błąd systemowy Europy Gazeta na Niedzielę

Europę paraliżuje błąd systemowy na szczytach władzy

Świat bezpardonowej walki, w którym tacy jak Putin i Xi wykuwają owe pozory władzy, okazuje się zabójczy dla elit rządzących w Berlinie, Londynie i Paryżu, często jedynie bawiących się w rządzenie, lecz niepotrafiących dokonać trudnych wyborów, których wymagają od nich piastowana pozycja i współczesny świat.

I choć nie mamy tyle sił, co dawniej,
By niebo wzruszyć i ziemię – jesteśmy
Sobą w serc spójni heroicznej, które
Los sterał; wola w nich wciąż silna – każe
walczyć i szukać i nie ustępować
[Ulisses, Alfred Lord Tennyson, tłum. Jerzy Pietrkiewicz]

W maju 1945 roku brytyjski polityk Aneurin Bevan ubolewał: „Ta Wyspa składa się głównie z węgla i otaczają ją ryby. Tylko organizatorski geniusz mógłby doprowadzić, by jednocześnie zabrakło i węgla, i ryb”. W 2022 roku Wielka Brytania zmaga się z suszą i kryzysem energetycznym, a cena ryb jest astronomiczna. I nie dotyczy to tylko Wielkiej Brytanii. Niemcy borykają się z kryzysem energetycznym, który sami spowodowali, a Francja zmaga się z ekstremalną suszą i kryzysem energetycznym wynikającym z usterek w starzejącej się sieci elektrowni jądrowych. Jednakże głęboko zakorzenioną przyczyną tych wszystkich kryzysów nie jest po prostu niespodziewany i przerażający koszt pandemii. Jest nią błąd systemowy na szczytach władzy, spowodowany nieumiejętnością albo ucieczką od myślenia strategicznego, planowania strukturalnego i działania zbiorowego.

Przez wiele lat strategiczne przewidywanie porzucano na rzecz politycznej sprawczości, co czyni obecną Europę całkowicie nieprzygotowaną na kryzysy, z którymi musi się zmagać obecnie i będzie się zmagać w przyszłości. Pandemia COVID-19 i wojna ujawniły, jak „mała” stała się Europa i jak bardzo niektórzy Europejczycy podkopują Zachód.

Spójrzmy na cele, sposoby i środki. Obronność Europy jest tu największą ofiarą, pomimo chwalebnych ambicji zawartych w Koncepcji Strategicznej NATO na rok 2022. Im bliżej rosyjskiej granicy, tym silniejsze zaangażowanie w odstraszanie, obronę i odporność; im dalej, tym zaangażowanie to jest słabsze. Wielka Brytania, Francja i Niemcy pozostają jednak głównymi światowymi potęgami, również pod względem gospodarczym. Razem kraje te reprezentują 65 proc. wszystkich europejskich inwestycji w obronę i ponad 80 proc. badań w dziedzinie obronności. Wydaje się jednak, że wycofały się z realizmu władzy na rzecz jej pozorów, przy czym wszystkie trzy doświadczają silnych ograniczeń w używaniu siły. Są to ograniczenia zarówno kulturowe, polityczne, jak i faktyczne. To właśnie luka pomiędzy władzą a realizmem jest słabością, którą Putin dostrzegł przed inwazją na Ukrainę. To nawyk składania wielkich deklaracji, które nigdy nie są spełniane.

Świat bezpardonowej walki, w którym tacy jak Putin i Xi wykuwają owe pozory władzy, okazuje się zabójczy dla elit rządzących w Berlinie, Londynie i Paryżu, często jedynie bawiących się w rządzenie, lecz niepotrafiących dokonać trudnych wyborów, których wymagają od nich piastowana pozycja i współczesny świat.

Pozory cnoty, a nie przemyślana praktyka władzy, stały się motywem przewodnim fałszywej „siły”, przyczyniając się do niszczenia porządku opartego na zasadach, którego te cnoty rzekomo bronią.

Europejskie państwo narodowe nadal stanowi epicentrum europejskiej potęgi, ale wiele zachodnioeuropejskich państw narodowych jest obecnie „prowadzonych” przez ludzi „steranych przez los”, oraz niestety cechujących się słabą wolą. Wydaje się, że niektórzy z nich już nie wierzą w państwa, którym przewodzą, właśnie w momencie, gdy Putin i Xi ponownie umocnili twardą siłę jako najmocniejszą walutę w XXI wieku.

Przywódcy zachodnioeuropejscy odmawiają również stawienia czoła tym, którzy chcieliby zniszczyć państwo narodowe od wewnątrz – separatystom i fantastom, cierpiącym i aktywistom na rzecz poprawnościowej równości czy tym, którzy niesłusznie postrzegają europejskie państwo narodowe jako anachronizm, przekonanym, że „Europa” może być potęgą na świecie tylko wtedy, gdy jej państwa narodowe zostaną podporządkowane Unii Europejskiej. Jednak UE udowodniła, że nie jest niczym więcej niż sumą swoich części.

Głębokie podziały w Europie Zachodniej pogłębia ideologiczna wojna o to, gdzie powinna znajdować się europejska „władza”. Wielu unijnych technokratów i eurokratów postrzega państwo narodowe jako przeszkodę dla potęgi ich „Europy”. Ci, którzy mają swobodę pogardzania swoimi państwami narodowymi jako źródłem całego „imperialnego” zła na świecie, kierują się skorumpowaną (nie)znajomością historii i niebezpiecznie błędnym przekonaniem, że ich własne „państwa” w najlepszym wypadku stoją po złej stronie historii, a w najgorszym – są „prawdziwym” wrogiem. Niektórzy wręcz postrzegają każdego wroga swojego wroga jako pośredniego przyjaciela, jakkolwiek niebezpiecznego.

Ta pośrednia koalicja pomiędzy złymi, smutnymi i szalonymi czyni Europę Zachodnią niezdolną do stawienia czoła zagrożeniom i wyzwaniom, które bardzo szybko mogą stać się problemami natury egzystencjalnej.

Francuzom przewodzi kokieteryjny prezydent o ambicjach Napoleona I, ale władzy Ludwika, Napoleona III. Brytyjska klasa polityczna już dawno temu porzuciła zdrowy osąd strategiczny na rzecz krótkoterminowej polityki opartej na własnym interesie, podczas gdy znaczna część rządzącego establishmentu pozostaje zamknięta w fałszywej narracji o upadku, zdającej się akceptować przyszłą klęskę Wielkiej Brytanii. Niemcy nadal są zagubione w stworzonej przez siebie strategicznej pustyni, a opracowany przez nich Zollverein zaczyna się rozpadać. Zeitenwende? Spośród wszystkich Europejczyków to właśnie kanclerz Olaf Scholz jest tym, który ma realne zasoby do sprawowania władzy, ale brakuje mu wizji i umiejętności przywódczych, by ten potencjał zrealizować. Przewodzi też partii politycznej SPD, której wielu członków twierdzi, że między Chinami, Rosją i Stanami Zjednoczonymi istnieje równoważność moralna.

Władza niesie ze sobą odpowiedzialność wobec innych, ale przy całej euroretoryce Niemcom brakuje zasadniczej solidarności z resztą Europejczyków – solidarności, niezbędnej, by projekt europejski mógł być kiedykolwiek czymś więcej niż tylko pustymi słowami.

Istnieje jeszcze jedna „europejska” potęga: Stany Zjednoczone. To właśnie rosnący kryzys amerykańskiej władzy i amerykańskich wpływów na świecie rzuca ostre światło na europejskie pozory siły. Niestety, Amerykanie są zbyt rozproszeni wewnętrznie i zbyt rozciągnięci zewnętrznie, aby zrównoważyć nieudolny odwrót od władzy, woli i strategii widoczny u ich głównych sojuszników.

Jeśli państwa Europy Zachodniej nie staną się strategicznie inteligentne i politycznie spójne, Stany Zjednoczone nie będą mogły wygenerować wagi geopolitycznie umożliwiającej im stawienie czoła wyzwaniom, z którymi musi się zmierzyć cały świat zachodni.

Przywódcy Europy Zachodniej, uwięzieni na geopolitycznym pustkowiu między siłą a cnotą, wydają się bardziej zainteresowani drobnymi utarczkami niż rywalizacją na arenie geopolitycznej. A właśnie taka rywalizacja trwa obecnie. Słowa nie wystarczą – aby Europejczycy pozostali wolni, a demokracje zwyciężyły w Wielkiej Grze XXI wieku, potrzebne są czyny, nawet te brudne. Jeśli wielkie mocarstwa Europy Zachodniej nie odkryją na nowo siły, woli i strategii, amerykańska polityka bezpieczeństwa może pewnego dnia upaść, a wraz z nią idee zdrowia, szczęścia i dążenia do dobrobytu – a przecież ta ostatnia idea JEST Zachodem.

Dlatego to od przywódców Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec zależy, czy Europa będzie bezpieczna, czy nowe stosunki transatlantyckie będą funkcjonować i czy inne demokracje będą w stanie odeprzeć systemowe wyzwanie ze strony autokracji. Ameryka nie może zrobić tego sama, a duża część Europy nie może zrobić tego w ogóle. Aby to było możliwe, państwa muszą najpierw pokonać swoje własne „wiki-światy”, w których władza i „rzeczywistość” są tym, co państwa te sobie wymyślą. Wielka Brytania i Francja mają wprawdzie globalne interesy, ale nie są globalnymi potęgami. Są przede wszystkim wielkimi mocarstwami europejskimi i, jeśli tylko zechcą, bardzo zdolnymi. Choć Wielka Brytania odeszła z UE, Europa jest tam, gdzie jest Wielka Brytania. Francja sama nie jest Europą, a Macron nie jest Karolem Wielkim. Niemcy? O potędze nie świadczy przecież liczba volkswagenów sprzedawanych na świecie. To niemiecki merkantylizm i zależność od rosyjskiej energii, na których opierał się kraj, pomogły stworzyć obecny kryzys i okazję do katastrofalnej awanturniczej misji Putina na Ukrainie.

Europa Zachodnia, z jej trzema „wielkimi” potęgami na czele, jest przekaźnikiem między USA a Sojuszem. Tylko takie przywództwo ze strony europejskiej Wielkiej Trójki umożliwi USA zarówno powstrzymanie Rosji, jak i poradzenie sobie z chińską blokadą Tajwanu. Polska oraz inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej (z jednym węgierskim wyjątkiem) zrobią, co w ich mocy, ale jeśli Wielka Brytania, Francja i Niemcy nie staną ramię w ramię, „Zachód” polegnie.

Państwa te muszą doprowadzić do ponownego uzbrojenia Ukrainy podczas nadchodzącej przerwy zimowej i wzmocnić sankcje. Utrzymanie Kijowa w walce i nałożenie twardych sankcji na Moskwę jest najlepszym sposobem na wywarcie presji na Rosję, aby udało się wynegocjować sprawiedliwy pokój na Ukrainie.

Pisząc ten prowokujący do przemyśleń artykuł, kończę kolejną książkę o NATO i jego miejscu w świecie. NATO jest wspieraną przez USA europejską platformą wpływów geopolitycznych, ale tylko pod warunkiem, że europejscy sojusznicy łączą słowa z czynami.

Unia Europejska ma do odegrania istotną rolę, pomagając Europejczykom uodpornić się na powtarzające się wstrząsy, które stały się nową normą. Jednakże UE jest antytezą zdrowej geopolityki, przywodzącą na myśl zjawienie się na pojedynek strzelecki z prawnikiem. Tylko Wielka Brytania, Francja i Niemcy mogą wspólnie przekształcić NATO w miecz i tarczę przyszłej obrony Europy – przy kosztach, jakie mogą ponieść Amerykanie – i zmusić Rosjan, a nawet Chińczyków, by zaczęli szanować Europę jako potęgę.

Odzyskanie utraconego szacunku będzie jednak wymagało jednego – przywództwa. Dla dobra Europy, Zachodu i sporej części wolnego świata europejskie przywództwo musi zacząć się w Berlinie, Londynie i Paryżu. Alternatywa? Więcej polityk typu „zubażanie sąsiada”, na których tracą wszyscy Europejczycy (i Amerykanie). Europa musi raz na zawsze dostrzec szeroką perspektywę i zaplanować przyszłość!

Hej przyjaciele,
Nie jest za późno na poszukiwanie
Nowego świata! Odbijcie od brzegu
I w bruzdy dźwięczne uderzcie! Bo celem
Moim żeglować poza słońca zachód,
Pod gwiazd ulewą – potąd aż nie umrę.

Tekst pierwotnie ukazał się w nr 44 miesięcznika opinii “Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Prof. Julian LINDLEY-FRENCH

Prof. Julian LINDLEY-FRENCH

Wiceprzewodniczący Atlantic Treaty Association. Profesor wizytujący National Defense University w Waszyngtonie oraz Canadian Global Affairs Institute.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się