Kto zdobędzie mistrzostwo Polski? <BR/>Komiczny wyścig w Ekstraklasie
Przyglądając się tegorocznym zmaganiom drużyn Ekstraklasy o mistrzostwo Polski, można odnieść wrażenie, że nikt nie chce zdobyć tego trofeum. Faworyci regularnie gubią punkty w meczach, które powinni wygrać bez większych problemów. Potknięcia na prostej drodze są tak częste, że wyścig o tytuł mistrzowski przypomina skecz Monty Pythona.
O angielskiej Premier League często mówi się, że jest najlepszą i najbardziej wyrównaną ligą świata. Z tym pierwszym epitetem trudno polemizować, drugi natomiast jest dyskusyjny. Premier League pod tym względem wyraźnie odstaje do Ekstraklasy.
Niestety nie jest to powód do radości. Jakość piłkarska poszczególnych polskich drużyn jest podobna, przez co mecze ligowe są wyrównane, a wyniki trudno przewidzieć. Nie wynika to jednak z wysokiego poziomu rozgrywek, tak jak w Anglii, ale wręcz przeciwnie – z ich wątpliwej jakości. W Ekstraklasie lider tabeli jest faworytem w rywalizacji z ostatnią drużyną drabinki tylko na papierze. Pozornie ma lepszych piłkarzy, zazwyczaj większy budżet, lepszego trenera i bazę szkoleniową. Na boisku te różnice się zacierają. Często wyłącznie na podstawie koloru koszulek można określić, czy przy piłce w danym momencie jest faworyt, czy ekipa skazywana na porażkę. Ten stan rzeczy najlepiej odzwierciedla sytuacja w ligowej tabeli.
Aktualnie w grze o zajęcie trzech pierwszych miejsc i możliwość wystąpienia w eliminacjach do europejskich pucharów w przyszłym sezonie, jest siedem drużyn: Jagiellonia Białystok, Śląsk Wrocław, Lech Poznań, Pogoń Szczecin, Górnik Zabrze, Legia Warszawa i Raków Częstochowa. Różnice punktowe między tymi zespołami są tak nieznaczne, że jedno zwycięstwo przy równoczesnym potknięciu pozostałych, może wywindować ekipę z miejsca bliżej środka tabeli aż na podium. Mogłoby się wydawać, że to doskonała okazja do tego, żeby powalczyć o najwyższe cele. Nic bardziej mylnego.
Wszyscy faworyci jak jeden mąż regularnie gubią punkty. Kiedy pretendent do tytułu mistrzowskiego, bądź awansu do eliminacji europejskich pucharów, przegrywa lub remisuje z dużo niżej notowanymi przeciwnikami, kibice pozostałych drużyn rywalizujących o te same cele, cieszą się i trzymają kciuki za swoich ulubieńców. Liczą, że ich drużyna nie powtórzy błędu rywala, zachowa zimną krew i wykorzysta jego potknięcie. Zazwyczaj w takiej sytuacji radość jest krótkotrwała, a nadzieje spotykają się z rozczarowaniem.
W połowie sezonu, na zakończenie rundy jesiennej, tabela Ekstraklasy prezentowała się następująco: Śląsk (41 pkt.), Jagiellonia (38 pkt.), Lech (33 pkt.), Raków (32 pkt.), Legia (32 pkt.), Pogoń (30 pkt.) i Górnik (26 pkt.). Piszę ten tekst przed 32. kolejką Ekstraklasy, kiedy siedem pierwszych miejsc w tabeli okupują te same zespoły, jednak w innej konfiguracji, mianowicie: Jagiellonia (56 pkt.), Śląsk (54 pkt.), Lech (52 pkt.), Pogoń (51 pkt.), Górnik (51 pkt.), Legia (50 pkt.), Raków (49 pkt.). O czym to świadczy?
Przede wszystkim liderujący jesienią Śląsk Wrocław w rundzie wiosennej zdobył zaledwie 13 punktów w 12 meczach. To mniej więcej tak, jakby każde swoje spotkanie zremisował, nie wygrywając żadnego. Mimo to, drużyna z Wrocławia zachowuje drugie miejsce i realne szanse na mistrzostwo Polski. Żeby było ciekawiej, Jagiellonia, będąca aktualnie liderem tabeli, w ostatnich pięciu spotkaniach wygrała zaledwie raz (stan na 31. kolejkę). Łącznie zdobyła 5 punktów na 15 możliwych. Prawdopodobnie w każdej innej lidze świata skutkowałoby to stratą pierwszego miejsca, być może nawet wypadnięciem poza podium. W Ekstraklasie jest inaczej.
To zasługa pozostałych drużyn biorących udział w osobliwym wyścigu u mistrzostwo Polski. W czasie gdy Jagiellonia regularnie gubiła punkty, Raków i Legia również wygrały tylko raz, natomiast Pogoń, Lech i Śląsk zaledwie dwa razy. To pozwoliło dogonić peleton Górnikowi. Jesienią Ekipa z Zabrza miała jedynie 26 punktów i 15 oczek straty do lidera (Śląska). Wystarczyła krótka seria 4 zwycięstw z rzędu, żeby wspiąć się na 5. miejsce ze stratą 3 punktów do wicelidera (również Śląska).
Mimo, że do końca rozgrywek pozostały 3 kolejki (2 z perspektywy osób, które czytają ten tekst po 12.05.), wciąż nie wiadomo nie tylko tego, kto będzie mistrzem Polski, ale też jakie drużyny finalnie zajmą miejsca premiowane awansem do eliminacji europejskich pucharów. W rozstrzygnięciu tego dylematu nie pomoże ani obecny układ ligowej tabeli, ani terminarz, który powinien przecież wiele wyjaśnić. W realiach rodzimej piłki klubowej nie ma znaczenia kto z kim zagra. Każdy może wygrać i przegrać z każdym. To po prostu polska Ekstraklasa. Jedyne takie miejsce we wszechświecie.
Patryk Palka