Tusk

Pokolenie Tuska. Kto wszedł do rządu?

Donald Tusk rekonstruuje partię, zmiany w rządzie są tego jedynie konsekwencją.

To nie pierwszy raz, gdy Donald Tusk dokonał reorganizacji rządu z powodu marzeń części jego ministrów o mandacie w Parlamencie Europejskim. Poprzednio miało to miejsce przed wyborami w 2014 r. – i wtedy jego styl działania był zupełnie inny niż obecnie. Premier dokonał dużej rekonstrukcji swojego gabinetu już w listopadzie 2013 r., a więc na pół roku przed wyborami, a nie na miesiąc przed nimi. Zresztą data nie była najważniejsza. Choć tamto rządowe przetasowanie zostało w mediach przedstawione jako przygotowanie do eurowyborów, to start do europarlamentu okazał się raczej pretekstem niż realną przyczyną zmian.

Z wymienionych w 2013 r. siedmiu ministrów tylko czwórka wybierała się do Brukseli (Michał Boni, Barbara Kudrycka oraz Krystyna Szumilas i Jacek Rostowski, którzy euromandatów w wyborach nie zdobyli). Pozostali (m.in. Sławomir Nowak, Joanna Mucha) zostali zastąpieni niejako przy okazji, bez żadnego trybu. Wtedy chodziło o efekt Bing Bang – wrażenie głębokiego odświeżenia rządu, a przy okazji wizerunku ekipy rządzącej Polską przez siedem kolejnych lat. Ale ujawnione w czerwcu 2014 r. przez tygodnik „Wprost” taśmy pokazały drugie dno tamtej rekonstrukcji.  „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” – tak fizyk Carlo Rovelii zatytułował swoją książkę poświęconą badaniom naszego świata. Aż dziw, że nie pisał w niej o polityce.

Czy obecna rekonstrukcja też ma dodatkowy wymiar? Zasugerował to sam premier przedstawiając nowych ministrów. „Te pierwsze miesiące to były miesiące rozbijania muru, dzisiaj nadchodzi czas porządkowania” – podkreślił. Pod tym względem nowi ministrowie mają wspólny mianownik. Przyjrzyjmy im się po kolei.

Tomasz Siemoniak

W świecie anglosaskim o takich politykach mówi się „Pan bezpieczne ręce”. Z obecnych ministrów tylko Radosław Sikorski ma większe rządowe doświadczenie. Siemoniak w pierwszym rządzie Tuska był wiceministrem w MSW. W 2011 r. stanął na czele ministerstwa obrony, w 2014 r. dodatkowo został wicepremierem. W 2023 r. premier powierzył mu nadzór nad służbami, a teraz polecił wrócić do resortu spraw wewnętrznych w roli jego szefa. Siemoniak ze swoim koncyliacyjnym charakterem i ugodowym podejściem do rzeczywistości daje Tuskowi dwie gwarancje. Po pierwsze – że w jego ministerstwie nie będą wybuchać pożary. Po drugie – że sam minister nie będzie próbował wykorzystać możliwości, jakie daje ten resort, do prowadzenia własnej gry. Bo Siemoniak dał się już wcześniej poznać jako polityk grający zespołowo. Taki, który pamięta, że zawsze należy podawać do lidera. To kluczowa umiejętność w takich miejscach jak MSW.

Hanna Wróblewska

Największe zaskoczenie w tych nominacjach. Ze względu na niską rozpoznawalność, ale przede wszystkim przez fakt, że jest osobą całkowicie spoza polityki. Więcej – nawet z tym światem nie była w żaden sposób łączona. Wróblewska jest znana jako kuratorka przez kilkadziesiąt lat związana z Zachęta. W latach 2010-2021 była jej dyrektorką, nominował ją Bogdan Zdrojewski. W tym czasie dała się poznać od strony, która pewnie przesądziła o tym, że teraz otrzymała nominację ministerialną. Jako szefowa najważniejszej polskiej galerii sztuki wyróżniała się głęboką merytoryczną wiedzą oraz absolutnym unikaniem kontrowersji. Gdy Zachętą kierowała Anda Rottenberg, mogły tam się pojawić tak polaryzujące dzieła jak instalacja „La Nona Ora” Maurizia Cattelana, przedstawiająca Jana Pawła II zgniecionego przez meteoryt. Za czasów Wróblewskiej o kontrowersyjnych projektach w Zachęcie nie mogło być nawet mowy. Można się spodziewać, że jako minister kultury też będzie szukać tego, co łączy, a nie grać na podziałach.

Krzysztof Paszyk

Jest w Sejmie trzecią kadencję, a do tej pory nie dał się zapamiętać z żadnej ostrej, podgrzewającej polaryzację wypowiedzi – już ten fakt wyróżnia go w gąszczu obecnych polityków. Umie słuchać i szuka pragmatycznych rozwiązań – mówią o nim jego koledzy z klubu PSL. Daje Tuskowi gwarancję lojalności, gdyż podziela jego podejście do PiS. Jeszcze w czasach opozycji zajmował się kwestią praworządności definiując stosunek do niej identycznie jak Koalicja Obywatelska. Konsekwentnie wykluczał jakąkolwiek możliwość współpracy z PiS. Teraz jako minister rozwoju i technologii będzie musiał dokończyć to, co zaczął jego poprzednik, przede wszystkim program „Kredyt 0 proc.”, który mocno dzieli obecną koalicję rządową. „Musi go rozmasować w koalicji” – słychać w klubie PSL. To okaże się najpoważniejszym testem jego koncyliacyjnego podejścia do polityki.

Jakub Jaworowski

Jest mostem między dwoma rekonstrukcjami rządów Tuska: tej przed eurowyborami w 2014 r. i obecną. W marcu 2014 r. został sekretarzem Rady Gospodarczej – zaplecza ekonomiczno-intelektualnego ówczesnego premiera, na którego czele stał Jan Krzysztof Bielecki. Rok później został wiceministrem w KPRM. To jego ówczesna premier Ewa Kopacz wysłała na negocjacje z protestującymi górnikami – zresztą ze słabym efektem, bo porozumienia nie było, za to górnicy żalili się, że Jaworowski mówił o nich, że „pajacują”. Teraz jako minister aktywów państwowych będzie pewnie znów miał okazję do rozmów z górnikami. Szybko się okaże, czy jego rolą okaże się porządkowanie, czy jednak dalsze kruszenie murów.

* * *

Donald Tusk rekonstrukcją efekt osiągnął – w tym sensie, że przykuł uwagę neutralizując politycznie dużą demonstrację Solidarności i PiS. Przedstawiając nowych ministrów znów mógł posłuchać swojej ulubionego dźwięku – głośnego westchnienia zaskoczeniu wywołanego przez wszystkich wcześniej spekulujących o tym, kto wejdzie do rządu. Przy okazji pokazał, że umie przyciągnąć do siebie osoby spoza polityki, zawsze takie ruchy dają punkty. Oddzielna sprawa, że żaden z tych efektów nie utrzyma się dłużej niż kilka dni – bo ani zaskoczenie nie okazało się szokiem, ani sztuka przyciągania Tuska nie pozwoliła mu pozyskać nazwiska naprawdę magnetycznego. W tym sensie ta rekonstrukcja okaże się jedynie epizodem. Muru (czy raczej sufitu) poparcia dla PO nie rozbije, porządku też od niej nie przybędzie. Efekt neutralny.

Jedyne realny zmiany, jakie nastąpią, będziemy obserwować za to w Platformie Obywatelskiej. Do Brukseli odchodzą jej kluczowi działacze: sekretarz generalny Marcin Kierwiński oraz były przewodniczący Borys Budka. Jasny sygnał, że Tusk zamierza od nowa ułożyć porządki we własnej partii. Tak naprawdę ogłoszone w piątek zmiany są rekonstrukcją PO. Rządu przy okazji. Pewnie nie od razu, ale wkrótce dowiemy się, jaki typ ewolucji premier się marzy. Z nominacji rządowych, w której najwięcej dostali starzy działacze (Tomasz Siemoniak, były współpracownik Jana Krzysztofa Bieleckiego, nominatka Bogdana Zdrojewskiego), można się spodziewać, że Tuskowi marzy się powrót do korzeni. Drugi raz do tej samej rzeki wejść mu się nie uda, to nie udało się do tej pory nikomu. Ale uda mu się odciąć od wpływów tych działaczy PO, którzy zbudowali w niej pozycję w latach, gdy on pracował w Brukseli. Wraca pokolenie Tuska. Taka jest teraz nowa rzeczywistość w Platformie.

Agaton Koziński

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się