Napoleon w Polsce
Kadr z filmu „Popioły” w reżyserii Andrzeja Wajdy, na zdjęciu Janusz Zakrzeński jako Napoleon Bonaparte.

Mit Napoleona w Polsce

Napoleon w Polsce. Zasadnicze pytanie nie brzmi: „dlaczego” ani „jak” mit ten powstał, ale co w biało-czerwonej legendzie Bonapartego jest faktem, a co ułudą i jakie wnioski z epopei napoleońskiej Polacy mogą wyciągnąć dzisiaj.

Bitwa! gdzie? w której stronie? – pytają młodzieńce,
Chwytają broń; kobiety wznoszą w niebo ręce;
Wszyscy, pewni zwycięstwa, wołają ze łzami:
„Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!”
(Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz)

Napoleon Bonaparte trwale zapisał się na kartach dziejów jako geniusz wojenny, który rzucił Europę na kolana i nagiął ją do swojej woli. Można w tym stwierdzeniu dostrzec przejaw podziwu i szacunku dla dokonań „boga wojny” – herosa, który rozkochał w sobie miliony osób i przekonał je do walki u swego boku. To część prawdy o Napoleonie. Środki, za pomocą których Cesarz Francuzów osiągał swoje cele, a przede wszystkim koszty ambicji Bonapartego, kładą się jednak cieniem na jego wizerunku. W wielkim władcy, wodzu i polityku pozwalają dostrzec tyrana, który splamił krwią każdy skrawek ziemi, po jakim stąpał. Porwał za sobą miliony, ale miliony również pogrzebał.

Dla większości mieszkańców Europy Napoleon jest postacią negatywną. Bywa określany „ludobójcą”, „zbrodniarzem wojennym”, a nawet „Hitlerem XIX wieku”. W Polsce sytuacja wygląda jednak inaczej. Przez ostatnie 200 lat Napoleon był nad Wisłą figurą powszechnie cenioną i szanowaną, a niepochlebne opinie o nim należały do rzadkości. Współcześnie – choć nie brak Polaków krytykujących Korsykanina – sytuacja się nie zmieniła.

Szacunek i podziw dla Napoleona są utrwalane w świadomości Polaków już od najmłodszych lat – po pierwszym zetknięciu z hymnem państwowym. Słowa Mazurka Dąbrowskiego doskonale oddają również istotę napoleońskiego mitu w Polsce. Dlaczego ten mit powstał? Ponieważ Bonaparte „dał nam przykład, jak zwyciężać”. Wszystkie inne kwestie, związane z domniemaną sympatią Napoleona do Polaków czy rzekomą romantyczną naiwnością i sentymentem tych ostatnich, mają drugorzędne znaczenie wobec zasadniczej prawdy: Napoleon dał Polakom krótkotrwałą, lecz realną nadzieję na odbudowę ojczyzny zniszczonej w 1795 r. Nigdy później, aż do wybuchu I wojny światowej, osiągnięcie tego celu nie było tak bliskie, jak w czasach napoleońskich. Ponieważ współczesna polska kultura wyrasta w dużej mierze z korzeni dziewiętnastowiecznych – z dorobku artystów, myślicieli i polityków, którzy podporządkowali swoją działalność sprawie niepodległości i czerpali z dorobku epoki napoleońskiej – mit Napoleona po dziś dzień jest nad Wisłą silny.

Zasadnicze pytanie w związku z funkcjonowaniem mitu napoleońskiego w Polsce nie brzmi zatem: „dlaczego” ani „jak” powstał, ale co w biało-czerwonej legendzie Bonapartego jest faktem, a co ułudą i jakie wnioski z epopei napoleońskiej Polacy mogą wyciągnąć dzisiaj.

Napoleon Bonaparte w swojej polityce nie kierował się sentymentem. Liczyła się dla niego wielkość Francji, do pewnego stopnia utożsamiana przez cesarza z jego osobistą chwałą i powodzeniem. W tym kontekście należy widzieć wszystkie poczynania Napoleona – także postępowanie wobec sprawy polskiej. Kiedy wyraził zgodę, by z początkiem 1797 r. w Mediolanie powstały polskie formacje wojskowe u boku armii francuskiej (Legiony Polskie), był to efekt chłodnej kalkulacji. Bonaparte potrzebował żołnierzy, by skutecznie prowadzić trudną kampanię we Włoszech. W latach 1797–1799 Polacy brali udział w walkach na północy, w centrum i na południu Półwyspu Apenińskiego, ponosząc przy tym poważne straty. Zdobywali dla Napoleona nowe terytoria, bronili tych, które były już pod jego kontrolą, tłumili antyfrancuskie powstania. Następnie wzięli udział w wojnie Francji z II koalicją, do której należały m.in. Austria i Rosja – dwa z trzech państw zaborczych, za sprawą których kilka lat wcześniej Rzeczpospolita przestała istnieć. 

Legioniści liczyli na to, że wraz z rozwojem konfliktu europejskiego wojska francuskie dotrą aż do ziem polskich, a wówczas oni sami „przejdą Wisłę i Wartę”, a następnie u boku Napoleona wywalczą szansę na odbudowę ojczyzny – „będą Polakami”, jak głoszą słowa napisanej przez Józefa Wybickiego Pieśni Legionów Polskich we Włoszech. Zmagania zakończył jednak traktat w Lunéville (1801 r.). Bonaparte, mimo serii zwycięstw nad Austrią, zdecydował się na pokój – z jego perspektywy strategicznie cenny, z polskiego punktu widzenia druzgocący i zdradziecki. Doprowadziło to do poważnego kryzysu idei legionowej. Polscy oficerowie podawali się do dymisji i otwarcie krytykowali politykę Francuzów. Stali się niewygodni, wobec czego część Legionów Jana Henryka Dąbrowskiego wcielono do armii włoskiej jako oddziały posiłkowe. Odtąd byli to „Polacy na żołdzie Republiki Włoskiej” (Polacchi al soldo della Repubblica Italiana). Pozostałych skierowano na wyspę San Domingo (dziś Haiti), gdzie stanęli przed zadaniem stłumienia antyfrancuskiego powstania niewolników. Większość polskich uczestników ekspedycji zmarła w jej trakcie. Do Europy wróciło zaledwie kilkuset żołnierzy. Na tym etapie Napoleon wydawał się zdrajcą sprawy polskiej, który cynicznie wykorzystał nadzieje Polaków do własnych celów. Epopeja napoleońska dopiero się jednak rozpoczęła.

Lata 1805–1806 przyniosły nową wojnę. Do koalicji antyfrancuskiej dołączyły Prusy – trzeci zaborca Rzeczypospolitej. Kapitalne zwycięstwa Napoleona i jego wybitnych marszałków nad wojskami pruskimi i austriackimi na nowo rozbudziły nadzieje Polaków. Niebezzasadnie, ponieważ w 1806 r. dwa z trzech państw zaborczych były pokonane, a wojska francuskie stacjonowały na terytorium dawnych ziem polskich – gotowe, by maszerować dalej na wschód w kierunku Rosji. Sprawa polska urosła wówczas do rangi ważnej figury w imperialnej grze między Napoleonem a carem Aleksandrem I. Stało się tak nie tylko z uwagi na sprzyjające okoliczności zewnętrzne, ale także – co równie istotne – dzięki postawie samych Polaków. Jan Henryk Dąbrowski i Józef Wybicki trafnie rozpoznali panujący klimat międzynarodowy i mimo zawodu, który Napoleon sprawił im w 1801 r., wyrazili gotowość formowania nowych polskich sił u boku Cesarza Francuzów w zamian za odbudowę państwa polskiego. 

Bonaparte nie złożył oficjalnej deklaracji, lecz po spotkaniu z nim Dąbrowski i Wybicki ogłosili odezwę wzywającą Polaków do powstania przeciw zaborcom i przyłączania się do armii napoleońskiej. Jej treść najlepiej wyjaśnia sens idei, która stała za ponownym zawierzeniem sprawy polskiej Napoleonowi: „Polacy! Napoleon wielki, niezwyciężony, wchodzi w trzykroć sto tysięcy wojska do Polski. Nie zgłębiajmy tajemnic zamysłów, starajmy się być godnymi jego wspaniałości. »Obaczę, powiedział nam, obaczę, jeżeli Polacy godni są być narodem. Idę do Poznania, tam się pierwsze moje zawiążą wyobrażenia o jego wartości«. Polacy! Od was więc zawisło istnieć i mieć Ojczyznę: wasz zemściciel, wasz stwórca się zjawił. Zabiegajmy mu drogę ze stron wszystkich, tak jak osierocone dzieci rzucają się na łono ojca. Przynoście mu wasze serca i odwagę wrodzoną Polakom: powstańcie i przekonajcie go, iż gotowi jesteście i krew toczyć na odzyskanie Ojczyzny. Wie, iż jesteście rozbrojeni. Broń i oręż z rąk jego otrzymacie. A wy, Polacy, przymuszeni przez naszych najeźdźców, bić się za nich przeciwko własnej sprawie, stawajcie pod chorągwiami Ojczyzny swojej. (…) Przypomnijcie sobie, iż proklamacja, która was do formowania Legionów Polskich we Włoszech wzywała, nie była ku waszej zdradzie użyta. Ci to są legioniści, którzy niezwyciężonego Napoleona pozyskawszy względy, dali mu pierwsze wyobrażenie o duchu i charakterze Polaków”.

Dąbrowski i Wybicki stawiali sprawę jasno. Są tylko dwie możliwości: albo służba w wojsku jednego z państw zaborczych i zgoda na „walkę przeciwko własnej sprawie”, albo dołączenie do Napoleona i „stanięcie pod chorągwiami Ojczyzny swojej”. Ich zdaniem, jeśli Polska miała odzyskać niepodległość, mogło się to stać wyłącznie dzięki Napoleonowi i tylko wówczas, jeśli Polacy wykażą się odpowiednią determinacją i hartem ducha. 

Czy rzeczywiście nie było lepszej możliwości? Jedynym innym wyjściem, na które Polak mógł się wówczas zdecydować, była służba pod sztandarami cara Aleksandra I. Tę opcję wybrał m.in. książę Adam Jerzy Czartoryski, który snuł koncepcję odbudowy Rzeczypospolitej w jej dawnych granicach pod egidą Rosji. Z pozoru nie był to wybór zły. Aleksander, podobnie jak Napoleon, zdawał sobie sprawę z konieczności przeciągnięcia Polaków na swoją stronę i wykorzystania ich aspiracji do wzmocnienia swojej pozycji w regionie. Tak jak w przypadku relacji polsko-francuskich, obie strony – polska i rosyjska – mogły sobie wzajemnie pomóc. W obu sytuacjach Polacy nie mieli żadnych gwarancji. 

Różnic było jednak więcej niż podobieństw. Francja nie doprowadziła do zniszczenia Rzeczypospolitej i nie zajęła 3/4 jej dawnego terytorium. Ponadto – w przeciwieństwie do Rosji – była wrogiem Austrii i Prus, co z perspektywy bezpieczeństwa odrodzonej Polski miało znaczenie fundamentalne. Zarówno Napoleon, jak i Aleksander byli imperatorami dążącymi do rozszerzenia swojej strefy wpływów, ale Cesarstwo Francuskie reprezentowało inny model cywilizacyjny i ideowy niż Imperium Rosyjskie – znacznie bliższy polskiej duszy. Ponadto car alergicznie reagował na dźwięk słowa „Polska”. Jednym z głównych założeń jego polityki zagranicznej było niedopuszczenie do tego, by jakiekolwiek państwo „polskie” kiedykolwiek powstało. Z czasem, nie bez wpływu księcia Czartoryskiego, zmienił swoje nastawienie i w 1815 r. to właśnie on doprowadził do powstania Królestwa Polskiego związanego z Rosją, ale w 1806 r. nikt nie mógł się spodziewać takiego obrotu spraw. Szczególnie że Aleksander poprzysiągł wówczas wieczystą przyjaźń królowi pruskiemu. 

W obliczu zaistniałej sytuacji wybór Napoleona jawił się jako znacznie pewniejszy i korzystniejszy dla polskiego interesu. Postawa reprezentowana m.in. przez Dąbrowskiego i Wybickiego nie wynikała z sentymentu, huraoptymizmu i braku rozeznania w sytuacji międzynarodowej, ale – tak jak w przypadku samego Bonapartego – z chłodnej i racjonalnej kalkulacji. Napoleon występował jednak w relacjach z Polakami z pozycji imperatora, który może wszystko, ale niczego nie musi. Polacy musieli zrobić wszystko, aby być może osiągnąć swój cel.

W latach 1806–1807 doszło do nieuniknionego konfliktu zbrojnego między Francją i Rosją, zwanego pierwszą wojną polską. Napoleon ponownie triumfował, jednak pod Iławą Pruską i Frydlandem poniósł poważne straty. Nie doprowadził również do rozbicia wojsk rosyjskich. W lipcu 1807 r. obie strony podpisały traktat w Tylży – przełomowy dla Polaków, ponieważ na jego mocy powołano do życia Księstwo Warszawskie. Napoleon ponownie zawiódł Polaków. Negocjując z Aleksandrem I, poszedł na duże ustępstwa w kontekście sprawy polskiej, by osiągnąć inne cele – ważniejsze z perspektywy Francji i jego własnych planów. Księstwo nie było „polskie”, ale „warszawskie”. Liczyło 104 tys. km kw. i ok. 2,6 mln ludności, stanowiło zaledwie namiastkę przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Była to jednak pierwsza forma polskiej państwowości, która powstała po 1795 r. – z własnym sejmem, rządem i nowoczesnym wojskiem. W polityce zagranicznej i gospodarczej podporządkowana interesom Francji, lecz bez skrępowania nawiązująca do tradycji Rzeczypospolitej i będąca punktem wyjścia do dalszej odbudowy utraconej ojczyzny. Napoleon zagwarantował Polakom w Tylży stosunkowo niewiele. Ale nikt inny nie dał im więcej. Gdy w 1809 r. wybuchła kolejna wojna Francji z koalicją państw sprzymierzonych, Bonaparte wyszedł z niej zwycięsko, a czyn zbrojny wojsk Księstwa Warszawskiego został nagrodzony powiększeniem jego terytorium o część zaboru austriackiego. Odtąd miało 155 tys. km kw. powierzchni i 4,3 mln ludności.

Walka u boku Napoleona była kosztowna, lecz przynosiła wymierne rezultaty i przybliżała Polaków do najważniejszego celu. W relacjach polsko-francuskich osobiste uznanie, którym cesarz darzył polskich żołnierzy, oraz szacunek, podziw i wdzięczność, które odczuwali ci drudzy wobec Bonapartego, odgrywały bardzo ograniczoną rolę. Napoleon wykorzystywał sprawę polską na potrzeby rozwoju francuskiego imperializmu, bez wahania szafował życiem polskich żołnierzy i nie bacząc na los mieszkańców Księstwa Warszawskiego, zmusił je do podporządkowania gospodarki sprawom wojny oraz interesowi Francji. Za wysiłek płacił walutą, na której Polakom zależało najbardziej – systematycznie rosnącym polskim terytorium.

W latach 1809–1810 relacje francusko-rosyjskie zdecydowanie się pogorszyły. W 1810 r. Napoleon podjął próbę załagodzenia konfliktu z Aleksandrem I, lecz gdy ten zażądał, by Bonaparte porzucił wszelkie koncepcje odbudowy Królestwa Polskiego, negocjacje zostały zerwane. Napoleon także tym razem nie kierował się sympatią do Polaków ani wdzięcznością za wzorową służbę. Liczył się interes Francji, a ten jego zdaniem wymagał podtrzymania polskiego zapału i zaangażowania w służbę napoleońskiemu imperium. Wyrzeczenie się dalszego wspierania rozwoju polskiej państwowości przyniosłoby skutek zgoła odmienny, być może nawet pchnęłoby część zdradzonych Polaków w objęcia Aleksandra. Niezależnie od intencji Napoleona sprawa polska ponownie zyskała na jego decyzji. Cesarz mógł pójść na ustępstwa, ale zdecydował inaczej.

Czy Bonaparte odbudowałby Rzeczpospolitą w granicach sprzed I rozbioru (1772 r.), gdyby historia w latach 1810–1815 potoczyła się inaczej? Tego nie wiadomo. Kiedy w 1812 r. Wielka Armia maszerowała na Rosję, Polacy będący jej członkami, szli na wschód z nadzieją, że tak się stanie. Sam Napoleon nazwał trwającą wówczas kampanię nie wojną francusko-rosyjską, ale „drugą wojną polską”. Cesarz poniósł jednak porażkę. Jej przypieczętowaniem była bitwa narodów pod Lipskiem (1813 r.), a następnie jedna z najsłynniejszych bitew w historii – pod Waterloo (1815 r.). Mimo klęski w 1812 r. Polacy nie odwrócili się od Napoleona. Wielu poświęciło życie, by zapewnić Wielkiej Armii możliwość odwrotu, reorganizacji i kontruderzenia. Polscy żołnierze walczyli pod Lipskiem oraz pod Waterloo. To, do jakiego stopnia trwali przy Bonapartem z powodu osobistego przywiązania do wodza, który poprowadził ich do wielu zwycięstw i umożliwił częściową odbudowę ojczyzny, a w jakim stopniu walczyli o zachowanie nadziei na przetrwanie Księstwa Warszawskiego, które bez Napoleona istnieć nie mogło, pozostaje pytaniem otwartym i zależy zapewne od indywidualnych odczuć poszczególnych żołnierzy. 

Pewne jest, że wraz z porażką Cesarza Francuzów zakończył się krótkotrwały okres, w którym po 1795 r. na mapie Europy istniało państwo polskie niezależne od żadnego z zaborców Rzeczypospolitej. Kongres wiedeński (1814–1815) podzielił Księstwo Warszawskie między Rosję, Prusy i Austrię. Z większości ziem wchodzących w jego skład utworzono Królestwo Polskie ściśle związane z Rosją. Usankcjonowany wówczas układ w kontekście ziem polskich przetrwał aż do wybuchu I wojny światowej.

W epoce napoleońskiej sprawa polska była elementem imperialnej rozgrywki. Polacy, chcąc odbudować państwo utracone po trzecim rozbiorze, musieli wziąć w niej udział i odgrywać role powierzone im przez reżyserów ówczesnej sceny politycznej. Pole manewru było niewielkie, dlatego większość orędowników sprawy polskiej związała swe nadzieje z Napoleonem – najpotężniejszym człowiekiem w Europie, który jako jedyny mógł zwyciężyć w starciu z trzema potęgami zaborczymi. Ostatecznie poniósł porażkę, a Polska musiała czekać na swój moment 100 lat. 

W ogniu wojen napoleońskich zahartowało się jednak pokolenie, które położyło podwaliny pod rozwój polskiej myśli niepodległościowej. Dzięki jego zaangażowaniu Napoleon postanowił stworzyć Księstwo Warszawskie – namiastkę polskiej państwowości, do której dziedzictwa będą się odwoływać kolejne pokolenia Polaków. Gdy nowe nadzieje związane z innym imperatorem, carem Aleksandrem I, okażą się płonne, a zależność od Rosji stawać się będzie stopniowo coraz bardziej uciążliwa i nieznośna, w Polakach obudzi się pamięć o Cesarzu Francuzów, który „dał przykład, jak zwyciężać”. Polska kultura wykreuje mit. Pominie milczeniem cenę, którą Napoleon kazał sobie płacić za protekcję i wsparcie sprawy polskiej. Położy za to akcent na wyjątkowość epoki napoleońskiej, znaczenie polskiego poświęcenia i bliskość ziszczenia nadziei, która – jak wierzono – jeszcze nie zginęła, póki żyją osoby gotowe walczyć o jej spełnienie. Adam Mickiewicz, który jako czternastolatek był świadkiem przemarszu wojsk napoleońskich w 1812 r., napisze: „O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, / Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju! / O wiosno! kto cię widział, jak byłaś kwitnąca / Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca, / Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna! /Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna! /Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, / Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu”. Obok słów Mazurka Dąbrowskiego żaden inny cytat nie oddaje tak dobrze istoty napoleońskiego mitu w Polsce i nie uzasadnia jego siły.

Najważniejsza nauka płynąca z dekonstrukcji mitu napoleońskiego nie polega na uzmysłowieniu sobie, że Bonaparte był zimnokrwistym politykiem realizującym swoje zamierzenia bez względu na środki. Chodzi o dostrzeżenie, że pomyślność Polski na arenie międzynarodowej zależy od umiejętnego odnalezienia się w realiach rozgrywki toczonej przez imperia, a walka o wolność ma swoją cenę – znacznie wyższą niż wierność i lojalność. Założenie, że dobrotliwy cesarz rozprawi się z polskimi wrogami i w podzięce za lojalność oraz wierną służbę ofiaruje wymierne profity – w tym wypadku bezpieczeństwo i szanse na rozwój – to poważny błąd. 

Napoleon nie zainteresowałby się sprawą polską, gdyby nie była istotna z perspektywy jego polityki imperialnej. A stała się istotna dzięki samym Polakom, którzy swoją determinacją dowiedli, że mogą pełnić rolę ważnego strategicznie sojusznika. Napoleon nie nagradzał za wierność ani nawet za waleczność, ale za przydatność. Ta sama myśl kieruje głosami, które płyną do Europy zza Atlantyku, wzywając poszczególne kraje NATO do modernizacji swoich sił zbrojnych i łożenia większych sum na obronność. Imperia, takie jak niegdyś Cesarstwo Francuskie pod rządami Napoleona, a dziś Stany Zjednoczone, nie wspierają mniejszych państw za darmo. Ponadto jeśli te ostatnie same nie staną się dostatecznie silne, w momencie utraty protektora będą zdane na łaskę silniejszych od siebie.

Tekst ukazał się na portalu opinii „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Patryk PALKA

Patryk PALKA

Historyk zajmujący się dziejami myśli politycznej oraz historią idei. Redaktor miesięcznika i portalu "Wszystko co Najważniejsze".

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się