czarna legenda

Jak tworzyć i utrzymać „czarną legendę”?

Germańska awersja do Rzymu i świata łacińskiego, protestancka awersja do katolicyzmu, oświeceniowa awersja do chrześcijaństwa wreszcie postępowa awersja do tradycji i nacjonalizmu. Na to nakłada się niechęć do krajów, które po prostu są inne.

Jeżeli ktoś się skarży, że wszyscy się na niego zawzięli, to zawsze się warto przyjrzeć, czy wina nie leży jednak po jego stronie. Ale jak to odróżnić od sytuacji, kiedy się naprawdę inni zawzięli? Dotyczy to osób i dotyczy to narodów. Nie wdając się zanadto w studia porównawcze, zajmijmy się przykładem następującym: czarna legenda i Hiszpania.

Co się kojarzy z Hiszpanią? Plaże, zabytki, muzyka, kuchnia. Ale też katolicyzm, inkwizycja (tortury i stosy), brutalny podbój Ameryki (eksterminacja Indian i zniszczenie kultury), dyktatura generała Franco. Hiszpanie narrację tę nazywają „czarną legendą” (leyenda negra). Na przeciwnym biegunie leży „różowa legenda” (leyenda rosa), że wszystko przebiegało gładko i łagodnie. A jeżeli chodzi o światowe imperium, to występują opinie od wstydu i bicia się w piersi po dumę z hiszpańskości (Hispanidad) i jej kulturotwórczej roli.

Przy takiej rozpiętości opinii trudno o całkowicie neutralne głosy. Korzystałem ze źródeł hiszpańskich broniących dokonań Hiszpanii jako stojących po stronie słabszych. Opinię światową kształtuje mianowicie raczej świat anglosaski, protestancki, ateistyczny i oświeceniowy, dominuje więc hiszpańska czarna legenda. Jest ona też dla tych, którzy ją głoszą, z wielu przyczyn opłacalna. Warto się więc przyjrzeć, na ile opiera się ona na faktach, co przekręca i co pomija. Wysłuchajmy drugiej strony – audiatur et altera pars.

Metoda demonizowania

W tworzeniu czarnej legendy można odnaleźć pewne powtarzające się metody:

A na końcu można usiąść w fotelu, przyglądać się i delektować.

Stosowanie epitetów działa następująco: gdy opisujemy dyskusje historyków, w przypadku Polski piszemy z jednej strony „historycy”, a z drugiej „polscy historycy” albo lepiej „polscy nacjonalistyczni historycy”. W przypadku Hiszpanii można dodać „wywodzący się z tradycji frankistowskiej” lub „sympatycy neofaszystowskiej partii VOX”. W ten sposób zyskujemy łatwe punkty, nie wkładając wysiłku, zwłaszcza intelektualnego.

Korzystne jest znalezienie historyków i pisarzy zdystansowanych do własnego narodu, a zachwyconych wszystkim, co obce. Należy obsypywać ich zaszczytami i grantami. Międzynarodowa sława będzie im schlebiać. Zwłaszcza jeżeli pochodzą z uboższego kraju, granty i honoraria za obcojęzyczne wydania będą dla nich podstawowym źródłem dochodu, na które warto zapracować. Niechęć plebsu będzie tylko potwierdzeniem ich niezależności i wielkości. W szczególnej cenie są groźby karalne, o które łatwo na forach internetowych – dowodzą brutalności ciemnej gawiedzi. Wykonają oni ważną robotę: przekonają własny naród o jego niższości, a za granicą będą podstawowym źródłem wiedzy. Atakowani będą przez innych autorów, których łatwo zdyskredytować jako „patriotów” i „obrońców dobrego imienia”, czyli kłamców.

A zyski są wielorakie. W dyskusji o dystrybucji środków unijnych nie jest tak ważne, ile kto wkłada do interesu, komu się należy, kto ma szczególne wydatki (np. ochrona granicy), lecz ocena moralna społeczeństwa i rządu. Kiedyś kryterium by było to, kto jest dobrym chrześcijaninem, do tego o poprawnej orientacji, dziś ważne jest, kto jest dyktatorem (choćby z dykty), antysemitą i homofobem.

Dla skuteczności dyskredytacji decydująca jest kontrola mediów. Jeżeli jesteśmy w stanie wciskać negatywne opinie, automatyzujemy reakcje społeczne. Szybkie reakcje: Hiszpania -> Inkwizycja, Polska -> Holocaust. Oczywiście nie chodzi o prace naukowe, lecz o media masowe, a zwłaszcza filmy, komiksy, sieci społecznościowe.

Czarna legenda Hiszpanii – motywy i historia

Hiszpania jest denerwująca, ponieważ jest inna. Sami Hiszpanie używają sloganu: ¡España es diferente! Niektórzy z Północy twierdzą, się Afryka się zaczyna za Pirenejami i pytają, czy w Hiszpanii się poluje na lwy. Z jednej strony budzi ta inność zainteresowanie, jak w „Carmen” lub powieściach Hemingwaya, gdzie prawdziwi mężczyźni soczyście klną ¡Cojones! Z drugiej strony inność powoduje niechęć. Ma ona wiele odmian: germańska awersja do Rzymu i świata łacińskiego, protestancka awersja do katolicyzmu, oświeceniowa awersja do chrześcijaństwa wreszcie postępowa awersja do tradycji i nacjonalizmu. Leitmotivem historii niemieckiej jest konflikt cesarza z papieżem, walka z Rzymem, wszetecznicą babilońską, zwłaszcza od czasu reform Lutra. Wszystko, co łacińskie, było określane pogardliwym słowem „welsch”, stąd też nasze Włochy. Hiszpania stała po stronie Christianitas, uniwersalizmu chrześcijańskiego, książęta niemieccy chcieli dominacji władzy świeckiej – cuius regio, eius religio.

Z Anglią i Holandią Hiszpania była w konflikcie o panowanie na morzach i kolonie, o to, dokąd będą docierać galeony ze złotem i srebrem, kto będzie handlował przyprawami, cukrem i tytoniem. Gdy wreszcie pod koniec XIX wieku rosła światowa potęga Stanów Zjednoczonych, zaczęły one podgryzać kolonie podupadającej Hiszpanii, takie jak Kuba i Filipiny. Do tego Hiszpania i USA miały różne modele panowania nad zdobytymi obszarami, więc ważne było, kto będzie miał opinię nosiciela cywilizacji, a kto bezwzględnego ciemiężcy.

Europa od Pirenejów po Odrę nie potrafi się powstrzymać od poczucia wyższości. W Unii Europejskiej kraje południa często wpadają w kłopoty finansowe, zawinione lub nie. Są to, używając nazw angielskich: Portugal, Italy, Greece, Spain. Skrót: PIGS, świnie. Specyficzne poczucie humoru. Tak się składa, że są to trzy kraje katolickie i jeden prawosławny, poza protestancko-ateistycznym mainstreamem.

Stałym elementem wojny propagandowej jest chrystofobia. Co chrześcijańskie, a zwłaszcza katolickie, wydaje się bezwartościowe, a nawet szkodliwe. Jeżeli Indianie Guarani w Paragwaju w misjach jezuickich uczą się czytać, pisać i grać Vivaldiego, to jest to indoktrynacja obcą kulturą. Jak powiada pewna praca akademicka: Muzyka jako narzędzie kontroli społecznej, podkreślająca relację dominujący-dominowany. Niektórym się nie da dogodzić.

Główne punkty ataku

Wiele jest elementów czarnej legendy, tu przyjrzymy się kilku przykładowym. Jednym z nich jest rekonkwista, czyli odbicie Hiszpanii z rąk muzułmanów w średniowieczu, ostatecznie w 1492 – roku odkrycia Ameryki. Hiszpania przez wieki była prowincją rzymską. Po upadku cesarstwa, na terenie Hiszpanii powstało germańskie królestwo Wizygotów. Już od czasów rzymskich Hiszpania była chrześcijańska. W 711 inwazji z Afryki dokonały wojska muzułmańskie pod wodzą Tarika, od którego pochodzi nazwa Gibraltar (arab. Dżabal Tarik — Góra Tarika). Za panowania Arabów co prawda kwitła sztuka (Sevilla, Cordoba, Granada), ale okupacja była brutalna. To fakt, chrześcijanie i Żydzi byli tolerowani, ale za cenę o wiele wyższych podatków i poniżającego traktowania. Okres ten ma swoją różową legendę, gdzie przedstawiany jest jako prawie raj na ziemi, tak jakby wszyscy zgodnie w ogrodach Alhambry się delektowali szumem fontann, subtelną muzyką i tańcem hurys. Jednym z twórców tej legendy jest Amerykanin Washington Irving i jego „Opowieści z Alhambry”. Piękny ten świat zniszczony został dopiero przez prymitywnych chrześcijan. Ten mit trwa – nawet obecnie dla posłów lewicowej partii Podemos rekonkwista to inwazja i ludobójstwo.

Po rekonkwiście Hiszpanii europejskiej rozpoczęła się konkwista Ameryki i budowa światowego imperium. Najważniejszy był podbój Meksyku przez Fernando Corteza i Peru przez Francisco Pizarro. Nikt nie będzie twierdził, że taki podbój przebiegał kulturalnie i łagodnie. Tym niemniej takie były to czasy – wojny były na porządku dziennym, a podbijanie krajów i ich okradanie nie było niczym dziwnym. Podbój Ameryki jest o tyle specyficzny, że minimalnymi siłami został zdobyty ogromny kontynent. Ale kilkuset Hiszpanów nigdy by samodzielnie nie potrafiło tego dokonać. Państwa Azteków i Inków były młodymi, brutalnymi imperiami, dlatego też tak łatwo upadły.

Już wkrótce po przybyciu do Meksyku do Corteza dołączyło wiele plemion indiańskich (Tlaxcalanie i inni), widząc w nim wyzwoliciela. Aztekowie byli dla nich brutalnymi ciemiężcami, żądającymi od nich wysokich trybutów i młodzieńców na ofiary. Podobnie było w Peru. Gdy zaledwie 3 lata po podboju Inkowie oblegali Limę, nową stolicę Hiszpanów i próbowali ich zniszczyć, to przegrali, ponieważ liczne plemiona indiańskie stanęły po stronie Hiszpanów. Co do kultury – znamy i podziwiamy meksykańskie piramidy, lecz dziś są czyste, a kiedyś ociekały krwią ofiar, którym obsydianowym sztyletem wycinano z piersi serca, a ciała rzucano zwierzętom. To wszystko widzieli Hiszpanie i nic dziwnego, że bóstwa Azteków wydawały się im szatańskie.

Niewolnica Corteza

Kolejną kwestią są hiszpańskie rządy w koloniach. Były one źródłem kolosalnych dochodów – dla kolonizatorów. Nie ma wątpliwości, że praca w kopalniach srebra była ciężka. Ale porównywać należy z realną sytuacją w Europie i innych koloniach. Nikt nie dostawał wtedy trzynastej emerytury. A sama kolonizacja? Rzymianie po brutalnym podboju Galii przynieśli tam swoją cywilizację, bez której nie byłoby dzisiejszej Francji. Podobnie Hiszpanie stworzyli świat kultury hiszpańskiej, dumnie zwany Hispanidad. W Ameryce Północnej Indianie zostali przez Anglosasów w większości wybici. Hiszpanie się bardziej z lokalną ludnością mieszali, co dało dzisiejszą Amerykę Łacińską, z jej bogatą i wielowątkową kulturą. Dla Meksykanów katolicyzm, religia kolonizatorów, jest tym, co ich łączy wobec Gringos z północy, los Norteños.

Patronką Meksyku jest bogini przybyszów z Europy, Matka Boża z Guadalupe, która objawiła się św. Juanowi Diego Cuauhtlatoatzinowi. A co myśleć o Malinche, urodzonej jako Malinalli, nazwanej przez Hiszpanów doña Marina, a przez Azteków z powrotem Malintzin i znów na hiszpański Malinche? Ofiarowana Cortezowi jako niewolnica, została jego żoną i matką jego syna. Łączniczka między światami. Urodzona na pograniczu terytorium Azteków i Majów, znała oba (zupełnie różne) języki i nauczyła się hiszpańskiego, musiała być wybitnie inteligentna. Tłumaczyła w negocjacjach i udzielała rad w krytycznych sytuacjach. Bez niej by jakiś Hiszpan dukał łamanym językiem nahuatl i nikt by go nie rozumiał ani on by nie wiedział, co do niego mówią. „Miło mi cię poznać” to „Nechpactia nimitzixmati”, „Dziękuję bardzo” to „Tlazohcamati huel miac”. Trudno opanować. Jej obecność była decydująca dla sukcesu Corteza. Jak ją ocenić – to zdrajczyni czy matka narodu meksykańskiego?

Czarna legenda – inkwizycja

Krytycznym punktem jest inkwizycja. Wzbudza ogromne emocje, jest częstym tematem literatury i filmów. W rewolucyjnej Francji była symbolem ciemnoty i okrucieństwa zarówno Hiszpanii, jak i katolicyzmu. Edgar Allan Poe w „Studni i wahadle” przedstawiał kazamaty inkwizycji, u Dostojewskiego pojawia się Wielki Inkwizytor. Szczególnie podniecające były opisy procesów czarownic, gdzie świętoszkowaci mężczyźni przesłuchiwali, torturowali i palili młode kobiety. Liczne są takie ryciny z czasów oświecenia.

Po pierwsze popatrzmy na liczby. W ciągu 356 lat istnienia inkwizycji hiszpańskiej śmierć poniosło około 3000 osób, podczas gdy rok wielkiego terroru w rewolucyjnej Francji pochłonął do 40 tysięcy ofiar, do tego 300 tysięcy podczas ludobójczego tłumienia powstania w Wandei. Gdyby chcieć wszystkie ofiary rewolucji francuskiej spalić na stosie, zabrakło by lasów pod Paryżem, a powietrze by się zasnuło czarnym dymem.

Motywem powstania inkwizycji hiszpańskiej było tropienie fałszywych żydowskich i muzułmańskich konwertytów oraz innych heretyków, celem było stworzenie jednolitej wyznaniowo Hiszpanii. Proces sądowy miał zastąpić dzikie lincze, bo istniała pokusa, by oskarżyć sąsiada o pokątne heretyckie praktyki, by przejąć jego majątek. Zjawisko to występowało również później w rewolucyjnej Francji, z tym, że oskarżano sąsiada nie o to, że jest heretykiem, a wrogiem ludu. Pewne zwyczaje są trwałe, zmieniają się tylko dekoracje.

Można zapytać, ile siły, nawet brutalnej, można zastosować dla utrzymania spójności społeczeństwa i państwa. Hiszpanii udało się uniknąć takich wydarzeń, jak francuska Noc św. Bartłomieja (10-30 tys. ofiar za jedną noc), nie mówiąc o niemieckiej wojnie trzydziestoletniej (3-9 milionów). 

Oczywiście nie możemy przechodzić z legendy czarnej w różową – inkwizycja była brutalna, choć jej działanie było stosunkowo dobrze uregulowane przepisami. Bo ważny jest kontekst. Patrząc na inkwizycję, myślimy pewnie, że władze świeckie były dla przestępców tak wyrozumiałe jak obecnie. Nic z tych rzeczy – kary były surowe, a publiczne egzekucje należały do popularnych rozrywek. Na przykład w Paryżu było wiele szubienic, największa, trzypoziomowa w Monfaucon, gdzie wisiało nawet do 80 skazańców.

W powszechną świadomość wbita jest pamięć o katolickiej inkwizycji, w przeciwieństwie do protestantyzmu, dającego wyzwolenie od opresji kleru. Zapomina się o krwawych prześladowaniach katolików w Holandii i Anglii – tortury i śmierć za posiadanie różańca. Przy wielu nowych wyznaniach dochodziło do wojny wszystkich ze wszystkimi, a każdy przywódca sekty miał się za papieża, jak nie Boga. Ekstremalnym przykładem były szalone i okrutne rządy anabaptystów w Münster. Po ich upadku przywódcy zostali torturowani, spaleni, a ich kości powieszono na widok publiczny na wieży kościoła.

W ostatnich czasach ważnym tematem jest wojna domowa 1936-39. Zwłaszcza dla Hiszpanów jest to wciąż nie do końca zagojona rana. Spór jest emocjonalny, a źródła podają rozmaite narracje. Obszerna jest literatura stojąca po stronie republiki. Ważnym autorem jest tu Paul Preston. Mniej jest prac stojących po drugiej stronie lub przynajmniej krytycznych wobec głównego nurtu. Tu można polecić Pio Moa „Los mitos de la Guerra Civil”, na którego odpowiedzią jest Alberto Reig Tapia „Anti-Moa”. Wszyscy uważają się za demaskatorów kłamstw drugiej strony.

Wojna kulturowa, braterstwo broni

W samej Hiszpanii od dawno trwa spór o wartość własnej kultury i tradycji. Po jednej stronie występują sławiący wspaniałą ideę hiszpańskości (Hispanidad), wielkiej światowej cywilizacji. Liczne są książki obalające mity czarnej legendy. Klasykiem jest Julián Juderías, dalej niedawno zmarły Gustavo Bueno, i współcześni: Iván Vélez, Elvira Roca Barea i Alberto Ibáñez.

Po drugiej stronie stoją wstydzący się tej tradycji, widzący w niej tylko stosy i ludobójstwo. Wywodzą się z przerobionych na Francuzów, afrancesados, z czasów oświecenia i rządów napoleońskich. Na początku XVIII wieku w wojnę o sukcesję tronu hiszpańskiego wmieszały się obce mocarstwa, mające ochotę na rozbiór Hiszpanii, a przynajmniej jej posiadłości (jakże to znane). Hiszpania wyszła z tego osłabiona, pojawiły się pytania, kto winien, sąsiedzi czy własna słabość (jakże to znane). A stąd powstał kompleks niższości, bo jak się przegrywa, to się idealizuje innych. Ten podział trwa do dziś (jakże to znane).

Nie jest niespodzianką, że demonizowanie Hiszpanii przypomina demonizowanie Polski. Oba kraje mają za sobą okres świetności, którą w podobnym okresie utraciły. Leżą na peryferiach nowoczesnej Europy – Hiszpania za Pirenejami, Polska we wschodnioeuropejskich borach. Oba języki mają specjalną formę grzecznościową (Usted / Pan) i w obu honor jest ceniony, czasem do przesady. Słabsze są za to od kupieckich narodów Północy w systematycznym działaniu i chłodnym liczeniu pieniędzy. Są (lub były) katolickie, co irytuje postępowych sąsiadów.

Ważny dla obu jest kult maryjny – w Hiszpanii wiele imion to przydomki Matki Bożej: Mercedes (łaskawa), Dolores (bolesna), Consuelo (pocieszycielka). Podczas wojen napoleońskich polskie legiony zostały wysłane przeciw Hiszpanom, do których nie mieliśmy żadnych pretensji. To nie była nasza wojna. Mickiewicz w Dziadach przytacza relację żołnierza, który tam był i obserwował pijanych Francuzów, obmacujących dziewki i bluźniących Bogu i świętym. Gdy zaczęli obrażać Maryję, Polak ostro zaprotestował. W nocy Hiszpanie poderżnęli gardła Francuzom, ale oszczędzili Polaka, jedynego obrońcę Maryi:

W czapce kartka łacińska, pismo nie wiem czyje:
»Vivat Polonus, unus defensor Mariae«.

Profesor Alberto Ibáñez, autor książek o czarnej legendzie i wojnie kulturalnej, podkreśla, że Hiszpania ma nie tylko wrogów zewnętrznych, ale i wewnętrznych. Twierdzi przy tym, że Hiszpania jest pod tym względem przypadkiem wyjątkowym. Ironicznie można stwierdzić, że nawet tu zapomniano o Polsce. Ale przynajmniej my pamiętajmy o tym, że walec wojny kulturowej chce rozgnieść nie tylko Polskę, ale też inni są atakowani, z bardzo podobnych przyczyn. We dwójkę – a może i w grupie – na pewno raźniej.

Zdjęcie autora: Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Związany z miesięcznikiem i portalem "Wszystko co Najważniejsze" publikując głównie na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się