katolicyzm Polaków

Dlaczego Polacy tracą wiarę?

Polacy odchodzą od Kościoła – zwłaszcza młodzi, ale też niektórzy starsi wierzący w centrach mniejszych miast. Dane, przedstawione ostatnio przez Główny Urząd Statystyczny, warte są pogłębionej refleksji.

Lata wcześniej, w spisie powszechnym z 2011 roku, 87 proc. ankietowanych deklarowało przynależność do wyznania katolickiego, po latach odsetek ten spadł do 71 proc. Polska wciąż jest więc krajem w przeważającej mierze katolickim. Jednak spadek zaangażowania widać także w statystykach samego Kościoła katolickiego: odsetek osób ochrzczonych, które uczestniczą w mszach i przyjmują komunię, spadł do 28 proc. Każe to zadać pytanie o przyszłość wiary w Polsce.

Dynamika zmiany

Dane GUS-u potwierdzają trend, obecny także w innych badaniach – polskie społeczeństwo się sekularyzuje – podobnie zresztą jak inne kraje Europy czy szerzej: Zachodu.

Różnicą jest jednak charakter i tempo tej zmiany. Sekularyzacja dotarła do Polski znacznie później, stąd jej dynamika jest bardziej gwałtowna. A nagła zmiana, która zaszła w ciągu dekady (2011–2021) może wcale nie być najsilniejszym społecznym tąpnięciem – wciąż brak danych z czasów pandemii. Biorąc pod uwagę to, co już wiadomo na temat procesów sekularyzacyjnych, zachodzących w tym samym czasie w innych krajach Europy, spodziewać się można wyników bardziej radykalnych. Nie powinno to nikogo dziwić. Polska nie jest pępkiem świata, doświadcza obecnie tego samego co reszta świata, a tak gwałtownych zmian można się było po prostu spodziewać.

Spójrzmy na dane. Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK bada katolicyzm w Polsce od 1972 roku) regularnie, rok do roku, spada liczba osób uczęszczających na msze św. (dominicantes) i przyjmujących komunię św. (communicantes). To specyficzne dane, które nie podają odsetka z ogółu populacji, ale odnoszą się wyłącznie do osób z Kościołem związanych, czyli ochrzczonych, z wyłączeniem małych dzieci oraz osób w podeszłym wieku. O ile jeszcze w 1990 roku uczestniczących w mszach św., czyli dominicantes, było 50,3 proc. ogółu ochrzczonych, to w 2021 roku liczba ta spadła w zasadzie o połowę i wynosi 28,3 proc.

Za to załamanie odpowiadają przede wszystkim ludzie młodzi. Pokazują to dane GUS, ale wystarczy zajrzeć do internetu. Kościół katolicki przeżywa kryzys, związany przede wszystkim z aferami na tle seksualnym z udziałem duchownych i stygmatyzacją określonych grup społecznych. A to dwie kwestie, na które młodzi są niezwykle czuli. Zmieniła się też kultura – staromodność kościelnej komunikacji, nieumiejętność odnalezienia się w przestrzeni intermedialnej i multimedialnej to niewątpliwie kolejne przyczyny. Młodym łatwiej utożsamiać się z Kapitan Marvel niż z apostołami. Zwłaszcza dziewczynkom.

Do zagadnienia można jednak podejść szerzej. Na tle wszystkich informacji z ostatniego spisu powszechnego największe społeczne zmiany nastąpiły w Polsce właśnie w zakresie wyznaniowym. I nie chodzi tu wyłącznie o Kościół katolicki. Na pytanie dotyczące przynależności religijnej pozytywnie odpowiedziało 79,43 proc. respondentów, z czego 72,57 proc. potwierdziło przynależność do konkretnej religii, a 71,3 proc. zadeklarowało się jako wyznawcy Kościoła rzymskokatolickiego. W 2011 r. jako osoby niewierzące, ateiści, zadeklarowało się zaledwie 7,1 proc. respondentów. Obecnie było to 20,53 proc., co ma bezpośredni wpływ na zmniejszenie się liczby wiernych. Okazuje się bowiem, że odchodząc od Kościoła, religii rozumianej instytucjonalnie, spora część badanych przeszła od razu na pozycje niewiary. To znaczące, choć wciąż zmiany te nie są aż tak radykalne, jak w innych krajach kontynentu. Katolików w Polsce wciąż jest wielu, a instytucje kościelne działają prężnie.

Problem z tożsamością

Polska wciąż jest więc krajem, w którym do metafizyki przyznaje się blisko 80 proc. respondentów. Na tle Europy to bardzo dużo. Można nawet uznać, że poziom religijności nad Wisłą pozostaje na poziomie niemal niewyobrażalnym w innych krajach Zachodu. Choć zakładać należy, że odsetek ten będzie się jeszcze zmniejszać, co oczywiście zmieni społeczny krajobraz. Pytanie tylko, jak bardzo. Katolicyzm w Polsce to coś więcej niż „tylko religia”.

Do sanktuarium na Jasnej Górze co roku przybywa kilkaset tysięcy wiernych. Przyjmując nawet najniższą z podawanych wartości, 120 000 pielgrzymów, trzeba powiedzieć, że to sporo. Wszystko po to, aby oddać hołd przed obrazem „Czarnej Madonny”, która ze swoimi złotymi aureolami i głębokimi ranami na policzkach symbolizować ma historię Polski. To też wizerunek, który stał się reprezentacją nie tylko katolicyzmu w Polsce, ale także polskiej historii i dumy narodowej. W latach 80. wizerunek „Czarnej Madonny” pojawił się na bramie Stoczni Gdańskiej, obecny był także w czasie pielgrzymek Jana Pawła II. Pielgrzymi ryzykowali życie, udając się pieszo do klasztoru podczas niemieckiej okupacji Polski, a w Kaplicy Obrazu na Jasnej Górze wystawiony jest jako jedna z wielu pamiątek bolesnej przeszłości narodu różaniec, którego paciorki zostały wykonane z chleba przez jednego z więźniów obozu koncentracyjnego.

Dlaczego to ważne? Dlatego, że przez kilkaset lat katolicyzm był dla polskiego społeczeństwa kotwicą tożsamości. Nawet po obaleniu komunizmu poziom religijności młodych Polek i Polaków utrzymywał się na stabilnym poziomie w latach 1990–2008; przez prawie 20 lat około 80 proc. młodych uważało się za osoby wierzące, 15 proc. – za niezdecydowane, a 5 proc. – za niewierzące. Z chrztem wiążą się początki państwa polskiego, historię Polski tworzyły pokolenia ochrzczonych Polaków. Mimo zawirowań religijność tworzyła polską kulturę; w najważniejszych wytworach tej kultury ów zmysł metafizyczny jest bardziej niż istotny. I nagle, zdaniem części obserwatorów, w 2010 roku odsetek osób wierzących zaczął drastycznie spadać, by w 2018 roku osiągnąć zaledwie 63 proc. (przy 21 proc. niezdecydowanych i 17 proc. niewierzących) wśród ludzi młodych, dwa lata po odbywających się w 2016 roku w Krakowie Światowych Dniach Młodzieży.

Bez załamywania rąk

Tylko że to wszystko wcale nie było nagłe. W 2018 roku niezależny amerykański ośrodek badawczy Pew Research Center opublikował badania porównujące religijność ludzi przed czterdziestką i po czterdziestce w 108 państwach na całym świecie. Poziom religijności mierzono pytaniami o to, czy ludzie czują się związani z religią, czy chodzą do kościoła (świątyni), czy czują, że religia jest dla nich ważna i czy codziennie się modlą. Okazało się, że w dwóch z tych kategorii Polska zajęła pierwsze miejsce pod względem spadku z generacji na generację, a w jednej z nich wylądowaliśmy na drugim miejscu.

Czy to powód, aby załamywać ręce? Nie. Ta dynamika jest konsekwencją przemian i wyborów dokonanych przez Polaków w ciągu trzydziestu lat transformacji, wynikiem bogacenia się i wiary w to, że najważniejsza jest doczesność, wynikiem sporu generacyjnego, naturalnego w każdym społeczeństwie. I w zasadzie było to nieuniknione, bo z badań wynika, że Polska nie staje się znacząco mniej religijna; kraj staje się mniej „kościelny”. 

Może jest więc tak, że ostatnie pół wieku od czasu wyboru Jana Pawła II na papieża 16 października 1978 roku było po prostu wyjątkiem od reguły. Przed 1972 rokiem nie prowadzono szeroko zakrojonych badań nad polską religijnością. Z historii wiemy, że dynamika wiary (czy w XIX wieku, czy wcześniej) toczy się po swojemu. II Rzeczpospolita miała zupełnie inną strukturę społeczną niż obecna Polska, inna także była rola Kościoła. A jednak po 1945 roku liczba katolików w kraju zaczęła wzrastać.

Nie ma co załamywać rąk. Masowość wiary – tej czy innej – w całym świecie zachodnim odchodzi do lamusa. Dużą rolę zaczyna odgrywać globalne Południe, również w świecie katolickim. Myślenie kliszami, że polski katolicyzm był wyjątkiem na skalę światową, czymś, do czego odnosić się będą inni, także odłóżmy.

Michał Kłosowski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się