Réflexions na niedzielę. Na dziedzińcu zamku w Chambord
Swoimi refleksjami z Czytelnikami „Gazety na Niedzielę” dzieli się mieszkający wśród nas dziennikarz Nathaniel Garstecka. Refleksje o Polsce i Polakach, zdziwienia i fascynacje. Tekst publikujemy w językach francuskim i (poniżej) polskim.
Réflexions d’un dimanche
Dans la cour du château de Chambord
Je me suis fait une réflexion en visitant, il y a peu, le château de Chambord. J’étais assis dans la cour du château, en buvant un verre de vin produit dans le Domaine national de Chambord, accompagné d’un fromage affiné de la région. A priori rien de bien particulier, mais je me suis dit à ce moment que je touchais là à une certaines beauté de la France, à des siècles de patrimoine historique et culturel, que ce soit à cause du château ou de ce que j’étais en train de consommer. J’ai beau penser que le pays va dans la mauvaise direction, qu’il est dirigé par des gens qui ne lui veulent pas nécessairement du bien, que toutes les statistiques témoignent de l’affaissement des structures sociales, certains éléments viennent me rappeler que la France n’est pas un pays comme les autres. A ce instant précis j’ai éprouvé une véritable joie.
Cette joie est ce dont je veux aujourd’hui parler. Pas des petits plaisirs quotidiens, de ce qui fait sourire à la télévision ou quand on rigole avec des amis, mais la joie profonde, transcendante, spirituelle, sans non plus aller jusqu’à parler de grâce divine. Dans le brouhaha médiatique qui nous abreuve constamment de mauvaises nouvelles et instaure une atmosphère anxiogène, avec l’accélération de l’information et l’instantanéité de l’existence moderne, nous perdons facilement de vue qui nous sommes et d’où nous venons, nous perdons la conscience de notre identité culturelle.
L’histoire de la France nous parle directement dans des lieux comme Chambord, du moment qu’ils ne sont pas noyés sous des masses de touristes comme peuvent l’être le Louvre et Versailles. J’ai songé à cette joie qui me touchait et j’ai noté que, quitte à ce qu’on me traite de „vieil aigri”, il m’était impossible de la retrouver dans ce que la société actuelle a à me proposer. Les progressistes et les déconstructeurs sont-ils heureux ? Evidemment que non, ils sont au contraires hargneux et haineux. Ils sont enfermés dans un cercle vicieux qui consiste à haïr ce qu’ils sont, chercher à l’effacer, ce qui provoque en eux une frustration qui ne peut être satisfaite que par la destruction et ainsi de suite. Ils ressentent cependant, sans doute inconsciemment, le besoin d’être rattachés à quelque chose de supérieur, une identité, une cause, des valeurs, et comme leurs complexes ne leur permettent pas de se réconcilier avec ce qu’ils essaient de supprimer, ils inventent de nouvelles identités, de nouvelles causes, de nouvelles religions. C’est l’ „identité de genre”, les „valeurs de la république”, la „lutte pour le climat et contre les inégalités sociales”, le métissage (ou plutôt la dilution) culturel et civilisationnel, l’”art transgressif” ou encore la „start-up nation” incarnée par le Président Emmanuel Macron, dont „l’égalité entre les femmes et les hommes” est la „grande cause nationale”, et son nouveau Premier ministre, le „jeune, brillant et socialiste, si ce n’est plus” Gabriel Attal.
Ces nouveaux théurgistes du marxisme culturel veulent nous faire atteindre à marche forcée un bonheur artificiel et déraciné mais ils ne créent qu’angoisse et anxiété : „la planète va mal”, „les femmes gagnent moins que les hommes”, „je me sens mal dans mon identité de genre”, „la grammaire est sexiste”, „il faut interdire la consommation de viande”, „il y a trop de morts sur la route”… Nous créons des générations de dépressifs que l’on mettra sous perfusion de vide.
A la différence des progressistes, les conservateurs restent volontairement en lien avec ce qui les lie à leur identité, à leur passé. Cette liaison est un phare qui permet d’avancer dans le brouillard de l’inconnu du monde tel qu’il s’offre à nous. Ce n’est pas une prison, puisque l’on peut (et on doit) adopter ce qui est bon dans ce qui est neuf, avec la liberté de rejeter ce qui ne l’est pas. Après tout, c’est comme ça que l’on crée une identité.
Nos petits-enfants et les générations suivantes ressentiront-ils de la véritable et profonde joie avec ce que le progressisme a à leur proposer ? Non. Pour peu qu’ils soient honnêtes avec eux même, ils le ressentiront davantage en mangeant un bon fromage avec un verre de bon vin dans la cour du château de Chambord.
Réflexions na niedzielę
Na dziedzińcu zamku w Chambord
Niedawno, podczas wizyty w królewskim zamku w Chambord, naszła mnie pewna myśl. Siedziałem sobie na dziedzińcu zamku, popijając wino z domeny Chambord w towarzystwie dojrzałego lokalnego sera. Na pierwszy rzut oka nie było to nic specjalnego, ale wtedy pomyślałem, że dotykam pewnego piękna Francji, stuleci dziedzictwa historycznego i kulturowego, czy to z powodu zamku, czy z powodu tego, co kosztowałem. Bez względu na to, jak bardzo myślę, że kraj zmierza w złym kierunku, że jest rządzony przez ludzi, którzy niekoniecznie mają dobre intencje, że wszystkie statystyki pokazują, że struktury społeczne upadają, pewne elementy przypominają mi, że Francja nie jest krajem takim jak inne. W tym momencie poczułem prawdziwą radość.
Chcę dziś opowiedzieć o tej radości. Nie o małych codziennych przyjemnościach, o uśmiechu podczas oglądania telewizji, o żartach ze znajomymi, ale o głębokiej, transcendentnej, duchowej radości, nie posuwając się jednak do mówienia o łasce Bożej. W medialnym szumie, który nieustannie zalewa nas złymi wiadomościami i tworzy atmosferę niepokoju, z przyspieszeniem informacji i natychmiastowością współczesnego życia, łatwo tracimy z oczu to, kim jesteśmy i skąd pochodzimy, tracimy świadomość naszej tożsamości kulturowej.
Historia Francji przemawia do nas bezpośrednio w miejscach takich jak Chambord (w którym nie brak odniesień do Polski i Polaków), o ile nie są one zalane masami turystów, jak Luwr czy Wersal. Myślałem o tej radości, która mnie dotknęła, i zdałem sobie sprawę, że nawet jeśli zostanę nazwany „starym zrzędą”, nie mogę jej znaleźć w tym, co oferuje mi dzisiejsze społeczeństwo. Czy progresywiści i dekonstrukcjoniści są szczęśliwi? Oczywiście, że nie; wręcz przeciwnie, są wściekli i nienawistni. Są uwięzieni w błędnym kole nienawiści do tego, czym są, próbując to wymazać, co prowadzi do frustracji, którą można zaspokoić jedynie poprzez niszczenie, i tak w kółko. Czują jednak, bez wątpienia nieświadomie, potrzebę bycia przywiązanym do czegoś wyższego, tożsamości, sprawy, wartości, a ponieważ ich kompleksy nie pozwalają im pogodzić się z tym, co próbują wymazać, wymyślają nowe tożsamości, nowe pobudki. To „tożsamość płciowa”, „wartości Republiki”, „walka o klimat”, „walka z nierównościami społecznymi”, kulturowa i cywilizacyjna mieszanka (a raczej rozcieńczanie), „sztuka transgresyjna”, a nawet „startupowy naród” uosabiany przez prezydenta Emmanuela Macrona, dla którego „równość kobiet i mężczyzn” jest „wielką sprawą”, i jego nowego premiera, „młodego, błyskotliwego i socjalistycznego” Gabriela Attala.
Ci nowi teurgowie marksizmu kulturowego chcą zmusić nas do osiągnięcia sztucznego i wykorzenionego szczęścia, ale nie tworzą nic poza udręką i niepokojem: „klimat ma się źle”, „kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni”, „czuję się źle z powodu mojej tożsamości płciowej”, „gramatyka jest seksistowska”, „powinniśmy zakazać spożywania mięsa”, „na drogach jest zbyt wiele ofiar śmiertelnych”… Tworzymy pokolenia osób depresyjnych, które będą podłączane do próżniowej kroplówki.
W przeciwieństwie do progresywistów i innych postępowców konserwatyści celowo utrzymują kontakt z tym, co łączy ich z tożsamością i przeszłością. To powiązanie służy jako latarnia, która pozwala nam iść naprzód we mgle nieznanego świata, który jest przed nami. Nie jest to więzienie, ponieważ możemy (i musimy) przyjąć to, co dobre w tym, co nowe, z wolnością odrzucenia tego, co dobre nie jest. W końcu tak właśnie tworzy się tożsamość.
Czy nasze wnuki i kolejne pokolenia będą odczuwać prawdziwą i głęboką radość z tego, co ma do zaoferowania progresywizm? Nie. Jeśli będą wobec siebie szczerzy, poczują ją bardziej podczas jedzenia dobrego sera z kieliszkiem dobrego wina na dziedzińcu zamku w Chambord.
Nathaniel Garstecka