wojna

Ta wojna nie będzie przegrana

Dwa lata temu rosyjskie wojska podjęły próbę nazistowskiego blitzkriegu na Ukrainie. Pamiętam jak w pierwszych dniach rosyjskiej pełnosalowej ofensywy ze zdumieniem i przerażeniem obserwowaliśmy, wówczas jeszcze siedząc w fotelach, ruchy kolejnych rosyjskich armii aż do Kijowa.

Celem rosyjskiego prezydenta Władimira Putina oraz jego otoczenia było całkowite zlikwidowanie Ukrainy: zarówno państwa ukraińskiego, jak i narodu ukraińskiego, z jego odrębnym językiem i kulturą. Za wschodnią granicą Polski miał wrócić ruski mir. Wydarzył się jednak Hostomel, dzięki któremu w dużej mierze ukraińska stolica została obroniona. Z nią zaś — państwowość i podmiotowość naszego wschodniego sąsiada.

Rosyjski bitzkrieg się nie udał. Zwyciężyła ukraińska nowatorskość oraz epicka zajadłość, będąca podstawą tej wojny: bez nich Ukrainy by już nie było, jak w pierwszych dniach lutego błędnie przewidywało wielu obserwatorów. Ukraińcy jednak, w odpowiedzi na rosyjski atak zaprezentowali jednak coś jeszcze: niezwykłą wprost solidarność społeczną. Przejawiała się w chałupniczej produkcji broni, organizowaniu się w kraju i za granicą, w tysiącu drobnych a heroicznych postaw mieszkańców kraju. Oto więc jedna z ironii wojny Putina: naród ukraiński jest bardziej zjednoczony niż kiedykolwiek, jego stalowa odporność i wola zwycięstwa zostały wykute w rosyjskim piecu hutniczym. Oczywiście, pojawiają się inne głosy, będące normalne w demokracji i polityce: w końcu w tym roku powinny odbyć się na Ukrainie wybory. Ale tak naprawdę to też jedno z ukraińskich zwycięstw: nie udało się Rosjanom pokonać chęci i woli Ukraińców, by ich państwo funkcjonowało w miarę normalnie. W zakresie tym mieści się zaś polityka, z całą swą brzydotą. Tak musi być.

Cena zapłacona przez Ukrainę jest jednak nie do obliczenia. Nikt nie wie dokładnie, ilu ukraińskich żołnierzy, rezerwistów, ochotników i cywilów zginęło; liczby te z pewnością liczone są w setkach tysięcy a mając w pamięci Buczę i Irpień domniemywać można, kiedy ta wojna się skończy, jej skala okaże się jeszcze bardziej przerażająca. Rosyjski sposób prowadzenia wojny — w tym barbarzyńskie i bezmyślne niszczenie infrastruktury gospodarczej, szkół, szpitali i ośrodków kultury — spowodował prawdopodobnie szkody o wartości biliona dolarów. Siły rosyjskie uczyniły też z Ukrainy największe na świecie pole minowe, którego oczyszczenie zajmie dziesięciolecia. To się niestety Władymirowi Putinowi udało: po zakończeniu wojny powrót do normalności zajmie wiele lat.

A Polska? Staliśmy się państwem frontowym, tak też pozostanie. Bo nawet jeśli miałaby się ta wojna skończyć prędko, co nie wydaje się możliwe, nawet jeśli dyskutowany jest jakiś wariant zawieszenia broni, za wschodnią granicą Polski leży dzisiaj państwo, które jak nigdy wymaga naszej pomocy. Nawet, jeśli czasem ta pomoc nie jest przyjmowana wystarczająco ciepło, nawet jeśli inni próbują nas skłócić. Bo wyjście Ukrainy z kryzysu leży po prostu w polskim interesie. Tylko to rozwiąże palące kwestie ekonomiczne i społeczne, które ostatnimi czasy zaległy nad naszą granicą. Także tylko pomagając Ukrainie tę wojnę wygrać, będziemy mogli cieszyć się pokojem w naszej części Europy.

Ta wojna nie jest bowiem przegrana. Nawet jeśli pojawiają się przejściowe kłopoty, nawet jeśli syta Europa Zachodnia zaczyna być tym konfliktem zmęczona, nawet jeśli my sami chcielibyśmy, aby się zakończyła. Wiemy przecież z historii, że najgorzej, to dać Rosji to, co chce. Kreml wykorzysta każdą sytuację, aby przekuć ją we własny sukces. A przecież Rosja także ma kłopoty i coraz większe uzależnienie od Chin nie pomaga.

Solidarność jest kluczowa — także z sąsiadami. Oni pokazali swoją siłę, zdając sobie sprawę z wagi posiadania własnego państwa, jedynego gwaranta. Czas więc wyjść ze świata niewinności: problemy naszej części Europy — za którymi od wieków stoją władcy Kremla — nie rozwiążą się same. Przez ostatnie lata w wielu aspektach to zrozumieliśmy. Świadczy o tym popularność szkół strzeleckich czy plany modernizacji armii, ale także uczestnictwo w strukturach międzynarodowych. Im gęstsza będzie ta nić, tym będzie bezpieczniej.

Dwa lata walki Ukrainy pokazały coś jeszcze: optymizm ma znaczenie. Czy Ukraińcy wierzą w zwycięstwo w wojnie, w której od samego początku nikt nie dawał im szans? Oczywiście że tak. Może nie dziś, nie jutro, ale za rok albo za pięć. W świecie braku nadziei bowiem przyszłość należy do optymistów. Radość w sytuacjach granicznych bierze się z wiary i stąd, że znając cenę walki, wie się po co i dla kogo walczy.

Michał Kłosowski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się