oligarchia

Dlaczego nie lubimy oligarchów?

Zachód przyjął, że do skutecznego osłabienia panującego w Rosji reżimu, skłonnego do dokonywania aneksji, najlepiej przyczynią się zamrożenie kont oligarchów, rekwizycja posiadanych przez nich środków i objęcie ich zakazem wjazdu na teren krajów Unii Europejskiej. Czy były to działania skuteczne?

Kalkulacje polityczne są często zawodne i nie należy się temu dziwić. Trafnie potrafimy przewidzieć to, co ulotne – na przykład jakie będą opady śniegu lub temperatura, choć te zjawiska wiszą w powietrzu i zmieniają się z godziny na godzinę. Trudniej nam przychodzi zgadnąć, jak zachowają się zbiorowiska ludzkie stąpające po ziemi, ale zawiedzione biegiem swego dotychczasowego życia i nieustannie marzące o lepszym losie. To prawda, że w demokracji każdy głos liczy się tak samo jak każdy inny, ale też jest prawdą, że każdy głosujący żąda, by to jego żądanie było spełnione przede wszystkim. Tego problemu nikt nie potrafi rozwiązać. A więc trzeba zapytać, czy istnieje jakiś ustrój, w którym przyszłość daje się lepiej przewidywać niż w demokracji. Chyba tak, choć ma on złą prasę – otóż bardziej stabilny jest ustrój oligarchiczny.

W oligarchii rządzi stosunkowo niewielka liczba ludzi powiązanych wspólnymi interesami. Ich intencje można łatwo odczytać z ich działania i dochodów, ale trudno im udowodnić, że działają niezgodnie z prawem. Socjologia jednak nie ma wątpliwości. Oligarchom zależy na powiększeniu zysków, wzmocnieniu wzajemnych uzależnień i utajnieniu wielkości posiadanego majątku. Robią to albo po mistrzowsku, albo wypadają z gry. 

Cele oligarchów są proste, ich działania są przemyślane, metody zacierania śladów zaś dość oczywiste. Ale „oczywiste” nie znaczy wcale „łatwe do udowodnienia”. Każdy oligarcha chce mieć silny wpływ albo nawet wpływ wyłączny w zakresie jakichś działań przemysłowych, rolniczych lub usługowych. Ale niewiele go obchodzi, w jaki sposób nadzorowana przez niego firma radzi sobie z codziennym funkcjonowaniem. Od tego są wynajęci i dobrze opłacani specjaliści. Oligarcha jedynie sprawuje nadzór nad nimi wszystkimi i działa cicho, sprytnie, ale skutecznie. Wie, że musi się opłacić politycznym protektorom, zdobyć ich zaufanie i jak najdłużej zachować ich poparcie. Musi im zaprzysiąc lojalność i doskonale pamiętać, co jest komu winien. Musi też dobrze wiedzieć, kiedy bez mrugnięcia okiem powinien coś poświęcić dla swych protektorów. Oligarchia działa tylko w systemie tajnych, trwałych i niezawodnych uzależnień. I dlatego właśnie jest przewidywalna. Kto się brzydzi takimi metodami, musi sobie znaleźć inne miejsce między ludźmi. 

Sposób działania oligarchii przypomina sposób działania mafii – wzajemne uzależnienia, tajne związki, ścisła lojalność, silna dyscyplina, ślepe zaufanie, dobre dochody, ostre naciski, niebezpieczeństwo popadnięcia w konflikt z prawem, bezlitosna konkurencja, lekceważenie pogardy ze strony ludzi przyzwoitych przez ostentacyjne pławienie się w wystawnym życiu. Można nawet pomyśleć, że Ojciec chrzestny był filmem na temat oligarchów, a nie na temat zorganizowanej przestępczości. I nie byłoby w tym wielkiego błędu, choć tam jedynym oligarchą bez naleciałości przestępczych był tylko radca prawny Tom Hagen. Reszta to gangsterzy – mniej lub bardziej bezwzględni, inteligentni i sympatyczni. 

Ale zachodzi tu ważna różnica. Gangster to osobny zawód, a oligarcha to tylko uboczne uwikłanie. W rodzinie Corleone nikt nie wykonywał pracy na zewnątrz, nie zarabiał w obcej firmie, nie płacił podatków. Gangsterstwo było pełnoetatową pracą zawodową, niebezpieczną, ale ekscytującą i dobrze opłacaną. Natomiast oligarchia to styl życia i status. Umiejętność wygenerowania znacznego dochodu i talent do utajnienia jego połowy lub trzech czwartych to niemałe osiągnięcie i niebezpieczne zajęcie, bo zamykające drogę do innej kariery. Jeśli gangster wyleci z „rodziny”, to może jeszcze próbować szczęścia jako złodziej kieszonkowy lub ochroniarz bez skrupułów. Skompromitowany oligarcha traci wszystko i albo jawnie schodzi na psy, albo robi jakiś ostatni przekręt i idzie do więzienia, gdzie czuje się względnie bezpiecznie.

Dobre zdanie o oligarchach miał Arystoteles. W jego teorii politycznej – co jeszcze dwadzieścia lat temu wiedział każdy, kto kończył jakiś wydział humanistyczny na uniwersytecie – sprawa jest postawiona jasno. Wszystkie społeczeństwa mające prawo i politykę mają też jakichś trwałych władców. Jednego, kilku lub wielu. Ci władcy, bez względu na swą liczbę, rządzą dobrze albo źle. W dobrze rządzonym państwie mamy odpowiednio do liczby rządzących albo królestwo, albo arystokrację, albo politeję. Te rządy zakładają, że wszyscy ludzie stojący u władzy będą dbać o dobro obywateli, tak jak dbają o własną pomyślność. Ale coś takiego zdarza się bardzo rzadko zdaniem Arystotelesa – i to go zasadniczo różniło od Platona. W realnym państwie władca realnie dba tylko o siebie, a niewiele o innych ludzi – zakłada Arystoteles. Pod złymi rządami też występują trzy ustroje: tyrania, oligarchia i demokracja. Z tych trzech systemów najgorsza jest tyrania, czyli rządy samowładcy; przeciętnie dokuczliwe są rządy oligarchów; a najmniej zagrażające, choć jednocześnie najbardziej niezdarne są rządy demokratyczne. A ponieważ trudno zazwyczaj określić, czy rządzi krajem kilkoro ludzi, czy wielu, trudno też odróżnić oligarchię od demokracji. W praktyce wychodzi zatem na jedno, czy rządzi średniej wielkości klika, czy wyszczerbiony tłum. Oligarchia i demokracja to władza rozmyta i nieprzewidywalna, ale niezbyt niebezpieczna.

„Głównie jednak przyjmuje się dwa ustroje, podobnie jak się mówi o dwóch głównych wiatrach: północnym i południowym, a inne uważa się za ich odmiany. Tak zatem i dwa ustroje uchodzą za główne: demokracja i oligarchia. Bo arystokrację uważają za odmianę oligarchii, jako że jest do niej zbliżona, a tzw. politeję za demokrację, tak jak to jest z wiatrami, gdy się wiatr zachodni podaje za odmianę północnego, a wschodni za odmianę południowego” (Arystoteles, Polityka).

Jak widzimy – to, co tu najważniejsze, było jasne od początku. Niewiele się należy spodziewać po oligarchach, ale są oni lepsi od tyrana, który ma całą władzę w swoich rękach. I w tym sensie Putin jest lepszy niż Stalin. To nawet chyba widać gołym okiem. Ci, którzy go krytykują, nadal żyją – za Stalina to się nie zdarzało. Co nie zmienia faktu, że dobrze zorganizowana demokracja jest znacznie lepsza od rządów oligarchicznych, i dlatego właśnie oligarchii nie lubimy – co powiedziałem na wstępie.

Obecnie działający system w Rosji warto by – oczywiście – zamienić na demokrację, gdyby tylko dobrze działająca demokracja mogła się utrzymać w owym kraju, gdzie każda zbiorowość natychmiast oddaje władzę dowolnemu tyranowi, gdy on się tylko o nią upomni. „Inaczej – nie wiadomo, co się stanie – ma być nowa rewolucja?”.

Chyba takie względy były brane pod uwagę przez koalicję krajów zachodnich, która ustalała sankcje przeciw sprawcom najazdu na Ukrainę. Przyjęto wówczas, że do skutecznego osłabienia panującego w Rosji reżimu, skłonnego do dokonywania aneksji, najlepiej przyczyni się zamrożenie kont oligarchów, rekwizycja posiadanych przez nich środków i objęcie ich zakazem wjazdu na teren krajów Unii Europejskiej. Na razie nie jest jasne, czy to były skuteczne działania. 

Od dnia, gdy reżim Władimira Putina zaatakował Ukrainę, najbardziej majętni rosyjscy oligarchowie stracili blisko 94 mld dolarów. Jednak od tego czasu, jak podaje portal Money.pl, Rosjanie notowani w rankingu 500 najbogatszych ludzi na świecie powiększyli swój majątek o 21,3 mld dolarów.Najwięcej zarobił Wagit Alekperow, założyciel przedsiębiorstwa naftowego Lukoil. Jego majątek od 2022 roku wzrósł o 6,4 mld dolarów, do 21,8 mld. Zatem prawie na pewno utrzymywanie sankcji osłabia system finansowy Rosji i jej ekspansję terytorialną; ale wcale nie ułatwia wprowadzenia w Rosji rządów prawa i nie wzmacnia społeczeństwa obywatelskiego. „Przez rok wojny na Ukrainie liczba rosyjskich miliarderów wzrosła z 88 do 110, a ich majątek z 353 do 505 mld dolarów. [W tym czasie] 46 najbogatszych Rosjan było objętych sankcjami USA, Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej” („The Moscow Times”).

Rosja nie ma tradycji otwartej dyskusji politycznej i nic nie wskazuje na to, by obecna władza chciała coś w tym zakresie zmienić. Tendencje zainicjowane przez Michaiła Gorbaczowa – jawność i praworządność – zostały skutecznie stłumione przez jego następców. Jest nawet niewykluczone, że system rządzenia oparty na oligarchii jest ciągle dla Rosji najlepszy z możliwych. Pamiętajmy, że demokrację można zdusić łatwiej niż oligarchię przez wyprowadzenie wojska na ulice i zarządzenie stanu wojennego. Także wolno bulgocząca wojna silnie wzmacnia centralną władzę. Może więc nie warto się nawet łudzić, że w Rosji istnieje realna szansa zastąpienia autorytarnych form oligarchii przez bardziej liberalny, demokratyczny system sprawowania władzy. Tym bardziej że oligarchia nie jest jednolitym sposobem rządzenia, lecz ma różne formy – niektóre tylko nieprzyjemne, inne boleśnie dokuczliwe. Jest w czym wybierać.

Tym problemem zajmuje się Jeffrey A. Winters w książce Oligarchy (2011), w której przedstawia cztery formy rządów opartych na władzy sprawowanej przez mniejszości. Winters twierdzi coś bardzo ważnego. Choć oligarchię można dość łatwo łączyć z demokracją, to na oligarchii nie można zbudować rządów prawa. To jest zasadnicza różnica między Wschodem a Zachodem.

„Fakt, że pewnym krajom udało się połączyć cywilną oligarchię z demokracją i z szacunkiem dla praw człowieka, skłonił pewnych badaczy do podkreślenia, że systemy prawne, które jedynie bronią własności i właścicieli, niezależnie od tego, jak skutecznie swój cel osiągają, nie powołują do życia niezawisłych sądów” (Winters).

Nie powołują, bo nie mogą. Jeśli przez rządy prawa chcemy rozumieć trójpodział władzy, to w kraju silnie zdominowanym przez władzę wykonawczą, czyli w oligarchii, punktem wyjścia zapewniającym praworządność jest wprowadzenie służby cywilnej opartej na prawie oraz jawności działań publicznych, nadzorowanej przez niezależne sądownictwo. Nie ma w tej sprawie drogi na skróty. Dlaczego nie ma? Dlatego, że jak twierdzi Winters, istnieją tylko cztery rodzaje oligarchii, i nie ma piątej – praworządnej. 

Winters wyróżnia oligarchie sułtańską, wojującą, autonomiczną i cywilną (sultanistic,warringrulingcivil oligarchy). Oligarchia sułtańska występuje tam, gdzie środki przymusu znajdują się w rękach jednego władcy, mającego wokół siebie grono oligarchów upoważnionych do swobodnego działania na wyznaczonym im terenie. Tam odpowiadają za wszystko, co podlega ich nadzorowi. A to, co się dzieje poza zasięgiem ich zadań – jak doskonale rozumieją – ma ich nic nie obchodzić. Pod władzą sułtana każdy pilnuje swoich spraw i o nic nie pyta. Sułtan może dowolnego oligarchę usunąć z jego pozycji i na to miejsce postawić kogoś innego – bardziej usłużnego, gorliwego, przymilnego i uzależnionego. To jest styl władania rozpowszechniony na Bliskim Wschodzie. Jego metodą działania jest wysysanie środków od uzależnionej i spacyfikowanej ludności. I jest to system najsilniej scentralizowany, całkiem pozbawiony szans rozwoju. Zdaniem Wintersa przyjęto go w Rosji i tym samym skazano ten kraj na stagnację. Bo komu to szkodzi?

Oligarchia wojująca jest najbardziej rozczłonkowaną i częściowo nawet rozproszoną organizacją. Daje oligarchom największy zakres swobodnego działania. Konflikty i zagrożenia występują tylko na poziomie oligarchów i nie angażują ich seniora. Typowym sposobem działania takich oligarchów było podbijanie obcych terenów i pobieranie lenna w naturze lub przez ściąganie podatków. Był to system rozpowszechniony w średniowiecznej Europie i do dziś trwa wśród niewielkich społeczności afrykańskich – twierdzi Winters.

Oligarchia autonomiczna opiera się na prawie tradycyjnym lub stanowionym. Zakres zobowiązań wobec władcy jest określony i wyraźnie przestrzegany. Samowola władcy jest ukrócona przez tradycyjną umowę między nim i podwładnymi. Przykładem takich relacji są renesansowe Włochy. Winters jako przykład podaje Genuę, Sienę i Wenecję. To na tym wzorze oparta jest współczesna mafia. Głowy rodzin kierują małymi przedsiębiorstwami i pozostają luźno podporządkowane naczelnemu patronowi. Działają dość swobodnie w wyznaczonych rejonach. Spory rozwiązują zjazdy rodzinne. 

Oligarchia cywilna panuje w Stanach Zjednoczonych i w wielu krajach współczesnej Europy. Tu oligarchowie nie mają własnej gwardii i nie stosują siły wobec nikogo. Działają niemal jawnie i niemal zgodnie z prawem. Wymuszają szacunek dla prawa własności i wzmacniają wiarę w nienaruszalność roszczeń majątkowych. Czasem coś na tym zarabiają. Do wzmocnienia uprawnień majątkowych używają prawa stanowionego, sił policyjnych i sądów. Ich interesów nie broni straż, tylko instytucje państwowe gwarantujące nienaruszalność własności i trwałość politycznych uprawnień.

Winters absolutnie nie sugeruje, by różne formy organizacji oligarchów miały ewoluować w jakiś określony sposób – to znaczy, by formy gorzej działające miały się naturalnie przekształcać w bardziej sprawne i jawne. To się nie dzieje mocą sił natury. O to trzeba zadbać. Jego analizy nie skłaniają do optymizmu, ale pokazują, że oligarchia nie stanowi trwałego zagrożenia dla państwa prawa. W istocie oligarchia zastępuje działanie prawa. I jeśli obywatele nie zażądają bezstronności od władzy ustawodawczej i niezawisłości od sądów, to nie będą ich mieli. I nie będą mieli ani demokracji, ani cywilnej oligarchii.


Tekst ukazał się w miesięczniku opinii „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Prof. Jacek HOŁÓWKA

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Filozof i etyk, profesor nauk humanistycznych związany z Uniwersytetem Warszawskim. Autor m.in. Relatywizm etyczny, Wybrane problemy moralne współczesności, Etyka w działaniu.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się