Papież Franciszek nie rozumie Ukrainy
Nietrafne uwagi papieża Franciszka przyczyniły się do ogromnego cierpienia jednych z najodważniejszych i najwierniejszych katolików na świecie.
Od czasu, gdy w 1596 r. unia brzeska ponownie wprowadziła pełną komunię pomiędzy Biskupem Rzymu a kilkoma jurysdykcjami eklezjastycznymi w Europie Wschodniej, znanymi obecnie pod nazwą Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego (greckokatolickiego), główny spadkobierca tego aktu pojednania wiele wycierpiał za wierność Następcy Piotra.
Przez całe stulecia wielu przywódców polskiego Kościoła katolickiego dokładało wszelkich starań, by „zlatynizować” grekokatolików w aspekcie liturgii, dyscypliny kościelnej oraz administracji. Rosyjski Kościół Prawosławny, zawsze występujący jako agent imperializmu politycznego i kulturalnego na ziemi ukraińskiej, nigdy zaś nie uznał ważności unii brzeskiej. A w 1946 r. Rosyjski Kościół Prawosławny współpracował z agresywnie ateistycznym reżimem sowieckim w celu legalnego „rozwiązania” Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego w ramach pozorowanego soboru prowadzonego pod nadzorem NKWD.
Tak więc od 1946 r. do lat 1990–1991 Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-ukraińskiego utrzymywał się jako tajna organizacja pomimo faktu natychmiastowej egzekucji wielu z biskupów, księży, mnichów, zakonnic oraz członków laikatu albo ich zesłania do gułagów, z których nigdy nie wrócili. Podczas czterech i pół dekady tajnej działalności tego Kościoła Rzym również nie wyrażał odpowiednich słów poparcia dla ukraińskich wiernych greckokatolickich. Papież Jan XXIII, owszem, doprowadził do wyciągnięcia zwierzchnika Kościoła greckokatolickiego, Josyfa Slipyja, z gułagu, jednak Paweł VI, któremu zależało na zbliżeniu z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym, trzymał ukraińskiego arcybiskupa na dystans podczas jego wygnania w Rzymie – przy czym to papieskie dystansowanie się od białego męczennika i jego Kościoła zakończyło się dopiero w chwili elekcji Jana Pawła II w 1978 roku.
Jednak pomimo tego niewyobrażalnego cierpienia Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-ukraińskiego pozostał wierny swojej komunii ze Stolicą Apostolską. Trzy dekady od rozpadu ZSRR i odzyskania niepodległości przez Ukrainę Kościół ten stał się prawdopodobnie najbardziej dynamiczną społecznością chrześcijańską Ukrainy – jedyną występującą z pomysłami prawdziwej wolności religijnej oraz dyskutujący o właściwych relacjach pomiędzy Kościołem a państwem, tak potrzebnych Ukrainie po wojnie w drodze do dojrzałości demokratycznej. Takie koncepcje są opracowywane częściowo przez Ukraiński Uniwersytet Katolicki we Lwowie – jedyną taką uczelnię na byłych terytoriach sowieckich – zarazem najbardziej szanowaną w objętej wojną Ukrainie.
Nic więc dziwnego, że wierni Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego (i ogólnie Ukraińcy) oburzyli się, gdy papież Franciszek w spontanicznych uwagach dla młodych katolików w Rosji nakłaniał ich do czerpania z najlepszych momentów rosyjskiej historii i kultury do budowania przyszłości swojego kraju – a następnie, 18 miesięcy od brutalnej rosyjskiej napaści na Ukrainę, jako przykład wielkości rosyjskiej podawał Piotra I i Katarzynę II – dwie historyczne postaci stanowiące wcielenie agresywnego imperializmu rosyjskiego.
Nikt o zdrowych zmysłach nie wyobraża sobie, że papież popiera napaści imperialne Piotra i Katarzyny – papieskie omyłki (i następujące po nich „wyjaśnienia”) stały się niestety ostatnio dobrze znane. Jeżeli jednak Franciszek chciał odwołać się do modeli „wielkości Rosji”, dlaczego sięgać aż do carskich agresorów z XVIII w.? Dlaczego nie mówić o geniuszu teologicznym, duchowym i literackim Władimira Sołowjowa, proroka pojednania eklezjastycznego Kościoła katolickiego i prawosławnego, wywierającego istotny wpływ na kwitnącą teologię Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego w Paryżu po rewolucji bolszewickiej? Dlaczego nie Andriej Sacharow, ojciec sowieckiej bomby wodorowej, który stał się aktywistą na rzecz praw człowieka i sumieniem rosyjskiej opozycji demokratycznej w ostatnich latach funkcjonowania Związku Radzieckiego? Albo niezliczeni męczennicy Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego w latach 20. XX w., którzy – w przeciwieństwie do obecnych zwierzchników tego Kościoła – nie odgrywali roli kapelana Kremla? Dlaczego nie wspaniała i odważna poetka Anna Achmatowa, surowa krytyczka stalinizmu, która mimo wszystko pozostała w Związku Radzieckim, by świadczyć o tym, co się tam działo? Każda osoba z tych wielkich Rosjan stanowi przykład przyzwoitości i uczciwości, które są tak desperacko potrzebne Rosji w XXI w. Kurczowe trzymanie się mitologii historycznej w postaciach Piotra I i Katarzyny II to dokładnie to, czego współczesna Rosja nie potrzebuje.
Nietrafne uwagi papieża Franciszka (oczywiście chwalone przez propagandzistów Władimira Putina) przyczyniły się do ogromnego cierpienia jednych z najodważniejszych i najwierniejszych katolików na świecie. Nie pomogły one zwierzchnikom Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego w działaniach ukierunkowanych na szerzenie prawd katolickiej doktryny społecznej wśród wiernych z Ukrainy. Ukraiński Kościół greckokatolicki zdecydowanie zasłużył na solidarność, której ma prawo oczekiwać od Rzymu. Zapłacił krwią za swoją wierność Piotrowi. Należy mieć nadzieję, iż przyszli zwierzchnicy Kościoła katolickiego będą to rozumieć – oraz mówić i działać w duchu tego zrozumienia.
Tekst ukazał się w nr 57 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.
Prof. George WEIGEL
Biograf Jana Pawła II. Autor najlepiej sprzedającej się w historii biografii papieża Jana Pawła II pt. "Świadek nadziei: biografia papieża Jana Pawła II".