autyzm

Po dwóch stronach tęczy. Autyzm i ADHD

Tęczowy znak nieskończoności (∞) to symbol neuroróżnorodności. Tęcza – bo różnice w funkcjonowaniu ludzkich mózgów, w tym zaburzenia neurorozwojowe, to spektrum, w którym nie da się wytyczyć granicy między jednym a drugim kolorem. Nieskończoność – bo autyzm i ADHD nie są chorobami, które można wyleczyć. To zmiany fizyczne w mózgu, których skutki są z człowiekiem nierozerwalnie związane przez całe życie i wpływają na każdy jego obszar. Odwrócona ósemka jest również symbolem pełni.

Stereotyp zna każdy. Autystycy to spokojni i skupieni introwertycy, najczęściej umysły ścisłe, nieradzący sobie z zawiłościami i dynamiką relacji międzyludzkich; zdolne i sumienne, lecz stroniące od kontaktów z rówieśnikami dzieci, które wyrastają na nieporadnych społecznie geniuszy. Jest też tzw. autyzm niskofunkcjonujący – czyli dzieciaki niewerbalne i nieokazujące uczuć, zamknięte w skorupie niemożliwej do skruszenia.

Osoby z ADHD to zaś małe, ruchliwe istotki, którym buzia się nie zamyka i nad którymi nie sposób zapanować. Wszędzie ich pełno, wszystkiego chcą dotknąć i we wszystko włożyć palec, nie umieją usiedzieć w jednym miejscu, są niegrzeczne i impulsywne. Nie radzą sobie w szkole, przeszkadzają na lekcji i zapominają prac domowych – ale za to są wesołe, kontaktowe, zaprzyjaźniają się z każdym. Milczący geniusz i żywe srebro. Płomień świecy i fajerwerk.

Czym jest neuroróżnorodność?

Ukucie pojęcia „neuroróżnorodność” przypisuje się australijskiej socjolog Judy Singer, która użyła go w pracy dyplomowej opublikowanej w 1998 r. Początkowo dotyczyło głównie spektrum autyzmu – zarówno zainteresowania badawczego Singer, jak i zaburzeń, na które cierpiała ona, jej córka i najprawdopodobniej jej matka. Autyzm był „niewidoczną niepełnosprawnością”, nadal uważaną za wyłącznie dziecięcą przypadłość; w efekcie badaczka była początkowo nie tylko nieświadoma, że zaburzenie trwa i może objawiać się również w dorosłości, ale także że istnieją silne przesłanki za jego dziedzicznością.

Zaburzenia ze spektrum autyzmu nie są „chorobą”, którą da się wyleczyć. To różnice w funkcjonowaniu mózgu, wpływające na niemal każdy aspekt życia: emocjonalny, społeczny, zawodowy, a nawet fizyczny, ponieważ nadwrażliwość układu nerwowego często powoduje u osób autystycznych ogromny dyskomfort w zetknięciu z bodźcami, które przeciętny człowiek toleruje lub nawet ledwo zauważa. Judy Singer zaproponowała inne spojrzenie – oparte nie na dychotomii „chorych” i „zdrowych”, ale różnorodności neurologicznej, czyli właśnie „neuroróżnorodności”. Tak jak na ogół społeczeństwo składają się jednostki różnej narodowości, płci, rasy, typu osobowości i cech charakteru, podobnie jest i z przetwarzaniem neuronalnym. To nie są wyłącznie braki i dysfunkcje, ale zestaw unikalnych cech – pozytywnych i negatywnych – które wynikają ze zmian w działaniu układu nerwowego.

Początkowo pod „neuroatypowość” (w odróżnieniu od „neurotypowości”, czyli tego, co uważa się za „normalne”, zdrowe funkcjonowanie układu nerwowego) podpadały tylko zaburzenia ze spektrum autyzmu, szybko jednak do tej grupy zaczęto zaliczać inne zaburzenia neurorozwojowe, przede wszystkim ADHD.

Sam termin bywa… kontrowersyjny. Rozmowa o neuroróżnorodności jest rozmową o tym, co jest „normalne”, czy w ogóle jest coś takiego, jak norma, oraz gdzie wytyczyć jej granice. Nie ulega wątpliwości, że niektórych zaburzeń układu nerwowego, takich jak np. epilepsja, nie da się rozpatrywać w kategoriach innych, niż schorzenia. Z drugiej strony ADHD i autyzm nie niosą ze sobą wyłącznie negatywnych i destrukcyjnych skutków, a wręcz przeciwnie – różnice w percepcji i przetwarzaniu świata dają osobom atypowym wiele atutów, jak chociażby łatwość w budowaniu skojarzeń czy pracy w dynamicznych warunkach u osób z ADHD oraz dostrzeganiu szczegółów u autystyków. Nick Walter, autystyczny pisarz i autor jednej z definicji neuroróżnorodności, określa ją jako odnoszącą się do „wszechobecnych różnic neurokognitywnych […] ściśle związanych z tworzeniem i konstytuowaniem siebie”, w przeciwieństwie do schorzeń pokroju epilepsji. Neuroatypowość to nie tylko zespół objawów, ale również – a może przede wszystkim? – tego, co u „zdrowej” osoby określilibyśmy cechami charakteru. Przypomina mi to stanowisko niektórych osób Głuchych, które nie uważają się za niepełnosprawne, lecz po prostu funkcjonujące inaczej, a wyzwania, z jakimi się mierzą, są spowodowane niedostosowaniem społeczeństwa do ich odmiennego sposobu postrzegania świata.

Nie mnie rozważać tę kwestię, bo nie jestem specjalistką, a w samym środowisku psychiatrów i psychoterapeutów panuje na ten temat niezgoda. Rozważyć zamierzam natomiast stereotypy przyklejone do zaburzeń neuroatypowych – bo jest ich sporo, i znakomita większość bierze się z niezrozumienia, czym autyzm i ADHD w ogóle są. I jak każdy stereotyp, nie czynią one nic dobrego.

W krainie nigdzie-nigdzie

Wiem, że do mnie mówisz, wiem i wszystko słyszę
Nie mogę odpowiedzieć, przy drodze drzewa liczę

— Luxtorpeda, „Autystyczny”

Międzynarodowe Kryteria Diagnostyczne (IDC-11) opracowane przez WHO charakteryzują zaburzenia ze spektrum autyzmu (łączące stosowane dotychczas rozróżnienie na autyzm dziecięcy, autyzm atypowy i zespół Aspergera) jako „utrzymujący się deficyt zdolności do inicjowania i podtrzymywania wzajemnych interakcji społecznych” występujący wspólnie z „szeregiem ograniczonych, powtarzalnych i nieelastycznych wzorców zachowań, zainteresowań lub działań, które są wyraźnie nietypowe lub nadmierne dla wieku danej osoby i kontekstu społeczno-kulturowego”. IDC-11 zaznacza też, że „osoby ze spektrum wykazują pełen zakres funkcjonowania intelektualnego i zdolności językowych”.

Jak się to ma do stereotypu „milczącego geniusza”? Istnienie autyzmu (zwłaszcza tzw. wysokofunkcjonującego) w zbiorowej świadomości jako „choroby utalentowanych dzieci” bierze się najpewniej z faktu, że w dziedzinach nauki, które pasjonują daną osobę, osiąga ona niewspółmierne wyniki w porównaniu do włożonego trudu. Łączy się to z często ponadprzeciętnie dobrą pamięcią długotrwałą (na rzecz słabszej niż przeciętna pamięci krótkotrwałej), umiejętnością dostrzegania szczegółów i trzymania się planu, zdolnościami analitycznymi oraz dobrą koncentracją uwagi. Bartek, student zarządzania, dostrzega swoje myślenie matematyczne i umiejętność obliczania w pamięci jako coś, co wyróżnia go spośród otoczenia.

Kiedy pytam Julię, malarkę i studentkę arteterapii (kierunku łączącego psychologię ze sztukami pięknymi, nastawionego na psychoterapię poprzez sztukę) o największy atut lub przewagę, jaką dają jej cechy autystyczne, odpowiada: „Ta część mnie, która sprawia, że dążę do bycia ekspertem w każdej dziedzinie, która zacznie mnie pasjonować. Kocham wiedzę i rozumienie rzeczy, więc wszystko, co mi w tym pomaga, uważam za olbrzymi atut.”

Nie zawsze zresztą taka pasja – często określana przez autystyków jako ich „szczególne zainteresowanie” – dotyczy nauki. „Szczególne zainteresowania” niektórych z moich autystycznych znajomych to np. dinozaury i paleontologia, film „Avatar” Jamesa Camerona, tworzenie nowych systemów do gier fabularnych (RPG), gry wideo „Hollow Knight” i „Destiny”, mangi z gatunku mahō-shōjo oraz układanie kostki Rubika na czas.

Pomieszanie języków

No dobrze, a „milczący” element tego stereotypu? Niektóre osoby na spektrum autyzmu, szczególnie tzw. niskofunkcjonujące, są całkowicie lub częściowo niewerbalne, jednak w tych przypadkach trafiają one najczęściej pod specjalistyczną opiekę w szkołach integracyjnych bądź specjalnych. Natomiast spośród tzw. wysokofunkcjonujących, nigdy nie spotkałam autystyka, którego określiłabym milczkiem. Czasem może wystarczy po prostu posłuchać.

Dziecko, które przez cały obiad rodzinny w skupieniu dziabie mięso widelcem, zdając się nie zauważać toczących się wokół niego rozmów, uaktywnia się w momencie, gdy pada temat dotyczący jego pasji, i zaczyna pięknymi zdaniami opowiadać rozbudowaną i wewnętrznie spójną historię. Chłopak spędzający każdą przerwę siedząc pod ścianą z książką w ręku, na lekcjach zajmuje pierwszą ławkę i konwersuje z nauczycielką. Bardzo często powodem wycofania społecznego nie jest brak potrzeby relacji – osoby na spektrum jak najbardziej potrzebują i pragną kontaktu oraz akceptacji – ale trudności w dostosowaniu się do tego, jak „normalni” ludzie zachowują się, myślą i odczuwają. „Osoba z silnym autyzmem wysokofunkcjonującym w społeczeństwie przypomina mi trochę historie o ludziach zupełnie nieznających języka w całkiem obcym kraju” – mówi Julia – „tylko bez jakiejkolwiek możliwości tłumaczenia czy nauki języka w przyszłości.

Gdy pytam ją o jej własny autyzm, opowiada mi głównie właśnie o problemach w komunikacji. „Często słyszałam, że jestem niedopasowana do kolegów i koleżanek, bo jestem bardziej dojrzała. Z wiekiem miałam coraz większe problemy, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie, rozumienie wskazówek społecznych, rozumienie innych ludzi. Bywało, że po kilku latach orientowałam się, że ktoś zrozumiał mnie inaczej, niż pragnęłam, i dlatego na przykład był do mnie wrogo nastawiony” – wspomina. – „To napędzało prześladowanie, co z kolei napędzało moją potrzebę bycia zaakceptowaną i próbę zrozumienia, co robię »nie tak« i dlaczego.”

Bartek został zdiagnozowany jeszcze w przedszkolu, z wytłumaczeniem dla swojej odmienności od rówieśników żył więc, odkąd pamięta. Nie oznaczało to jednak bynajmniej braku trudności na polu towarzyskim – nie tylko z powodu jego własnych ograniczeń. „W szkole, do której chodziłem, dzieci śmiały się ze słowa autyzm i z ludzi z autyzmem, więc nie chciałem, żeby wiedzieli” – opowiada. – „Ja nikomu nie mówiłem, ale kolega podsłuchał rozmowę mojej matki z jego matką na ten temat i wygadał klasie, żeby się im przypodobać.”

„Ludzie to zwierzęta stadne” – dodaje Julia. – „Ciężko jest, kiedy ogromna część napotkanych przeze mnie osób mnie odrzuca, bo nie jestem w stanie być jak oni.”

Świat krzyczy

Julia wspomina również aspekt, o którym osoby niemające autyzmu często nie wiedzą, a który stanowi dla niej jedno z największych utrudnień: nadwrażliwość zmysłową. Ludzki układ nerwowy jest przyzwyczajony do pewnej ilości doznań zmysłowych i bodźców, które potrafi „bezpiecznie” odbierać –poprawnie i bez spowodowania negatywnych efektów ubocznych poprzez sam fakt zarejestrowania ich przez nasze systemy. To, ile ich odbieramy, nie jest jednak maksymalną ilością bodźców, które nasz organizm może odebrać, ani też nie odpowiada ilości sygnałów wysyłanych przez otoczenie. Przekroczenie tego limitu skutkuje przebodźcowaniem.

„W przypadku osób na spektrum, ten limit bardzo często nie działa poprawnie” – tłumaczy Julia. – „Ciągle odczuwamy za dużo. Nie wytrzymam więcej niż godziny w kawiarni z muzyką, a torsji dostaję po otworzeniu lodówki, nawet jeśli wszystko w niej jest świeże. Pewne tekstury jedzenia są dla mnie tak dziwne, że nie potrafię ich znieść. Trudno jest mi dobrać zdrową dietę, nie mówiąc już o zamówieniu czegoś w restauracji, jeśli coś koło 70% rzeczy stanowiących podstawę posiłków innych osób nie przechodzi mi przez gardło. Nie mówiąc o tym, jak zawstydzające jest bycie wytykaną palcami z tego powodu.”

Wielkie czyny o małym znaczeniu

Kiedy odpuścić wspinaczkę
Gdy sił zabraknie czy chęci?
Czy statek porzucić na plaży
Gdy wyspa skarbów wciąż nęci?
— Zacier, „Wielkie słowa o małym znaczeniu”

Zielony to najrzadszy kolor oczu w Polsce – poszczycić się nim może jedynie 1% populacji. Na drugim końcu skali jest brązowy z wynikiem 90%, za nim niebieski (7%) i szary (2%). Bazując na danych globalnych, szansa na spotkanie Polaka z zielonymi oczami jest więc szacunkowo sześciokrotnie niższa, niż Polaka z ADHD.

Według badań opublikowanych w ciągu ostatnich trzech lat, zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi dotyka 7,6% dzieci (3-12 lat), 5,6% nastolatków (13-18 lat) i od 2,6% do 7,8% dorosłych na świecie. Podobnie jak w przypadku autyzmu, odsetek ten wzrasta: między 1997 a 2016 r. zwiększył się prawie dwukrotnie . Jak na razie badacze nie są ze sobą zgodni, czy przyczyn tego wzrostu należy upatrywać w zmianach cywilizacyjnych (np. szeroki dostęp do smartfonów), czy wynika on raczej z lepszego i wcześniejszego wykrywania tych zaburzeń.
Za ADHD odpowiadają dysfunkcje w produkcji i wyzwalaniu hormonów dopaminy oraz noradrenaliny. Tak jak w przypadku spektrum autyzmu, relacja pomiędzy wrodzonością a wpływem czynników środowiskowych nie jest pewna, istnieją jednak przesłanki, że jest ono dziedziczne.

Mimo że to zaburzenie najczęściej kojarzy się z nadpobudliwością ruchową, tak naprawdę dzieli się na dwa podtypy. Pierwszy, ten „klasyczny”, charakteryzuje się nadmierną ruchliwością, gadulstwem, nieuporządkowaniem myśli, trudnością z koncentracją uwagi wtedy, gdy jest to wymagane, oraz większą niż przeciętna wrażliwością emocjonalną. Drugi typ – ADD, zaburzenia deficytu uwagi – nie obejmuje aspektu nadaktywności; diagnozuje się go częściej u kobiet i dorosłych.

Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle

W pierwszej klasie podstawówki zamiast ocen dostawaliśmy pieczątki – od burzowej chmury do uśmiechniętego słoneczka, z podpisami w stylu „bardzo dobrze”, „wspaniałe”, „źle”, „postaraj się”. Miał to być system przyjaźniejszy od zimnej i nieczułej skali numerycznej, ale koniec końców wychodziło na to samo i w moim zeszycie stempelek „postaraj się” widniał na prawie każdej stronie.

„Postaraj się” to w gruncie rzeczy dobre podsumowanie ADHD w dwóch słowach. Na pytanie o to, co uzyskanie oficjalnej diagnozy zmieniło w jej życiu, Małgorzata – dziś dorosła kobieta po studiach podyplomowych, pracująca w branży IT – wspomina teksty, jakie nagminnie słyszała przez całe swoje życie: „zdolna ale leniwa”, „nie słuchasz, bo ci nie zależy”. „Ludzie ze szkoły mówili mi, że po prostu bujam w obłokach, że jestem roztrzepana, zapominalska i tak dalej. Zawsze próbowałam wcisnąć wszystkie aktywności, jakie się da, bo jeśli z czegokolwiek zrezygnuję i odpuszczę, to znowu będzie, że jestem gifted but lazy.”

Problemy wynikające z ADHD mają swoje źródło w upośledzeniu niektórych funkcji wykonawczych, m.in. regulacji uwagi, kontroli impulsów oraz pamięci roboczej. Stąd trudności w utrzymaniu motywacji do kontynuowania działania, łatwo uciekająca uwaga, nadmiernie emocjonalne reakcje, zapominanie. „Jak mój mózg mówi, że teraz nie, to nie i kaplica” – opisuje to Małgorzata. – „Co z tego, że jestem w pracy i muszę się skupić na temacie X, jak mój mózg chce myśleć o Y i nie mogę go przekonać do zmiany zdania. Leki troch pomagają, ale nie jest idealnie, dalej z tym walczę.”

Szczególnie w przypadku ADD tę walkę rzadko widać na zewnątrz. Najgorsze są chyba momenty, kiedy mózg po prostu odmawia zajęcia się jakimś zadaniem – nie i koniec, siedzimy i patrzymy na pracę, którą mamy do zrobienia i na ręce, które tą pracą powinny się zająć, ale pomiędzy nami a nią jest jakaś szyba, jakaś nieprzekraczalna granica. Trudno to wytłumaczyć. Róża, studentka psychologii, przyznaje, że wykonanie nawet najprostszych czynności potrafi odkładać przez wiele godzin lub dni. „Mój mózg nie odróżnia jednego wysiłku od drugiego. Rozwieszenie prania jest dla niego równie męczące, jak wspięcie się na wysoką górę.”

Mamy w języku tyle przysłów na takie okazje, „dla chcącego nic trudnego” na przykład. Jeżeli nie możesz, to znaczy, że ci się nie chce, albo nie chce ci się odpowiednio bardzo – to nie tak, że nie masz siły. To ciekawa pułapka myślowa. Granica między zaburzeniem a wadą charakteru, ograniczeniem wynikającym z funkcjonowania układu nerwowego a lenistwem jest bardzo cienka i oblepiona w całości poczuciem winy. Czy to już ostateczna granica moich możliwości, czy powinnam postarać się bardziej? Co to znaczy, że nie mogę czegoś zrobić, bo brakuje mi motywacji? Kiedy odpuścić wspinaczkę – gdy sił zabraknie, czy chęci?

Niegrzeczne dziewczynki

„Pierwszy raz na badania w celu diagnozy autyzmu zostałam skierowana w zerówce” – opowiada Julia. – „Temat powracał kilkakrotnie, ale nikt nie zdecydował się kontynuować w tym kierunku, a z wiekiem nauczyłam się maskować coraz lepiej. Prywatnie przeszłam test przesiewowy kilka miesięcy temu, wieku 22 lat, i ze względu na brak placówek wykonujących badania dla dorosłych, jestem na dwuletniej liście oczekujących do ośrodka na drugim końcu Polski.”

Skąd w ogóle wziął się pomysł diagnozy? Z początku nalegali na to nauczyciele i szkolni pedagodzy, którym Julia nie pasowała do obrazu typowego dziecka w jej wieku. Nie zauważono u niej jednak poważnych rozwojowych nieprawidłowości i przez następne półtorej dekady nikt, łącznie z nią samą, nie połączył kropek. „Byłam aspołeczna i pozbawiona taktu, ale inteligentna i kreatywna – pozytywy, negatywy, nikt nie postrzegał ich jako coś, co bierze się z tego samego źródła…”

Julia jest jedną z wielu kobiet, które diagnozę zaburzeń podpadających pod neuroatypowość uzyskały dopiero w dorosłości. Przez wiele lat autyzm i ADHD były uważane jako zaburzenia występujące głównie wśród chłopców – w pierwszym przypadku mężczyźni diagnozowani są trzykrotnie częściej , a w drugim od dwóch do aż szesnastu razy częściej niż kobiety . Statystycznie kobiety uzyskują także diagnozę w starszym wieku, niż mężczyźni. Wynika to z wielu czynników, głównym jest niedostosowanie kryteriów diagnostycznych do różnic w symptomach występujących pomiędzy płciami. Autystyczni mężczyźni wykazują się znacznie większą nadwrażliwością na bodźce (wynikającą z wzmożonej aktywności ośrodkowego układu nerwowego) niż kobiety, trudności związane z funkcjonowaniem społecznym są też w dzieciństwie częstsze u chłopców, niż u dziewczynek. ADHD u kobiet zdecydowanie rzadziej wiąże się z nadpobudliwością ruchową i w ogóle mniej je widać „na zewnątrz” – to najczęściej zaburzenia koncentracji, nadwrażliwość emocjonalna i upośledzenie funkcji wykonawczych, niż bycie stereotypowym wulkanem energii. Prowadzi to zresztą nie tylko do późniejszej diagnozy, ale też częstszego współwystępowania zaburzeń depresyjnych lub lękowych. Kobiety z ADHD częściej niż mężczyźni mają też trudności w relacjach międzyludzkich, co burzy kolejny stereotyp beztroskiej duszy towarzystwa. „ADHD nieraz sprawiło, że nie potrafiłam się dopasować do rówieśników” – opowiada Róża. – „Mój mózg po prostu działał inaczej, więc upodobnienie się do nich nie przychodziło mi łatwo. Przed diagnozą uważałam, że skoro mam takie problemy, to po prostu jestem mniej dojrzała, niż inni ludzie.”

Małgorzata swoją diagnozę dostała dopiero w wieku 25 lat. Uprzednio leczyła się już m.in. na depresję, ale trudności, z jakimi się mierzyła, nie znikały. „Dotąd praktycznie nigdy nie brałam pod uwagę ADHD, bo pediatra powiedziała mojej matce, że ADHD mają tylko chłopcy, a poza tym z tego się wyrasta” – mówi. – „Więc jak jako już dorosły człowiek notorycznie gubiłam klucze czy zapominałam odpisać na maile, to dlatego, że jestem niedojrzała i nieogarnięta, nie?”

Kolejną kwestią jest tzw. maskowanie, czyli próby zatuszowania swoich symptomów w celu zapanowania nad nimi lub dostosowania się do społeczeństwa. Ten często nieświadomy proces jest bardziej charakterystyczny dla kobiet niż dla mężczyzn, spowodowany występującymi pomiędzy płciami różnicami w procesach neuronalnych. Dopiero uzyskanie oficjalnej diagnozy – w wieku 18 lat – uświadomiło Róży, jak bardzo się maskowała, co powodowało u niej ogromne napięcie i przemęczenie.

Kiedy weźmie się te wszystkie różnice pod uwagę, stosunek diagnozy autyzmu wśród mężczyzn w porównaniu do kobiet może spaść nawet do 1,8 do jednego. Na temat ADHD w tym aspekcie nie znalazłam informacji.

Być sobą

Pytanie o to, czy chcieliby urodzić się neurotypowi, zadałam każdemu z moich czterech rozmówców.

„Są momenty, kiedy jest mi ciężko i nie marzę o niczym innym, są momenty, kiedy doceniam niektóre z cech, które dało mi ADHD” – mówi Róża. – „Wolałabym jednak zatrzymać te ostatnie i nie odczuwać wszystkich utrudniających życie symptomów. Dlatego nie umiem w pełni odpowiedzieć na to pytanie.”

„Nie” – stanowczo oświadcza Julia. – „To nie byłabym ja.”

„Szczerze to nauczyłem się bardzo lubić swój autyzm i chyba nie oddałbym go komuś innemu” – dodaje Bartek. – „Tak, zgotował mi sporo problemów, ale jest to część mnie, a ja siebie lubię.”

Małgorzata widzi to podobnie. „Nie potrafię sobie wyobrazić, jaka bym była bez mojego ADHD – po zrozumieniu, że to nie tylko zapominanie kluczy i odlatywanie na meetingach, ale też moja działalność artystyczna, mój sposób postrzegania świata, moja potrzeba zmian, życia w ruchu, i pewnie wiele innych. Nie potrafię tego z siebie »wyjąć« w taki sposób, żeby została jakaś racjonalna wersja człowieka, a nie tylko niepospajane kawałki. Jakbym była neurotypowa, to byłabym inna – nie jakaś lepsza czy gorsza, ale na pewno po prostu inny człowiek.”

Akceptacja własnych ograniczeń jest bardzo trudna, szczególnie gdy ograniczenia te są niemal niewidoczne na zewnątrz i w efekcie niełatwe do wyjaśnienia niemającym ich osobom. Jednak bardziej niż na zrozumieniu moich trudności zależy mi, by ludzie częściej dostrzegali wartości, jakie wiążą się z neuroatypowością – bo jest w niej piękno, dużo piękna. To nie jest bycie wybrakowanym czy obtłuczonym przez los jak wyszczerbiony kubek. Z tego powodu, pomimo wszelkich kontrowersji i naukowych dysput, jakie się w tym temacie toczą, pojęcie i symbolika neuroróżnorodności są mi oraz wielu innym osobom bardzo bliskie. Odwrócona ósemka jest w końcu symbolem pełni.

Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się