Tamara Łempicka malarstwo

Tamara Łempicka – malarstwo magnetyczne

Tamara Łempicka – ją się kocha albo nienawidzi. Żaden historyk sztuki nie przejdzie wobec tych obrazów obojętnie. Nikt nie powie, że jej malarstwo jest złe – przetrwało próbę czasu i na stałe weszło do kanonu sztuki europejskiej – mówi Łukasz WIĘCEK, kustosz Muzeum Narodowego w Lublinie.

Maciej REPLEWICZ: – W jaki sposób Tamara Łempicka ukształtowała się artystycznie? Wiele mówi się o jej życiu w kontekście życia prywatnego, skandali obyczajowych, a jak wygląda to od strony artystycznej?

Łukasz WIĘCEK: – Tamara Łempicka była postacią nietuzinkową i barwną. Z życia czerpała pełnymi garściami, choć zdarzały się także trudniejsze chwile. W jej przypadku nie można oddzielać życia prywatnego od twórczości. One przenikały się wzajemnie, co podbijało popularność i sprzyjało zdobywaniu zamożnej, wpływowej klienteli, która chętnie zamawiała u niej obrazy, zwłaszcza portrety. Większość odbiorców zna Tamarę Łempicką z prac z lat 20. i 30., ale na naszej wystawie pokazujemy prace mniej znane. Właśnie w latach 20. i 30. Łempicka wykreowała swój wizerunek kobiety-samouka, która maluje zarobkowo, bo musi zarabiać na siebie i swoją rodzinę.

– Nie była to prawda?

Łukasz WIĘCEK: – Od najmłodszych lat pobierała lekcje rysunku, m.in. podczas włoskich podróży z babcią Klementyną, która zatrudniała nauczycieli dla wnuczki. W największych europejskich muzeach obcowała z arcydziełami europejskiego malarstwa, a babcia opowiadała jej o poszczególnych dziełach i stylach. Uczyła się też technik malarskich. W odróżnieniu od Zofii Stryjeńskiej, Tamara Łempicka nie musiała przebierać się za mężczyznę, by uczestniczyć w zajęciach akademii sztuk pięknych czy plenerach. Wybrała inną drogę – trafiła do prywatnej szkoły Académie Ranson, gdzie studiowała u Maurice’a Denisa. Stamtąd przeszła do pracowni André Lhote’a. W wypracowanym przez nią języku malarskim widać jego duży wpływ. W odróżnieniu od innych wykładowców akademickich nie narzucał jednej konkretnej maniery czy stylu, był otwarty na inwencję i pozwalał na eksperymentowanie. Ze sztuki awangardowej np. kubizmu czerpał tylko to, co uznał za wartościowe, nie zrywając jednak ze sztuką klasyczną. Nie była to więc rewolucja – zerwanie z tradycją, jej negacja jak w przypadku surrealistów czy dadaistów, ale równoczesna inspiracja klasyką i awangardą. Taka postawa bardzo odpowiadała Łempickiej.

– Twierdzenie, że Tamara Łempicka była artystką awangardową nie jest więc prawdziwe?

Łukasz WIĘCEK: – Była artystką nowoczesną, ale z pewnością nie awangardową! Z tym wiąże się inna kwestia. Często mówi się, że Tamara Łempicka „tworzyła w stylu art déco”. Otóż nie jest to precyzyjne określenie, bo ten styl był typowy dla szerokiej rzeszy artystów i każdy z nich swoją nowoczesność wypracowywał w inny sposób. Tamara Łempicka wypracowała własny, niepowtarzalny styl, który harmonijnie łączył walory klasycznego malarstwa z elementami awangardy. Widzimy w nim inspiracje dziełami epoki renesansu i manieryzmu. Niedawno Muzeum Narodowe w Lublinie zakupiło niewielki szkic Łempickiej „Wenus i Kupidyn” z obrazu XVI-wiecznego malarza Jacopo Pontormo o tym samym tytule. Patrząc na szkic Łempickiej widzimy, że nie wyważała otartych drzwi, ale czerpała z dorobku włoskiego malarstwa. Taki układ ciał – wpółleżąca sylwetka Wenus z obrazu włoskiego mistrza – pojawiła się w wielu dziełach Łempickiej. W jej obrazach widzimy także typową dla malarstwa manierystycznego końca XVI w. tzw. figurę serpentinatę – silne skręcenie, wygięcie ciała, dodające kompozycji dynamiki, tyle, że w odróżnieniu do Włochów, Tamara Łempicka malowała głównie nagie modelki. Mówi się o „rzeźbiarskości” jej aktów, mocnej, obłej bryle męskiego lub kobiecego ciała.

– Poza aktami, z których słynęła malowała portrety, martwe natury…

Łukasz WIĘCEK: – Malowała martwe natury, inspirując się kompozycjami niderlandzkich i włoskich mistrzów malarstwa. Jednak paletę barw zawdzięcza Lhote’owi – to dwa-trzy podstawowe kolory i neutralne, zwykle szare tło. Tamara Łempicka nakazywała swoim marszandom, by eksponowali jej prace na ścianach w szarym kolorze, który najbardziej „podbijał” dany motyw i użyte przez nią barwy. W najsłynniejszym jej „Autoportrecie w zielonym Bugatti” (1929) widzimy chłodną gamę kolorów – szarobeżowy szal, przygaszoną zieleń nadwozia samochodu kontrastującą z jaskrawą czerwienią jej ust i puklem złotych włosów wystającym spod kasku. W obrazie „Holenderka” inspirowała się malarstwem niderlandzkim XVII wieku. Nawiązywała nie tylko do strojów z epoki, ale także do niderlandzkich wnętrz. Od czasów studiów u Lhote’a do śmierci w marcu 1980 r. Łempicka tworzyła martwe natury. W niektórych wykorzystywała używaną przez niderlandzkich mistrzów technikę trompe l’oeil – sposób malowania wywołujący iluzję trójwymiarowości malowanego przedmiotu. Przedmioty np. owoce na martwych naturach są niekiedy tak sugestywnie namalowane, że chce się po nie sięgnąć! Tu warto podkreślić, że Tamara Łempicka znakomicie opanowała warsztat i w sposób mistrzowski operowała technikami, którymi posługiwali się m.in. Jan Vermeer van Delft, Pieter de Hooch oraz inni mistrzowie niderlandzkiego malarstwa.

– W jaki sposób ewoluowała jej twórczość?

Łukasz WIĘCEK: – Na początku malowała portrety i martwe natury. Na portretach świetnie zarabiała, Świadomie portretowała znane, wpływowe i zamożne osoby, które robiły jej pozytywny PR, budując renomę portrecistki wyższych sfer i elit finansowych, co prowadziło do kolejnych, lukratywnych zleceń. Doskonale wiedziała, kogo chce namalować. Obracała się w arystokratycznych sferach, jej drugim mężem był baron Raoul Kuffner. Z lat 20. i 30. pochodzą jej najbardziej znane i rozpoznawalne prace – pełne erotyki akty, nawiązujące formą, a często także i techniką wykonania do renesansowych dzieł malarzy z Italii. W połowie lat 30. w jej dziełach pojawiły się nowe, nieznane wcześniej wątki – motywy ludzi biednych, przegranych, pokrzywdzonych przez życie. W tym czasie malarka zmagała się z depresją, myślała o wstąpieniu do klasztoru. Z tego okresu pochodzi „Matka przełożona” – portret zakonnicy. Malowała dziewczęta w polskich chustach ludowych, modlące się, portret św. Antoniego, któremu dała twarz psychiatry ze Szwajcarii, u którego bywała na sesjach terapeutycznych. W naszej kolekcji znajduje się wybitny obraz zatytułowany „Głowa Jana Chrzciciela” choć dziś wiemy, że faktycznie przedstawia głowę wodza armii Nabuchodonozora, Holofernesa, zabitego przez biblijną bohaterkę Judytę. W obrazie widoczna jest fascynacja artystki dokonaniami Carvaggia i Artemisii Gentileschi i stosowanym przez nich ostrym oświetleniem „rozbijającym” mrok na planie kompozycji. Po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych pod koniec lat 30. coraz częściej malowała martwe natury. Stale poszukiwała nowych środków ekspresji. Gdy w latach 40. wśród zamożnej, amerykańskiej klienteli zdobywał popularność Salvador Dali, z którym zresztą przyjaźniła się, Tamara Łempicka podpatrywała jego sukcesy i w pewnym momencie jej twórczość zbliżyła się na krótko do surrealizmu. Miała za sobą także eksperymenty z abstrakcjonizmem. Pod koniec życia, w latach 70., powróciła do korzeni, m.in. do aktu swojej kochanki sprzed pół wieku – obrazu „La belle Rafaëla” z 1927 r.

– Warto podkreślić, że wraz z ewolucją i pojawianiem się nowych tematów, Tamara Łempicka zmieniała także styl malowania i techniki malarskie.

Łukasz WIĘCEK: – Do lat 50. w jej obrazach dominowała technika laserunkowa i kilka cienkich warstw farby, przez co kolor w jej obrazach nabierał niezwykłej głębi. W latach 50. pojawiły się pierwsze dzieła malowane farbami nakładanymi grubą, impastową warstwą za pomocą szpachelki. Z podróży do Pompejów wróciła zafascynowana tamtejszymi freskami. Próbowała uzyskać ich odcień, ale używane przez nią współczesne, amerykańskie farby olejne oparte na syntetycznych składnikach nie nadawały się do imitowania naturalnych kolorów – barw ziemi. Na jej prośbę zięć, z zawodu geolog wyszukiwał minerały i ścierał je na drobny pył, a Tamara Łempicka próbowała uzyskać z nich nowe pigmenty w naturalnych odcieniach. Spreparowane amatorskim sposobem farby nie były doskonałe, a faktura fresków była trudna do odtworzenia na płóciennym podobraziu. W tym czasie jej obrazy były eksponowane na tle pomalowanych na czarno ścian. W punktowym oświetleniu, jakie wówczas wchodziło do użytku, dodane do farb minerały skrzyły się i dodawały pracom Łempickiej blasku.

– Przez trzydzieści lata Tamara Łempicka funkcjonowała pomiędzy Paryżem, Nowym Jorkiem, Beverly Hills i Houston, by pod koniec życia zamieszkać w meksykańskiej Cuernavace. To krążenie między Starym a Nowym Kontynentem było symboliczne…

Łukasz WIĘCEK: – Po wojnie do Paryża powracała z USA wielokrotnie. W latach 70. właśnie nad Sekwaną odnalazł ją młody historyk sztuki Alain Blondel, który zorganizował jej przełomową wystawę. To Blondel wyciągnął Łempicką z zapomnienia i przypomniał światu, a głównie Europie, o jej istnieniu. Wystawa okazała się wielkim sukcesem. W 1976 r. artystka sprzedała paryski apartament i kupiła willę w Cuernavaca, pomiędzy Mexico City a Acapulco. Tamara Łempicka tworzyła tam do śmierci w marcu 1980 r. W naszych zbiorach jest jej ostatni obraz – niedokończona wersja „La belle Rafaëla” z przełomu 1979 i 1980. Już w latach 90. Blondel wydał Catalogue Raisonné – absolutny kanon dzieł malarki z lat 1921 – 1979. Bez tej publikacji trudno poruszać się po jej twórczości.

– Czy dziś prace Tamary Łempickiej wzbudzają zainteresowanie?

Łukasz WIĘCEK: – Obecnie Tamara Łempicka cieszy się dużą popularnością na całym świecie – dzieła osiągają wysokie ceny na aukcjach. Już ponad 20 jej obrazów sprzedano za ponad milion dolarów. W lutym 2020 r. za „Portret Marjorie Ferry” (1932) w londyńskim domu aukcyjnym Christie’s wylicytowano na kwotę 16,4 miliona funtów. Jej prace wiszą w domach Barbry Streisand, Jacka Nicholsona oraz Madonny, która używa także motywów zaczerpniętych z jej obrazów w dekoracji scenicznej swoich koncertów. Także w Polsce jej twórczość wzbudza duże zainteresowanie. Muzeum Narodowe w Lublinie posiada w swoich zbiorach 22 prace artystki, choć na wystawie można zobaczyć ponad 44 obiekty. Także Muzeum Narodowe w Krakowie zorganizowało jej wystawę, która również cieszyła się popularnością wśród zwiedzających. Wystawiano ją w Rzymie, w przyszłym roku odbędzie się w wielka wystawa w Houston w Teksasie oraz w San Francisco. To potwierdza jej dużą popularność. Ponadto na Broadwayu odbędzie się premiera musicalu „Tamara”. Twórczość Łempickiej wzbudza silne emocje i polaryzuje – albo się ją kocha albo nienawidzi, ale żaden historyk sztuki nie może przejść wobec tych obrazów obojętnie. Nikt też nie powie, że jej malarstwo jest złe, co najwyżej określi je jako „dekoracyjne”. Z pewnością przetrwało ono próbę czasu i na stałe weszło do kanonu europejskiej i światowej sztuki.

Rozmawiał: Maciej Replewicz/PAP/AJ

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się