polaryzacja w polityce

Bez głosów elektoratu umiarkowanego nie da się rządzić Polską

Pobudzanie emocji społecznych oraz wzmacnianie polaryzacji to taktyka, która działa i przynosi efekty. Jednak to, że bez głosów elektoratu umiarkowanego nie da się dziś rządzić Polską, pokazały ostatnie wybory.

Wybory parlamentarne już za nami. Zdecydowana większość Polaków (66,08 proc.) postawiła na to, co znane i sprawdzone od blisko dwudziestu lat – przywództwo Jarosława Kaczyńskiego lub Donalda Tuska, PO-PiS.

Dwa największe polskie ugrupowania polityczne trafnie rozpoznały trendy ogólnoświatowe, dostosowując do nich swą taktykę wyborczą. Od lat nie tylko w Polsce, ale także w innych demokracjach zachodnich postępuje wzrost polaryzacji oraz stopniowy zanik elektoratu umiarkowanego. Globalne zmiany mają podłoże gospodarcze i społeczne. Między poszczególnymi grupami, które można wyróżnić m.in. ze względu na wiek, rasę, płeć, pochodzenie etniczne, zamożność czy wykształcenie, pogłębiają się różnice ekonomiczne i światopoglądowe.

Rosnące napięcia społeczne prowadzą do eskalacji emocji, w tym jednej szczególnie niebezpiecznej, którą najłatwiej zarządzać – gniewu. Ten ostatni od czasów starożytnych był elementem politycznej gry, również w systemach demokratycznych, jednak rozwój technologii, zwłaszcza komunikacyjnych, uczynił z gniewu narzędzie masowego rażenia o niespotykanej dotąd skali.

Politycy i dziennikarze stali się menedżerami konfliktu (ang. conflict entrepreneurs), którzy za pomocą mediów tradycyjnych i internetu zarządzają społecznymi emocjami. Mobilizacja własnego elektoratu poprzez przekonanie wyborcy, że „oni” wywrócą „nasz” świat do góry nogami, a „kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”, stała się najskuteczniejszym sposobem na zwycięstwo w wyborach. Ponieważ grupa osób umiarkowanych i niezdecydowanych maleje, potrzeby mniej skrajnego elektoratu są spychane na margines i coraz rzadziej stanowią przedmiot zainteresowania polityków, skupionych na pobudzaniu emocji wyborców już przekonanych – na zarządzaniu gniewem, lękiem, niezrozumieniem. Napisano o tym wiele książek.

Jesienne wybory roku 2023 w Polsce po raz kolejny udowodniły, że taktyka polegająca na wzmacnianiu polaryzacji działa znakomicie. Najwięcej głosów uzyskały ugrupowania, które w największym stopniu postawiły na emocje i przekonanie swoich wyborców, że druga strona sporu jest zagrożeniem dla nich samych, dla ich rodzin, stylu życia oraz wizji przyszłości własnej (nie wspólnej) ojczyzny.

„Najważniejsze wybory po 1989 r.” przyniosły wobec tego rekordową frekwencję na poziomie 74,4 proc. To nie obywatelska dojrzałość społeczeństwa, ale lęk przed drugą stroną sporu i gniew wywołany jej postulatami spowodowały tak wzmożoną aktywność suwerena. Otwierając szampana z okazji święta demokracji, zastanówmy się tylko, czy nie jest to przypadkiem święto demokracji chorej, a de facto święto polaryzacji.

Jest jednak powód do optymizmu. Mimo niezaprzeczalnego sukcesu dwóch największych partii Polacy docenili również kilka pomniejszych. Spośród nich dwie najbardziej odchylone na lewo bądź w prawo – Lewica i Konfederacja – uzyskały wynik znacznie niższy od ugrupowania umiarkowanego – Trzeciej Drogi. Wynik tej ostatniej na poziomie 14,4 proc. głosów i 65 mandatów sprawia, że przy obecnym układzie sił politycznych oraz rozkładzie sympatii i antypatii ani obecny obóz rządzący, ani pozostałe partie opozycyjne nie są w stanie stworzyć rządu bez poparcia posłów wybranych przez elektorat najbardziej umiarkowany. Innymi słowy, mimo postępującej polaryzacji, podsycanej przez polityków i media, będącej nie tylko polskim, ale i światowym megatrendem, który poważnie zagraża współczesnym demokracjom, w Polsce umiarkowane centrum żyje i ma się całkiem dobrze. Bez uwzględnienia jego potrzeb i interesów nie sposób rządzić nad Wisłą, co obrazuje asertywna postawa szefostwa PSL. A to z kolei daje nadzieję, że kolejne kampanie wyborcze będą nieco bardziej stonowane, mniej podsycające konflikt zabójczy dla idei demokracji.

Polaryzacja to bowiem prosta droga do zniszczenia wspólnoty politycznej. Na poziomie filozofii polityki zarządzanie gniewem w celu odniesienia doraźnego sukcesu politycznego jest po prostu sprzeczne z polską racją stanu. W obliczu szeregu zagrożeń zewnętrznych i wyzwań stojących przed Polską jedność jest wartością fundamentalną. Przypominamy sobie o niej najczęściej dopiero w obliczu zagrożenia. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez infuture.institute na przełomie lutego i marca 2022 r. – bezpośrednio po agresji Rosji na Ukrainę – 87 proc. Polaków czuło się wówczas zmęczonych polaryzacją, a 92,5 proc. chciało, żeby skonfliktowane grupy społeczne doszły do porozumienia. W roku 2023 większość dała się jednak porwać wirowi kampanii pełnej haseł dzielących społeczeństwo bardziej niż kiedykolwiek. 

O sile i znaczeniu jedności oraz zgubnych skutkach polaryzacji Polacy przekonali się w historii wielokrotnie. Do rangi symbolu urasta w tym kontekście przede wszystkim sposób funkcjonowania sejmu Rzeczypospolitej w XVII i XVIII wieku – targanego konfliktami frakcyjnymi i sparaliżowanego. Dzięki zdolności porozumienia osób i stronnictw często diametralnie różniących się w kwestiach światopoglądowych udało się Polakom przetrwać najazd szwedzki (1655–1660) czy uchwalić Konstytucję 3 maja (1791). Gdy naród polityczny pogrążał się w wewnętrznych sporach i „dobrem Rzeczypospolitej” uzasadniał realizację swych partykularnych interesów – jak choćby w czasie bratobójczego rokoszu Lubomirskiego (1665–1666) – cierpiała cała wspólnota. Słynna konfederacja targowicka (1792) nie była dziełem wyłącznie zdrajców, gotowych w imię własnych interesów pogrzebać suwerenność państwa, ale również osób przekonanych, że ich wizja Rzeczypospolitej, republikanizmu, wolności jest jedynie słuszną i dobrą, a optyka „innych” prowadzi ojczyznę do zguby. Zabrakło dialogu, zrozumienia, spojrzenia poza horyzont własnego ego. Podobne sytuacje można mnożyć.

Bezpieczeństwo Polski oraz nasza wolność i demokracja to wartości komplementarne. Ponieważ żyjemy w ustroju republikańskim, ich zachowanie gwarantuje nie tylko silne wojsko i praworządność, ale również – a może przede wszystkim – jedność (choć nie jednolitość) wspólnoty politycznej. Nie sposób jej zachować bez ograniczenia taktyki wyborczej polegającej na wzmacnianiu polaryzacji. Nie łudźmy się, jest ona na tyle użyteczna, że jej całkowite porzucenie to mrzonka. Można jednak zrezygnować z dokręcania śruby; zachować zdrowy rozsądek i dążyć do maksymalizacji zysku politycznego – owszem – lecz nie za wszelką cenę. Jeśli praktyków ten ideowy postulat śmieszy, w tzw. „realizmie politycznym” pogrzebią oni polską wspólnotę polityczną. Niegdyś „realiści” nawoływali do polityki business as usual z Rosją. Dziś twierdzą, reprezentując rozmaite formacje od prawa do lewa, że polityka to brudna gra, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Stawką jest przecież Polska, a wizja drugiej strony zaszkodzi wszystkim, czyż nie? 

Najważniejszym wnioskiem płynącym jednak z wyborów parlamentarnych 2023 r. jest to, że polska demokracja mimo problemów, które towarzyszą wszystkim systemom demokratycznym na świecie, wciąż stoi na solidnych fundamentach. Wynika to nie z faktu, że dorównuje zachodnim standardom, ale wręcz przeciwnie – podąża własną drogą. Dokąd nas zaprowadzi? Czas pokaże. Mając na względzie trendy powodujące polską sceną polityczną, pozostaje mieć nadzieję, że centrowość i umiarkowanie po jesiennych wyborach będą w modzie jak najdłużej.

Patryk Palka

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się