IV RP Ryszard Bugaj
Fot. Jakub Szymczuk / Gość Niedzielny / Forum

Czekając na IV RP

Trudno sobie wyobrazić, że w sprawach społecznych i gospodarczych podjęta zostanie realizacja choćby znacznej większości złożonych obietnic. Jednak rezygnacja z ich realizacji musi być politycznie ryzykowna. Politycznie „kosztowna” byłaby też pełna realizacja obietnic dotyczących LGBT+ i aborcji. 

Polska jest krajem, który jako pierwszy obalił komunizm i odniósł sporo sukcesów, choć doświadczyliśmy też porażek. Kilka lat temu Adam Michnik uznał okres transformacji po roku 1989 za najlepszy dla Polski czas od 300 lat. Ma rację, ale pamiętać trzeba, że te 300 lat nie było dla Polski dobre.

Po stronie sukcesów należy dostrzec (po głębokiej recesji w latach 1990–1991) znaczny wzrost gospodarki, zbudowanie zrębów demokratycznego państwa, odzyskanie realnej suwerenności i integrację ze światem zachodnim.

Program transformacji gospodarki podporządkowany został dyrektywie – „przywrócić normalność”. Oznaczało to reformy inspirowane doktryną neoliberalną, traktowaną jako bezalternatywna. W wymiarze makroekonomicznym zdecydowano się na stabilizację szokową. W wymiarze systemowym celem stała się przyspieszona i szeroka prywatyzacja. Tylko przemiany w sferze socjalnej były powściągliwe.

Nie wiadomo, czy przyjęcie gradualistycznego programu przemian pozwoliłoby – przy mniejszych kosztach społecznych – na uzyskanie porównywalnego sukcesu w zakresie wzrostu gospodarki. Jednak żadna alternatywa nie była brana pod uwagę. Elity niemal bez wyjątku podzielały przekonanie Fukuyamy o „końcu historii”. Również wybór modelu politycznej demokracji nie był poprzedzony szerszą refleksją. Prawie wszyscy (nie wyłączając ugrupowań postkomunistycznych) byli przekonani, że powinna to być demokracja liberalna. Konstytucja przyjęta kilka lat później ten wybór usankcjonowała. Choć przemiany gospodarcze niosły dla znacznej części społeczeństwa bolesne konsekwencje (szczególnie bardzo wysokie bezrobocie), to sprzeciw nie był w długim okresie zmasowany. Z pewnością bardzo duże znaczenie miał fakt, że elity nie wytworzyły „wpływowego” programu alternatywnego. Wyborcy nie mieli realnego wyboru. Znaczna ich część zareagowała odmową uczestnictwa w wyborach.

Po upływie kilku lat słabły dolegliwości wynikające z transformacji gospodarki. Zasadniczo obniżyło się bezrobocie. Wydaje się natomiast, że narastał krytycyzm z powodu rosnących nierówności oraz patologii rynku pracy (przede wszystkim „śmieciowe” umowy o pracę). Narastał też sprzeciw wobec konsekwencji funkcjonowania liberalnego modelu polskiej formuły ustrojowej. Raziła rozbudowa przywilejów elit, niezadowolenie budziło funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości i niesprawność państwowego systemu ochrony zdrowia. Irytowała „perswazja niemocy” (nie stać nas) i tłumaczenie podejmowanych przez rząd i parlament decyzji oczekiwaniami Brukseli i obiektywnymi rzekomo wymaganiami systemu rynkowego (wydłużenie minimalnego wieku emerytalnego). I w końcu pewna część wyborców krytycznie oceniała kategorycznie formułowane postulaty zmian w kwestiach obyczajowych (głównie sprawa LGBT+).

Jednocześnie na początku XXI wieku pojawiła się partia polityczna (PiS), która ukształtowała swoją tożsamość w zgodzie z oczekiwaniami krytycznej (wobec ustrojowego modelu III Rzeczypospolitej) części elektoratu. Uzyskała znaczne poparcie wyborców, choć niewystarczające do utworzenia samodzielnie rządu. Powstał rząd koalicyjny, utworzony wspólnie z radykalnie prawicową partią LPR i populistyczną Samoobroną. Alians okazał się niestabilny i niezdolny do skrystalizowania realnej i praktycznej alternatywy względem formuły III Rzeczypospolitej. W przedterminowych wyborach PiS nie uzyskał mandatu wyborców do dalszego rządzenia. Nowa koalicja (PO-PSL) powróciła – z niewielkimi korektami – do politycznej tożsamości III Rzeczypospolitej.

Okazało się jednak po kilku latach, że ta formuła nadal nie jest akceptowana przez znaczną część wyborców – PiS w 2015 r. powrócił do władzy z bardzo bliskim koalicjantem (dziś pod szyldem Suwerennej Polski). Powrócił z obietnicom radykalnych zmian, które rzeczywiście realizuje. I tym razem nie jest to jednak proces podporządkowany spójnemu i klarownemu programowi. Co więcej, z perspektywy czasu widać, że zmiany są realizowane z naruszeniem obowiązującego prawa (także konstytucji) i są podporządkowane w znacznej mierze doraźnym politycznym interesom rządzącej partii. Rządom PiS-u towarzyszy też rozbudowa przywilejów jej partyjnych działaczy i ich rodzin. Rodzi to krytycyzm nawet części dotychczasowych wyborców PiS-u. Na miesiąc przed wyborami trudno prognozować ich rezultat.

Kampania wyborcza (bardziej jeszcze niż poprzednia) w nikłym stopniu nosi cechy sporu programowego. Jest populistycznym festiwalem obietnic i jakkolwiek prawie każda z tych obietnic oceniana z osobna może wydawać się celowa, to ich suma czyni „programy” wszystkich partii ewidentnie populistycznymi. Takiemu charakterowi wyborczej rywalizacji sprzyja oczywiście polityczna polaryzacja, podział sceny politycznej na PiS i zjednoczoną (?) opozycję. Z tego podziału wyłamuje się całkowicie tylko niepoważna Konfederacja, która jednak może stać się po wyborach „języczkiem u wagi”.

Są niestety powody, by martwić się rysującą się przed Polską perspektywą (tekst pisany był przed wyborami 15 października 2023 r. – dop. red.). Zwycięstwo PiS-u grozi kontynuacją działań podważających demokratyczne standardy. Trudno też oczekiwać od tej partii odpowiedzialnej polityki gospodarczej. No i jest też problem harców PiS-u w polityce zagranicznej – szczególnie wobec Niemiec. Ewentualne zwycięstwo opozycji na czele z PO skłania do pytania o oczekiwaną politykę tego bloku.

Trudno sobie wyobrazić, że w sprawach społecznych i gospodarczych podjęta zostanie realizacja choćby znacznej większości złożonych obietnic. Jednak rezygnacja z ich realizacji musi być politycznie ryzykowna. Politycznie „kosztowna” byłaby też pełna realizacja obietnic dotyczących LGBT+ i aborcji. Trzeba więc przyjąć, że uzgodnienie programu koalicyjnego rządu w praktyce byłoby bardzo trudne.

Ale czy przyszły koalicyjny rząd ma szanse powstać? Dziś przeważa opinia, że w tych wyborach ani PiS, ani opozycja nie będzie mogła utworzyć rządu bez pomocy Konfederacji. Być może. Ponadto nie jest to możliwość, którą można ocenić pozytywnie. Polsce potrzebna jest korekta ustrojowa w duchu… IV Rzeczypospolitej, ale pomocna w tym dziele nie może być Konfederacja. Demokratyczne ugrupowania (zaliczając do tej grupy – mimo wszystko – również PiS) powinny Konfederację izolować – nawet gdyby to oznaczało ponowne wybory wiosną roku przyszłego.

Tekst pierwotnie ukazał się w nr 57 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze”.

Zdjęcie autora: Prof. Ryszard BUGAJ

Prof. Ryszard BUGAJ

Polski polityk i ekonomista, doktor habilitowany nauk ekonomicznych, profesor nadzwyczajny w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. Działacz opozycji antykomunistycznej w okresie PRL.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się