Ego ma wysoką cenę
To nasze karmione przez ego potrzeby zatruwają nasz proces decyzyjny, równie sprawnie co niepostrzeżenie.
Terry Eccles doradzał przy tak wielu przełomowych fuzjach w czasie swojej kariery w J.P. Morgan, że został pośmiertnie okrzyknięty „wizjonerem, który zmienił kształt brytyjskiej bankowości”. Ale Terry nie przechwalał się jak stereotypowy bankier inwestycyjny, ani nie wygłaszał aroganckich kazań, jak można by oczekiwać od tak wielkiego wizjonera. Dla tych, którzy znali go osobiście, był serdecznym kolegą. Inni bankierzy ubierali się tak, by imponować, ale on nie lubił stroszyć wizerunkowych piór. Inni podczas spotkań burzyli pianę, on słuchał.
Lecz gdy w końcu otwierał usta, wszyscy zamieniali się w słuch, ponieważ jego uwagi były zawsze celne i wnikliwe, a on sam dobrze przygotowany. I od razu przechodził do sedna.
Warto więc zwrócić uwagę na „najważniejszą naukę”, którą wyniósł ze swojej bogatej kariery: „Ego ma wysoką cenę”.
Ego ma wysoką cenę. Każdy człowiek dostaje od życia wiele szans, by nauczyć się tej prawdy, ale wielu z tych szans nie korzysta, co czasami pociąga za sobą katastrofalne koszty.
Czasami te koszty można wyrazić w dolarach. Jako doradca przy transakcjach, które trafiały na pierwsze strony gazet, Terry widział wiele przerośniętych ego bankierów inwestycyjnych, dyrektorów generalnych i inwestorów, którzy przepychali się, negocjowali, puszyli i wychwalali swój własny sposób na przeprowadzenie tej czy innej transakcji.
Miał okazję zobaczyć z bliska, do jak wielu kosztownych błędów może doprowadzić nieokiełznane ego. Dla przykładu, niektórzy dyrektorzy generalni przepłacają za przejęcia firm, ponieważ nie mogą znieść myśli o utracie transakcji na rzecz konkurenta; inni, przekonani o swojej bezwzględnej intelektualnej wyższości, odmawiają słuchania ostrzeżeń doradców; jeszcze inni pakują się w nietrafione transakcje, napędzani przez własne ego, które domaga się wielkich interesów i nazwiska w prasie finansowej.
Nie oznacza to, że osoby kierujące się swoim ego świadomie realizują głupie transakcje. Żaden dyrektor generalny ani bankier inwestycyjny nie budzi się rano i nie idzie do pracy z myślą: „A może by tak dziś koszmarnie przepłacić za jakieś nierozsądne przejęcie korporacyjne, żeby połechtać swoje ego i poczuć dumę!”.
Demon ego działa znacznie bardziej podstępnie. Sprawia, że oszukujemy i przekonujemy samych siebie, że nasz wybór jest racjonalny i oparty na dowodach. Tymczasem to nasze karmione przez ego potrzeby zatruwają nasz proces decyzyjny, równie sprawnie co niepostrzeżenie. Ignacy Loyola, założyciel zakonu jezuitów, porównał kiedyś nieposkromione ego i inne niekontrolowane wewnętrzne popędy do „cudzołożników”. Tak jak cudzołożne związki, które rozkwitają, gdy są utrzymywane w tajemnicy, tak nasz wewnętrzny potwór ego rozkwita, gdy kieruje naszymi wyborami z odmętów podświadomości.
Spostrzeżenia Terry’ego (i Ignacego Loyoli) dotyczą nie tylko wielkich transakcji bankowych. Demon ego ukradkiem i niestrudzenie prześladuje nas wszystkich, gdy decydujemy, jakie marki ubrań lub samochodów kupić, albo modernizujemy wyposażenie naszego domu, aby był lepszy od domu sąsiada. Prześladuje nas, gdy nie możemy przyznać się do błędu wobec partnera, gdy pragniemy władzy lub podziwu, gdy nie chcemy przyznać, że pomysł kolegi lub współmałżonka jest lepszy od naszego, gdy… Muszę kończyć? Na pewno wiesz już, o co mi chodzi.
Co więc z tym zrobić? Na szczęście analogia między ego a cudzołożeniem wskazuje nam drogę. Podobnie jak cudzołożne romanse zwykle kończą się, gdy zostają odkryte, tak samo podprogowe sterowniki naszego ego często tracą nad nami kontrolę, gdy padną na nie promienie oczyszczającego światła świadomości.
W związku z tym przed przystąpieniem do procesu decyzyjnego należy poświęcić czas na introspekcję. Przed sporządzeniem listy plusów i minusów, oceną alternatyw lub obliczeniem kosztów finansowych i kompromisów proponowanego wyboru należy poświęcić czas na zastanowienie się, jakie sterowniki ego mogą subtelnie sprowadzić mnie na manowce, jeśli nie będę ostrożny? Czy mogę być zainfekowany silną potrzebą zwycięstwa? Albo czucia się ważnym? Bycia podziwianym? Zdobycia większej władzy i statusu? Po ujawnieniu tych potencjalnych wykolejaczy mamy większe szanse na ich rozbrojenie i dokonanie rozsądnego wyboru.
Pomyśl o tym tak: komu powierzysz dokonywanie ważnych życiowych wyborów? Najlepszej wersji swojego ja i swym najzdrowszym aspiracjom, czy niezdrowym potrzebom ego?
Jeśli ten introspektywny proces wydaje ci się zbyt subtelny, uzupełnij go bardziej dosadnym narzędziem. Opraw w ramkę mantrę „Ego ma wysoką cenę” i umieść ją w widocznym miejscu w swoim miejscu pracy lub przestrzeni modlitewnej, tak abyś musiał na nią spojrzeć podczas rozważania ważnych decyzji (lub zmierzyć się z nią jako upokarzającą naganą po dokonaniu naprawdę głupiego wyboru).
W świecie bankowości inwestycyjnej Terry’ego Ecclesa koszt ego był często mierzony w dolarach (czasami w miliardach dolarów). Istnieje jednak jeszcze bardziej przykry koszt rozbuchanego ego: może ono zniszczyć lub zepsuć nasze relacje z przyjaciółmi, małżonkami, dziećmi lub współpracownikami.
Jak i kiedy to się dzieje? Gdy na przykład wciąż nalegamy, by wszystko odbywało się po naszej myśli, gdy koncentrujemy się zawsze i wyłącznie na własnych pragnieniach, gdy przejawiamy nienasyconą potrzebę uwagi lub uwielbienia, gdy chcemy zawsze dowodzić, albo gdy odmawiamy słuchania dobrych rad. Takie wzorce zachowań mogą zniszczyć najcenniejsze relacje.
Podobnie jak najważniejsza życiowa lekcja Terry’ego Ecclesa otworzyła ten artykuł, tak kolejna z jego obserwacji okazuje się nieoceniona w przeciwdziałaniu zachowaniom, które wymieniłem. Terry powiedział kiedyś, że doradcy w dziedzinie fuzji „muszą skupiać się na słuchaniu, a nie na pouczaniu”. Jednak dotyczy to nie tylko osób dokonujących transakcji. Dla naszych interakcji z przyjaciółmi, współpracownikami, małżonkami i dziećmi ma to jeszcze większe znaczenie.
Tekst w oryginale ukazał się w Forbes. Przedruk i tłumaczenie za zgodą autora.
Chris LOWNEY
Były dyrektor zarządzający J.P. Morgan & Co na trzech kontynentach. Obecnie wiceprzewodniczącym rady zarządzającej CommonSpirit Health, jednego z największych systemów opieki zdrowotnej w USA.