesięcioleciach Włochom nie udało się wprowadzić skutecznej polityki pracy.

Równie fundamentalną sprawą będzie obrona idei globalizacji. Jest takie określenie, którego nie lubię, a które w ostatnich miesiącach często pojawia się w zachodniej debacie: friend-shoring. Po wszystkich rozmowach o offshoringu, shoringu, re-shoringu jednym z przesłań jest to, że relacje gospodarcze w zakresie handlu w coraz większym stopniu będą nawiązywane pomiędzy podobnie myślącymi krajami. Współpraca między krajami G7 zależy od tego, kto jest w rządzie. Uważam, że to błąd. Myślę, że dążenie Europy w ostatnich miesiącach pod hasłem de-risking not de-coupling, tzn. do uczynienia łańcuchów globalizacji bezpieczniejszymi – by uniknąć zależności, pogoni za niskimi kosztami pracy lub niskimi kosztami materiałów – może doprowadzić do napięcia geopolitycznego między USA a Chinami i powstania dwóch równoległych rynków globalnych, które nigdy się nie skrzyżują. Gdzie w tym „de-couplingu” znajdą się Indie, Brazylia, kraje arabskie?

Czwartym wyzwaniem jest utrzymanie naszego modelu społecznej gospodarki rynkowej – modelu, który sprawdził się podczas pandemii. Ostatecznie nasz model zadziałał znacznie lepiej niż model autorytarny (proszę pomyśleć o covidzie w Chinach), a także być może lepiej niż inne wolne modele, w których nie ma dobrobytu w europejskim sensie. Jasne jest, że i tu toczy się walka, bo kryzysy, które mamy za sobą, miały zwycięzców, a ci zwycięzcy zgromadzili nadzwyczajne zyski. W wielu krajach europejskich mówi się o tym, czy i jak opodatkować dodatkowe zyski, które zostały osiągnięte w niektórych sektorach. W Brukseli nie możemy tego zrobić, ponieważ UE nie może nakładać podatków, choć to oczywiste, że musimy znaleźć sposoby na zmniejszenie nierówności, jeśli pamiętamy o presji, jaką wywołała pandemia, i jeśli chcemy oddać trochę sprawiedliwości w ramach zielonej transformacji, pomagając tym, którzy są najbardziej potrzebujący. Jeśli tego nie zrobimy, będzie to naprawdę trudna gra.

Piąta kwestia. Dzisiaj skupiamy się na wymiarze horyzontalnym, między nami jako Unią Europejską a naszym wschodnim sąsiadem, Rosją. Ale nie możemy zapominać o przyszłości, która jest wymiarem wertykalnym. Jest to wymiar Europy, regionu śródziemnomorskiego, Zatoki Perskiej i Afryki. To wymiar, w którym za jakieś dwadzieścia lat będzie żyło kilka miliardów ludzi. Musimy wykorzystać to pozytywnie, co oznacza partnerstwo z Afryką, a nie „chińskie podejście” do niej. Musimy zająć się kwestią migracji, czego Unia Europejska nie zrobiła przez ostatnie piętnaście lat. I bądźmy szczerzy – nie udało jej się to dlatego, że są w niej kraje, które się temu sprzeciwiały pomimo wszystkich prób ich przekonania. Jeśli nie nadamy pozytywnego kierunku naszym stosunkom z regionem śródziemnomorskim i Afryką, to z perspektywy demograficznej, społecznej, zmian klimatycznych, rozwoju gospodarczego i rynku pracy – będzie bardzo trudno sprostać tym trudnościom.

Europa boryka się również z wyzwaniem związanym z demokracją i wolnością. Nie ogranicza się ono do pomocy Ukrainie w odparciu rosyjskiej inwazji. Jest to też pytanie o to, czy model oparty na demokracji i wolności działa właściwie, mimo że działa najwyraźniej skuteczniej niż reżimy autorytarne. Czy naprawdę jesteśmy arkadią? Mój hiszpański kolega Josep Borrell wywołał burzę, kiedy powiedział, że Unia Europejska jest „ogrodem demokracji” otoczonym przez dżunglę. W istocie cytował on książkę Roberta Kagana i wskazywał na ryzyko, że po okresie wielkiej ekspansji demokracji na świecie może nastąpić sytuacja, w której reżimy totalitarne okażą się skuteczniejsze.

Reżimy autorytarne nie potrafią wykorzystać kryzysów. To także odzwierciedlenie opinii bułgarskiego politologa Iwana Krastewa. Niemniej jednak wyzwanie to pozostaje i nie sprostamy mu, jedynie pomagając Ukrainie lub głosząc wolność i prawa na całym świecie. Musimy mieć w Europie własną odpowiedź na trudności demokracji i modelu opartego na wolności. I tu wracamy do tematu wyjściowego. De Gasperi mówił o federacji, marzeniu Spinellego. W tej kwestii nie możemy stać w miejscu. Europa nigdy nie będzie taka jak Stany Zjednoczone. Będzie to nadal zbiór autonomicznych państw narodowych, cedujących suwerenność na podmioty europejskie. Nikt nam tego nie odbierze. Myślę, że to właściwa droga. Kiedy zapytano Umberta Eco, jaki jest język Europy, odpowiedział, że językiem Europy jest tłumaczenie. To prawda, mamy armię tłumaczy. W Brukseli są dwadzieścia cztery języki, ale być może jest ich w Europie ze sto. W Rosji i Stanach Zjednoczonych jest po kilka języków. Tak więc zbiór państw pozostanie. Ale w jakim kierunku będzie on zmierzał? Czy idziemy do przodu, czy też się cofamy?

Jeśli chcemy, aby ten model demokracji, praw i wolności funkcjonował, musimy przede wszystkim być stanowczy, ponieważ są kraje, w których idee, które głosimy, nie zawsze są respektowane. Musimy rozwijać nasze instytucje europejskie w jedynym możliwym kierunku, czyli w kierunku doskonalenia demokracji. Czytałem właśnie książkę Timothy’ego Gartona Asha, zwolennika integracji europejskiej, który powiedział, że mechanizmy kształtowania polityki w Brukseli są jak instrukcja obsługi pralki. Jak się z tego wyrwać? Moim zdaniem dzieje się to stopniowo, poprzez wzmocnienie zdolności decyzyjnej Parlamentu Europejskiego, instytucji takich jak Komisja Europejska, a nie poprzez poddawanie wszystkiego ciągłym negocjacjom między poszczególnymi krajami. Nie jest to łatwe, ale jest to walka, którą należy prowadzić. Mit Europy, który opiera się na modelu wolności i demokracji, będzie silny i przetrwa, jeśli instytucje europejskie będą w stanie decydować w bardziej wolny i demokratyczny sposób.

Tekst pierwotnie ukazał się w nr 53 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Paolo GENTILONI

Paolo GENTILONI

Włoski polityk, w latach 2016–2018 premier Włoch, wcześniej szef MSZ, od 2019 członek Komisji Europejskiej.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się