Paryż Palestyna Hamas Izrael

Bruksela nie chce zrozumieć istoty zachodzącej na świecie zmiany

W momencie globalnego przesilenia Unia staje się podmiotem coraz bardziej pozbawionym znaczenia. Dzieje się tak dlatego, że szczególnie Europa zachodnia, a więc ta która w UE faktycznie rządzi, trzyma się nadal kurczowo swych nieaktualnych idei post-polityki i post-historii, które czynią ją w świecie powrotu do stanu natury coraz bardziej bezbronną oraz niezdolną do realnego działania.

Dla Izraelczyków ostatni atak Hamasu na przygraniczne izraelskie miasta i kibuce i popełnione tam wstrząsające zbrodnie na ludności cywilnej stały się czymś w rodzaju nowego 11 września. Formy przemocy, której dopuścili się bojownicy Hamasu, nie tylko przekraczają wyobrażenie, ale nie mają też żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Przypominają metody ISIS. Są emanacją czystego zła, a ich celem jest wyłącznie sianie śmierci, przerażenia i chaosu. Tak wywołany wielki wstrząs zwykle prowadzi w historii do poważnych politycznych przełomów, których konsekwencji nikt nie jest w stanie przewidzieć. Paralele z 11 września są tutaj więc jak najbardziej uzasadnione. 

Słyszę jednak u nas ekspertów, którzy znają się na rzeczy i zajmują się Bliskim Wschodem, że wielkiej wojny z tego wydarzenia nie będzie. Wielu z nich, jak przypuszczam, mówi tak dlatego, że sami całe swoje dorosłe życie żyją już w świecie, który zawsze wydawał się pewny, uporządkowany i w miarę przewidywalny. Tylko że ten świat właśnie się skończył.

Na wojnę Izraela z Hamasem trzeba spojrzeć szerzej, łącząc ją z inwazją Rosji na Ukrainę, ostatnio z likwidacją przez Azerbejdżan Górskiego Karabachu i wypędzeniem stu tysięcy Ormian, również z groźbą wybuchu wojny w Afryce Zachodniej. Te wydarzenia łączy jedno. Oznaczają one powrót przemocy jako uznanego za skuteczny instrument osiągania politycznych celów w stosunkach międzynarodowych. To zaś sprawia, że świat zaczął w przyśpieszonym tempie osuwać się w jakiś nowy stan natury. W czasach powojennych, a potem po zimnej wojnie przemoc nie zniknęła z polityki międzynarodowej. Była wciąż obecna w prowadzonych wojnach zastępczych i konfliktach regionalnych, wybuchających w różnych częściach świata, prowadzących do chaosu. Coraz bardziej jednak ustalał się pogląd, że przemoc sama w sobie jest nie tylko niecywilizowana i nieludzka, ale przede wszystkim nieskuteczna i zbyt kosztowna. 

Decyzja o inwazji na Ukrainę jest więc wywróceniem pozimnowojennego stolika przez Putina, decyzją wyjątkową i mającą daleko idące skutki, gdyż zmienia świat, przywracając otwartą przemoc, z wszystkimi jej okropnościami, do polityki międzynarodowej. Ta nowa strategia, nazywana przez władcę Kremla nowym, wielobiegunowym światem, z aprobatą przyjmowana jest w Pekinie i Teheranie oraz w innych miejscach, ponieważ pozwala robić to, co wcześniej wydawało się niemożliwe i było uznawane przez społeczność międzynarodową za tabu. Wydaje się też skuteczna, gdyż siejąc w różnych częściach świata śmierć i chaos, może prowadzić do tak dużego przeciążenia zbudowanego przez Zachód systemu bezpieczeństwa, że w którymś momencie on się po prostu rozpadnie.

Skutki tego są na miarę wielkiej historycznej zmiany, bo zamiast tworzyć świat współpracy i wolnej wymiany między państwami i narodami, wracamy do rzeczywistości, w której mniejsze narody i państwa znów stają się pionkami w grze agresywnych mocarstw. Kraje, które nie mają odwagi lub zdolności, by obronić swe granice i terytoria, są niszczone, a ich ludność jest mordowana lub staje się zakładnikami. Dlatego właśnie wojnę w Ukrainie, wypędzenie Ormian z Górskiego Karabachu, a teraz atak Hamasu na Izrael można postrzegać jako kolejne kostki domina prowadzące nas znów do świata w stanie natury. I to nie koniec, bo będą następne.

W tych wszystkich wydarzeniach uderza najbardziej i jest źródłem prawdziwego zmartwienia postępowanie Europy, w szczególności UE, która jak się wydaje, kompletnie nie chce zrozumieć istoty zachodzącej w świecie zmiany. Widać to szczególnie wyraźnie w postawie Brukseli wobec kryzysu migracyjnego, który cały czas definiuje w kategoriach problemu humanitarnego, a nie jako prawdziwego geopolitycznego zagrożenia. Jest też znamienne, że pomimo wciąż powracających zapewnień o swej strategicznej autonomii akurat w momencie globalnego przesilenia Unia staje się w praktyce podmiotem coraz bardziej pozbawionym znaczenia. Sądzę, że dzieje się tak dlatego, że szczególnie Europa Zachodnia, a więc ta, która w UE faktycznie rządzi, trzyma się nadal kurczowo swych nieaktualnych idei postpolityki i posthistorii, które czynią ją w świecie powrotu do stanu natury coraz bardziej bezbronną oraz niezdolną do realnego działania.

Zamiast prowadzić politykę, która wymagałaby adaptowania się do nowych trudnych warunków oraz podejmowania prawdziwych działań pozwalających oddalić od siebie coraz większe zagrożenia, Unia woli wciąż wierzyć, że każdy problem da się rozwiązać technokratycznie, a stosowane dotąd zaklęcia progresywnych, miałkich ideologii klimatyzmu czy multi-kulti nadal będą działać. Jednak w świecie powracającego stanu natury takie podejście to nie błąd, to samobójstwo.

Tylko ci, którzy będą w stanie zbudować silne, odporne polityczne struktury i nie będą szczędzić wysiłku i pieniędzy, by maksymalnie zmobilizować środki swojej obrony, mają szanse przetrwać w obliczu zagrożeń płynących z nowej sytuacji. Dla państw przyfrontowych w Europie, takich jak Polska, to wręcz warunek podstawowy dalszego ich istnienia i rozwoju, który muszą spełnić – z Brukselą czy bez niej.

Marek Cichocki

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się