Miejsca Magiczne Warszawy

Miejsca magiczne Warszawy. Siedem propozycji

Warszawa to nie tylko Zamek Królewski i Pomnik Małego Powstańca – w mieście znaleźć można mnóstwo fascynujących i nieoczywistych atrakcji, które często umykają nie tylko przyjezdnym, ale i samym warszawiakom. Oto miejsca magiczne Warszawy w subiektywnym przewodniku.

Po co w ogóle przyjeżdżać do stolicy? Krajobraz płaski jak blat stołu, daleko i do morza, i do gór, a w Wiśle nie można się nawet kąpać. Czy tu ładnie? Zależy gdzie; Kolonię Staszica oraz dworzec Warszawa Ochota dzieli odległość dwóch przystanków. Może więc po to, żeby zobaczyć kontrasty? Przejść się ulicą Żelazną, gdzie peerelowskie bloki i ruiny przedwojennych kamienic przeglądają się w oknach najwyższych w mieście wieżowców? A może aby wypić americano w kameralnej klubokawiarni na Pradze lub zobaczyć malutkie muzeum wciśnięte w oficynę starego budynku? Takich miejsc jest tutaj na pęczki. Warszawa to bowiem na szczęście nie tylko Zamek Królewski i Pomnik Małego Powstańca – w mieście znaleźć można mnóstwo fascynujących i nieoczywistych atrakcji, które często umykają nie tylko przyjezdnym, ale i samym warszawiakom.

Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek

FOT. Fundacja Belle Epoque

W czasach, gdy muzeum znajdowało się jeszcze w Pałacu Kultury i Nauki, wejście na główną wystawę było zaaranżowane w formie drzwi do szafy. Obecnie placówka ma dwie siedziby na Starym Mieście: Krzywe Koło 2/4 (gdzie odbywają się wystawy czasowe) oraz Podwale 15, miejsce prezentowania stałego zbioru muzeum, w tym kolekcji zabawek sakralnych. Tak, sakralnych – miniaturowe kościoły, kaplice i ołtarze, lalki księży i sióstr zakonnych, naczynia liturgiczne wielkości paznokcia, malutkie monstrancje, krucyfiksy, a nawet przeszklona trumna. Zamysł takich przedmiotów nie miał być w żadnym razie świętokradczy, raczej wręcz przeciwnie. Poprzez zabawę miały one uczyć dzieci kościelnej terminologii, symboli i rytuałów, a także potencjalnie pomóc im w odkryciu powołania do stanu duchownego.

Muzeum jest cudowne, a kolekcja naprawdę okazała. O ile nie wlepia się nosa w każdą gablotę przez dziesięć minut (a dowody empiryczne wskazują mi, że i tak da się je zwiedzać), dwie główne wystawy można obejść dosyć szybko, w sam raz pomiędzy jedną a drugą kawką na Rynku. Placówka czynna jest codziennie w godzinach 11:00-19:00.

Mariensztat

Ze Starego Miasta, gdzie od tłumów, hałasu i zapachu koni zaprzęgniętych do dorożek rozbolała nas już głowa, schodzimy ze skarpy obok wiaduktu trasy W-Z i zapuszczamy się na Mariensztat. To miejsce bardziej na spacer niż zwiedzanie, ale nie da się zaprzeczyć, że ma swój urok – niskie budynki w stylu kamieniczek z czasów, kiedy komunistycznym władzom chciało się jeszcze budować coś ładnego, arkady wokół rynku, stylizowane żeliwne uchwyty niby na pochodnie. No i przede wszystkim jest tu święty spokój, cicho i pusto.

…Może nawet trochę za pusto, ponieważ osiedle sprawia obecnie wrażenie wręcz wymarłego. Farba się łuszczy, tynk sypie ze ścian, a na wąskich uliczkach i w chyba jedynej otwartej restauracji przy rynku rzadko kiedy można spotkać bodaj spacerowicza z psem. To oczywiście też ma swój klimat, szczególnie, gdy człowiekowi potrzeba chwili wytchnienia od gwaru i tłoku miasta, ale uprzedzam, że miejscówki na lunch raczej tam nie znajdziemy.

Ogrody na dachach BUW

Idąc wzdłuż Wisły, minąwszy siedzibę Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW, skręcamy w Dobrą i za dziesięć minut jesteśmy pod BUW-em. Biblioteka Uniwersytecka sama w sobie jest bardzo ciekawym architektonicznie budynkiem i prócz księgozbioru mieści w sobie m.in. kiosk, kawiarnię, centrum sportowe, ruchomy antykwariat, stoisko z plakatami, a także… ogrody.

Otwarty w 2002 r., zajmujący 2 tys. m2 teren jest ogólnodostępny od wiosny do późnej jesieni. Oprócz zieleni znajduje się tam także oczko wodne, ławki oraz taras z widokiem na Wisłę. Po drugiej stronie ulicy, na dachu sąsiedniego budynku Wydziału Neofilologii, również znajduje się ogród, gdzie podziwiać można m.in. tawuły w pięciu odmianach. Oba miejsca są zdecydowanie warte zobaczenia, choć najlepiej przy ładnej pogodzie, ponieważ nie bardzo jest się gdzie schować przed deszczem.

Centrum Nauki Kopernik

A skoro już jesteśmy w okolicy, szkoda by było nie zahaczyć o swego czasu jedne z najgłośniejszych muzeów – choć w sumie czy jest to nawet muzeum? – w stolicy. W swoim założeniu Centrum Nauki Kopernik miało edukować, inspirować oraz popularyzować naukę wśród osób w każdym wieku. Nacisk kładzie się tam na doświadczenia wszystkimi zmysłami: „eksponatów” można dotknąć, posłuchać, samemu zdekonstruować lub złożyć z powrotem, naciskać guziki i pociągać za wajchy. Najbardziej w pamięć zapadł mi „Labirynt przeszkód” – zrobiony ze słupków chodnikowych, progu zwalniającego i bramki sklepowej, przez które trzeba przedostać się na wózku inwalidzkim. Zwyczajna rzecz, ale jednak sporo uświadamia.

„Osoby w każdym wieku” raczej nie są grupą docelową – po wizycie wraz ze sporo młodszym kuzynem w wieku lat szesnastu stwierdziłam, że chyba jestem już na to trochę za stara – ale na rodzinną wycieczkę z dziećmi w wieku podstawówki to miejsce jest idealne. Przestrzegam jednak, że w weekendy miejsce potrafi być oblegane, a udanie się tam w niedzielę na początku sierpnia było chyba najgorszą decyzją tamtego lata.

Wola kontrastów

Warszawa

Ze stacji usytuowanej tuż obok CNK metro jedzie na Wolę jakieś siedem minut. Wola, zwłaszcza Mirów, to niesamowita dzielnica. Obecnie jest jednym z najprężniej rozwijających się rejonów w Warszawie; ronda Daszyńskiego i ONZ, Plac Europejski oraz ul. Grzybowska to zagłębie metalu i szkła, gdzie kilkudziesięciopiętrowe biurowce o coraz bardziej wyszukanych nazwach – koniecznie z dopiskiem „Tower” – wyrastają jak grzyby po wyjątkowo obfitym deszczu. 

Ale zaraz za rogiem wchodzi się w inny świat. Na rondzie ONZ, naprzeciw wieżowca Rondo 1 oraz świeżo wybudowanego kompleksu Skysawa, pustymi oknami straszy kamienica Lejba Osnosa, a pobazgrana grafitti i równie opuszczona kamienica Antoniego Stradeckiego patrzy sobie w oczy z hotelem Ibis Styles. Od boku parking hotelu wychodzi zresztą akurat wprost przed zburzony w 1944 r. front kamienicy na ul. Waliców 14. Na ślepej ścianie tego budynku, od ul. Grzybowskiej, znajduje się ogromny mural, będący… no właśnie, czym? Retorycznym pytaniem o znaczenie ruin, czy wołaniem do kamienicy, którą niegdyś były?

Wola to również miejsce całkiem pomysłowych inwestycji próbujących połączyć te dwa światy. Zabytkowe zabudowania Browarów Warszawskich oraz Fabryki Norblina zostały niedawno przekształcone na kompleksy biurowo-usługowe, co brzmi może dość niejasno, ale lepsze określenie trudno jest znaleźć. W Norblinie, w częściowo zachowanej pofabrycznej zabudowie (obejmującej m.in. szyny w podłodze, zabytkowe prasy, blaszane tablice informacyjne oraz zabezpieczoną szybą powstańczą kotwiczkę namalowaną na ścianie w czasie wojny), oprócz biur mieści się też kilka restauracji, food court, bazar ze zdrową żywnością, apteka, kwiaciarnia, bary z muzyką na żywo, kino, kawiarnia, sklepy, karuzela dla dzieci, a także co najmniej dwa muzea. W gablotach na korytarzach wystawiona jest zabytkowa zastawa i inne wyroby fabryki. Wystrój jest – co może oczywiste – dosyć industrialny, łączący nowoczesne szklane ściany z oryginalnymi zabudowaniami z czerwonej cegły. Ławki są zrobione na wzór wózków, z kółkami osadzonymi na fabrycznych szynach, i można sobie na nich nawet „pojeździć” kilka centymetrów w tę i we w tę. Poszczególne budynki oraz alejki pomiędzy nimi noszą nazwy związane z historią fabryki.

Podobnie zaaranżowano również m.in. zabytkowe tereny Elektrowni Powiśle oraz Wytwórni Wódek „Koneser” (Centrum Praskie Koneser). Z całego serca polecam odwiedzić te miejsca, nawet wstąpiwszy jedynie na kawę.

Muzeum Nurkowania

Ulokowane przy ul. Grzybowskiej, to jedyne takie muzeum w Polsce i jedno z nielicznych w Europie. Spośród około 800 eksponatów zobaczyć w nim możemy m.in. hełm z 1895 r., kuszę do polowania pod wodą zabraną przez Leonida Teligę w samotny rejs dookoła świata, sztuce i zastawę pochodzącą z niemieckiego U-Boota, skafandry dla załóg okrętów podwodnych, a nawet kości wieloryba.

Warszawa kawą stoi

A dla tych, którzy mają już dość zwiedzania – może pójdziemy na kawę? I to nie do jakiegoś tam Starbucksa, tylko na dobrą kawę, do prawdziwej kawiarni. Mimo że sieciówki zdają się trzymać tę gałąź rynku w żelaznych kleszczach, w stolicy znaleźć tyle mnóstwo niezależnych, oryginalnych lokali, że zasługują one na osobny ranking. Jest więc na przykład kawiarnia-księgarnia Radio Telewizja na Muranowie, kawiarnia-kwiaciarnia Sweet & Blossom Cafe na Śródmieściu, niezwykle klimatyczna klubokawiarnia 4 Pokoje na Pradze, czynny wiosną i latem lokal Kolonia na przepięknej Kolonii Staszica na Ochocie, a nawet kawiarnia chrześcijańska Agere Contra na Woli. Naprawdę jest w czym wybierać i gdzie zgubić się w tej Warszawie.

Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się