Paryż

Lata 30. i Paryż dla Polaków tani jak barszcz

Nietypowy sposób postrzegania turystycznego Paryża pod koniec lat trzydziestych przedstawiła lwowska gazeta “Chwila wieczorna”. Mocna w 1937 r. względem franka francuskiego złotówka sprawiła, że Polacy mogli w stolicy Francji bawić się za grosze.

Wydawana we Lwowie gazeta „Chwila wieczorna” przekonywała swoich czytelników, że stolica europejskiej mody i nowoczesności wcale nie jest taka niedostępna. Zdaniem redaktorów od niepamiętnych czasów Paryż dzielił się na dwa miasta: stolicę Francji i środowisko kosmopolityczne, nie mające z prawdziwą Francją nic wspólnego.

Fenomen taniego Paryża lat 30-tych

“Paryż drogi jest dla tych, którzy życzą sobie, aby takim właśnie był. Jeśli ktoś pragnie żyć w Paryżu kosmopolitycznym, utrzymanie będzie nader kosztowne”, – przekonywało czasopismo w wydaniu sierpniowym z r. 1937, popierając swoją tezę “cyframi wiarygodnymi i zaczerpniętymi z doświadczeń ostatnich tygodni”.

“W pierwszorzędnych hotelach około Avenue des Champs-Élysées pokój kosztuje przeciętnie 75 do 100 franków za dobę. Wynosi to od 15 do 20 złotych. Cena rzeczywiście wygórowana! Ale nie zapominajmy o tym, że w okolicach Panteonu (Dzielnica Łacińska) bardzo przyzwoity i ładny pokoik otrzymać można za 10-15 franków (przeciętne 3 złote)! Tak samo wygląda sprawa żywnościowa. Bywają obiady, które kosztują 25, 50 lub nawet 100 franków, ale skromny człowiek potrafi się zadowolić wcale dobrym obiadem za 7 lub 8 franków, co wraz z nieodzownym napiwkiem wynosi niecałe 2 złote. A taki obiad składa się z zupy lub zakąski, mięsa z kartoflami i jarzyną, deseru, wina, kawy i pieczywa! Tak samo skromne śniadanie (bułki z masłem i kawa) skonsumować można w każdym „bistro” za 2 franki (40 groszy). Czarna kawa w tych lokalach kosztuje 50 centymów (10 groszy), w najwytworniejszych zaś cukierniach 3 franki (60 groszy)” – twierdziło przedwojenne czasopismo.

Dla porównania: bilet do kina kosztował wówczas w Warszawie ok. 40 groszy, masło – 4 zł za 1 kg, chleb ok. 30 gr, mąka 40 gr/kg a kawa z mlekiem w kawiarni ok. 1 zł 20 gr.

Po 21.00 – tylko piwo i bigos

Lwowska “Chwila wieczorna” przypominała, że w Paryżu, chcąc żyć oszczędnie, trzeba pamiętać by zjeść kolację przed 21.00. Niestety po tej godzinie jedzenie w tańszych lokalach było niedostępne, jedzenie zaś serwowały wówczas jedynie najdroższe restauracje. Poza nimi można się było co najwyżej napić piwa lub zamówić “choucroute garni” – tzw. bigos alzacki. 

Ta dziwnie brzmiąca potrawa nie należała jednak do najtańszych. Składała się z dwóch wielkich płatów szynki na gorąco, jednej dużej parówki, ziemniaków i dużej porcji kapusty a jej cena w r. 1937 wynosiła przeciętnie 7. lub 8. franków, a więc prawie tyle, ile cały obiad lub kolacja. 

Był jednak jeszcze jeden niuans, który pozwalał płacić mniej. Czasopismo dzieliło się kolejnym paryskim lifehack’iem: “Należy także pamiętać o tym, że w barach przy kontuarze wszystko kosztuje dwa razy taniej, niż przy stoliku. Na przykład duże piwo przy kontuarze kosztuje 1,25. Zostawiając barmanowi 25 centów napiwku, wydaje się więc 1,50 (30 groszy), podczas gdy to samo piwo, podane do stolika, kosztuje już 2,50 (50 groszy)”.

Taksówka paryska tańsza od polskiej

Tym, co wtedy miało podczas wycieczki do Paryża pochłaniać najwięcej pieniędzy było przemieszczanie się po mieście transportem publicznym. W rzeczywistości jednak sprawa nie wyglądała aż tak źle. “Chwila wieczorna” tłumaczyła, że bilet na metro kosztował 80 centów (16 groszy), a można nim było dojechać wszędzie za jednym biletem, z wszelkimi możliwymi przesiadkami.
“A zobaczymy teraz, jak wyglądają ceny osławionych taksówek paryskich. Bardzo duży, a nawet jak na paryskie stosunki, kurs od Dworca Północnego do Panteonu kosztuje mniej więcej 10 franków, co wraz z napiwkiem wynosi 2 zł. 40 gr. Przecież tyleż płacimy w Warszawie, w Łodzi, czy w Krakowie za przeciętny kurs!” – porównywała gazeta, reasumując, że jeżeli istnieje ten drugi, drogi Paryż, śmiało można twierdzić, że “całkowitą odpowiedzialność za to ponoszą cudzoziemcy, którzy częstokroć z lubością dają się nabierać”.

Zdrowa waluta polska może się oprzeć

Ówczesny polski złoty mógł pochwalić się silną pozycją wśród światowych walut. „Zdrowa waluta polska może się oprzeć niepokojom”, „Polska waluta mocna i nienaruszona” – pisała krajowa prasa w latach 30. Bowiem od jesieni 1931 roku bardzo silnych wstrząsów doznał cały szereg walut najrozmaitszych krajów.

Można to zaobserwować na przykładzie francuskiego franka. Francję zdestabilizował światowy kryzys gospodarczy lat 1929–1935 r. Bankructwa wielu przedsiębiorstw, wzrost bezrobocia, kryzys na wsi… Załamanie gospodarcze pogłębiło się też błędami politycznymi. Ówczesny socjalistyczny rząd „Front Populaire” Leona Bluma nie radził sobie z kryzysem i kilka razy zdewaluował franka. To była zdecydowana porażka rządu bloku lewicowego.

Jednocześnie francuski rząd chciał wprowadzać reformy, takie jak płatne urlopy, obniżka czasu pracy, nacjonalizacja dużych firm, polityka masowych remontów infrastruktury – przy towarzyszeniu potężnych komunistycznych protestów i strajków. Z drugiej strony, Francja utrzymywała sojusz z Wielką Brytanią i USA, a waluty tych krajów też ucierpiały: funt i dolar zostały zdewaluowane, więc to też wywarło wpływ na frank francuski.

„Wiemy, jak zdewaluowany został funt angielski, jak za nim poszły pieniądze skandynawskie. Inne kraje nie poszły drogą dewaluacji, ale wprowadziły szereg restrykcyj i przepisów, które zresztą okazały się środkami zawodnemi… Polska jest jednym z nielicznych krajów europejskich, która żadnych ograniczeń nie wprowadziła. Nie tylko utrzymujemy walutę zupełnie mocną, zupełnie nienaruszoną, ale osiągnęliśmy to nie stosując żadnych ograniczeń i przepisów, które były i są stosowane przez inne kraje mniej lub więcej skutecznie. Znowu dowód, że przesilenie i na tym ważnym odcinku załamać nas nie potrafiło. Polityka rządu [polskiego] polega na odcięciu się od kryzysu światowego przede wszystkiem oraz na wyłonieniu ze społeczeństwa wszystkich sił w celu ożywienia własnego życia gospodarczego” – twierdziła swoim czytelnikom w r. 1932 gazeta „Chwila”.

Francja: wyjazd tylko ze „świadectwem zamożności”

Mimo tak atrakcyjnego stosunku cen podróżowanie do Francji przed wojną raczej nie było specjalnie popularne wśród Polaków. Niektóre firmy turystyczne organizowały wprawdzie wycieczki, jednak były one dostępne jedynie dla bogatych. Na przykład, w tym samym 1937 roku redakcja wyżej wymienionej lwowskiej „Chwili” – w porozumieniu z międzynarodowym paryskim biurem podróży „Lubin” – zorganizowała dla swoich czytelników wycieczkę na Wystawę Światową w Paryżu.

Była to wycieczka ze Lwowa, na jedenaście dni. Najtańsza opcja wynosiła 378 złotych z osoby (nocleg zbiorowy), a najdroższa – 470 zł (nocleg w hotelach tzw 1. kategorii). Powyższa cena obejmowała paszporty i wizy, przejazd pociągami pospiesznymi w klasie trzeciej, przewóz podróżnych i bagażu z dworca do paryskiego hotelu „Vice Versa”, dwie wycieczki autokarami po Paryżu, wstępy do music hallu i muzeów, koszty przewodnika, napiwki etc. – i ogółem całkowite utrzymanie podczas pobytu w stolicy.

Jeśli chodzi o dokumenty, to też nie wszyscy byli w stanie uzyskać prawo wjazdu do Francji. Aby udać się za granicę w 1937 r. należało przestawić dowód osobisty z potwierdzonym obywatelstwem, dowód zamieszkania, zezwolenie starostwa na wyjazd za granicę, zezwolenie konsulatu francuskiego, dla mężczyzn – książeczka wojskowa oraz zezwolenie P. K. U. na wyjazd zagranicę. Ostatnim na tej liście – ale zasadniczym warunkiem – było „świadectwo zamożności”, wydawane przez Starostwa Grodzkie, względnie Powiatowe lub Urząd Skarbowy.

Można zatem przypuszczać, że jeśli w latach międzywojennych Polacy podróżowali do Francji to  raczej w celach zarobkowych, a nie turystycznych. Historyczka Aneta Nisiobęcka w pracy „Niepożądani – Francja wobec emigracji polskiej w latach 1930-1944” podaje, że od 1921 do 1931 r. liczba polskiej emigracji zwiększyła się prawie jedenastokrotnie i wynosiła ponad 500 tys. osób. Ponadto ustawa z 1927 r. zezwalała na ubieganie się o nabycie obywatelstwa po trzech latach zamieszkiwania we Francji (wcześniej – dopiero po 10 latach).

„Polacy aż do połowy lat 30. niechętnie starali się o naturalizację. Pierwszą i podstawową przyczyną odmowy przyjęcia obywatelstwa była myśl o powrocie do Polski. Od 1920 do 1930 r. tylko 4 proc. Polaków zdecydowało się na przyjęcie obywatelstwa i w większości byli to górnicy i robotnicy przemysłowi. Zmianę stanowiska w sprawie naturalizacji przyniósł kryzys gospodarczy we Francji, gdyż przyjęcie obywatelstwa francuskiego chroniło przed utratą pracy, ponadto gwarantowało również stabilizację materialną we Francji” – pisze historyczka Aneta Nisiobęcka.

Wiktoria Hots

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się