Dlaczego lekcje religii nie działają?
Coraz więcej uczniów wypisuje się z religii. Jakie mogą być powody ich rezygnacji i czy lekcje religii spełniają swoje zadanie?
Warto wspomnieć, że problem z uczestnictwem uczniów w lekcjach religii nie wynika tylko z postawy uczniów, ale także rodziców. Podczas obrzędu chrztu rodzice proszą o chrzest dla swojego dziecka. Wtedy ksiądz pyta: „Prosząc o chrzest dla waszego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?”. Niestety, większość rodziców uważa, że samo zapisanie dziecka na religię w szkole już jest spełnieniem tego obowiązku. Wychodzą z założenia, że gdy dziecko chodzi na religię, to jest to wystarczający wysiłek, by zachowało wiarę i było jej świadome.
Z tego powodu podstawowych modlitw katolika dzieci często uczą się dopiero podczas przygotowania do Komunii Świętej, mając dziewięć–dziesięć lat. Wynika z tego, że rodzice nie modlą się z dziećmi i nie dbają o stworzenie w domu atmosfery religijnej. A żaden nauczyciel religii nie jest w stanie w żaden sposób nadrobić na lekcji braków wyniesionych z domu.
Co może nauczyciel
Nauczyciel z łatwością rozezna, które dzieci uczestniczą regularnie we Mszy Świętej i są dobrze prowadzone przez rodziców, a które w kościele bywają rzadko albo nie bywają w ogóle. Widać to po spontanicznych reakcjach na lekcji, kiedy dzieci wspominają, co wydarzyło się podczas Mszy niedzielnej, jak modlą się w domu. Często nauczyciel religii ma poczucie mówienia w próżnię.
Podam przykład. Nauczyciel omawia elementy znajdujące się w prezbiterium: ołtarz, ambona, tabernakulum itd. Dzieci, które uczestniczą we Mszy niedzielnej, bez trudu rozumieją, o co chodzi, odnosząc to do tego, co znają ze swojego kościoła parafialnego. Dziecku niemającemu tego odniesienia trudniej zrozumieć, co i po co znajduje się w kościele.
Jeszcze poważniejszy problem pojawia się wraz z rozdźwiękiem pomiędzy tym, czego uczy nauczyciel na religii, a jakie wartości przekazuje się w domu. Nie odkryję Ameryki, kiedy napiszę, że są ludzie, którzy zapisują dziecko na religię, a nie widzą problemu, żeby umieścić zdjęcie z czerwonym piorunem na profilu w mediach społecznościowych.
Ważnym elementem wpływającym negatywnie na owocność lekcji religii jest także rozdźwięk między podziałem administracyjnym państwowym i kościelnym na danym terenie. Powoduje to, że rodzina należy do jednej parafii, a szkoła, do której dziecko uczęszcza w wyniku rejonizacji, jest na terenie innej. Bywa, że dziecko nie widziało na oczy swojego kościoła parafialnego, bo nie chodzi do kościoła, a w klasie trzeciej, kiedy trzeba zbierać podpisy do indeksu, uczęszcza do kościoła, gdzie będzie miało Pierwszą Komunię Świętą z klasą. Zdarza się, że mody człowiek „odkrywa” swój kościół parafialny dopiero podczas przygotowania do bierzmowania, o ile w ogóle do niego przystąpi.
Lekcja nie katecheza
Musimy sobie wyraźnie uświadomić, że klasa, która uczestniczy w lekcji religii, nie jest w sensie ścisłym wspólnotą. To grupa uczniów, znających się poza szkołą, mieszkających być może blisko siebie, ale ostatecznie nietworzących wspólnoty religijnej. Celowo nie używam w tym artykule słowa „katecheza” w odniesieniu do lekcji religii w szkole, bo lekcja religii nie jest katechezą.
Trzy podstawowe funkcje katechezy to nauczanie, wychowanie i wtajemniczenie. Lekcja religii nie spełnia w sposób zadowalający żadnego z tych elementów. Zdawać by się mogło, że funkcja nauczania jest w szkole realizowana, ale moim zdaniem – tylko z pozoru. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że wielu uczniów po ośmiu latach uczestniczenia w lekcji religii nie potrafi odmówić „Pod Twoją obronę”, a zdarza się, że i wymienić Osób Trójcy Świętej.
Nie zaprzeczam, że to problem szerszy, dotykający także innych przedmiotów. W internecie, choćby na kanale YouTube „Matura to bzdura”, bardzo popularne są wywiady z młodymi ludźmi, którzy wykazują się brakiem elementarnej wiedzy z historii, geografii, matematyki itp. Jednak w kwestii religii chyba jest coś na rzeczy. Religia jest traktowana przez uczniów, ale też przez rodziców, jak michałki, na które szkoda czasu. Kiedy nauczyciel religii zaczyna czegoś wymagać, od razu pojawiają się głosy, że powinien przyciągać do Kościoła, a nie od niego odpychać. Tak, zdaniem niektórych wiedza religijna odpycha od Kościoła – a może raczej trud jej zdobywania.
W kwestii wychowania zdania mogą być podzielone. Jedni będą uważali, że nauczyciel religii ma wpływ na kształtowanie postaw młodych ludzi czy obrazu Kościoła, inni znowu – że szkoła jako instytucja już nie wychowuje, zawód nauczyciela stracił dawne poszanowanie, a uczeń ma dziś więcej praw niż obowiązków. Ważne jest, jaki stosunek do nauczycieli, w tym nauczycieli religii, uczniowie wynoszą z domu.
Wreszcie wtajemniczenie, czyli wprowadzenie w życie duchowe i życie wspólnoty. Jak zaznaczyłem, klasa nie jest wspólnotą w sensie religijnym i oprócz przygotowania do Pierwszej Komunii nie ma tu mowy o wprowadzeniu ucznia w życie Kościoła. Na lekcji religii nie ma miejsca na rozwój duchowy. Nie ma także, poza małymi wyjątkami, przestrzeni na modlitwę. Często ludzie dorośli uczestniczący w spotkaniach wspólnot modlitewnych mają problem z podzieleniem się świadectwem lub refleksją nad Słowem, a co dopiero młodzi, bardzo zwracający uwagę, jak postrzegają ich rówieśnicy.
Brak wspólnoty wiary
Trudno budować więź duchową w klasie, gdzie uczniowie mają duży problem z zaufaniem i otworzeniem się przed innymi i nie traktują grupy szkolnej jako wspólnoty wiary. W klasie brakuje też atmosfery do poruszania ważnych, ale trudnych tematów, bo większości uczniów to nie interesuje.
Lekcji religii nie sprzyja także ogólna negatywna atmosfera wokół religii, a przede wszystkim wokół Kościoła. W grę wchodzi fałszywie pojęta wolność, neutralność światopoglądowa, w imię której próbuje się wprowadzić wartości przeciwne do chrześcijańskich. Z tego rodzi się praktyka „wyrzucania” religii na pierwsze i ostatnie lekcje. Tłumaczenie jest proste: dlaczego ci, którzy nie chodzą na religię, muszą w szkole spędzać dwie godziny więcej? Zdarza się, że na skutek łączenia klas i braku sal lekcyjnych uczniowie muszą po zajęciach czekać nawet dwie godziny na lekcję religii! Kiedy dochodzi do tego presja grupy, uczestniczenie w religii jawi się jako czyn wręcz heroiczny.
Istotnym zjawiskiem godnym odnotowania są znikające z sal lekcyjnych krzyże. Czasem jest to wynik działania z premedytacją, a czasem np. po remoncie klasy krzyż nie wraca na miejsce. Nikt nie podejmuje tematu, bo nie chce go podjąć. Dlaczego nauczyciel religii ma walczyć w pojedynkę, skoro przeciwnicy krzyża są głośni, większości to nie interesuje, a katoliccy rodzice boją się zabrać głos?
Właściwe akcenty
Kiedy młodzi narzeczeni przychodzą do kancelarii przed zawarciem małżeństwa, w protokole przedślubnym pada pytanie o uczestnictwo w lekcjach religii. Wpisując, że narzeczeni uczęszczali na religię przez całą podstawówkę i szkołę średnią, zakładamy, że są przygotowani do dorosłego życia chrześcijańskiego, przynajmniej od strony posiadanej wiedzy. Zakładamy też, że są skatechizowani, a tymczasem oni nie są nawet zewangelizowani. Myślę, że to doskonały przykład pokazujący, że zbyt wielką rangę przypisujemy lekcjom religii w szkole, a zbyt małą – rzetelnej katechizacji przy parafiach.
Religia w szkole powinna być dodatkiem, tymczasem wkłada się w nią mnóstwo pracy i wysiłku, z którego niewiele wynika. Równocześnie bardzo słabo wygląda w kościele katechizacja dorosłych. Ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Jezus błogosławił dzieci i nauczał dorosłych, a my robimy kompletnie na odwrót”.
ks. Mateusz Kulikowski
Autor jest kapłanem diecezji warszawsko-praskiej, nauczycielem religii w jednej z warszawskich szkół. Tekst pierwotnie ukazał się na łamach tygodnika „Idziemy” [LINK]. Przedruk za zgodą redakcji.