sojusze
fot. MON

Tylko odpowiednio reformowana i wzmacniana armia jest gwarantem stabilnego państwa i bezpieczeństwa jego obywateli

Kolizyjna polityka nastawiona na faktyczną rywalizację UE z NATO nie wróży niczego dobrego dla stanu bezpieczeństwa Europy, jak i konkretnych państw członkowskich Unii.

Starodawne chińskie powiedzenie: „obyś żył w ciekawych czasach”, będące przekleństwem, a nie życzeniem nowych, niezwykłych doznań, doskonale wpisuje się w realia trzeciej dekady XXI wieku i dyskusję na temat bezpieczeństwa Europy – w tym Polski.

Na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. dobiegał końca dwubiegunowy podział świata utrwalony po 1945 r. W wielu miejscach globu (w tym także w Europie Środkowo–Wschodniej) zaczęły wygrywać tendencje wolnościowe i demokratyczne, a dawne mocarstwo ZSRR rozpadło się na oczach współczesnych. Tym samym pojawiła się wizja końca historii w rozumieniu dotychczasowym tego terminu. Jej autorem był amerykański politolog, pochodzenia japońskiego – Francis Fukuyama, który stworzył tezę, że po wygaśnięciu podstawowego konfliktu (z okresu zimnej wojny) różnicującego ludzi na świecie nastąpi globalne zwycięstwo koncepcji liberalnej demokracji osadzonej w ramach wolnego rynku. A to powinno z kolei wygenerować swobodny rozwój i harmonię w stosunkach społeczno–politycznych i ostatecznie doprowadzić do zażegnania potencjalnych konfliktów. Jak jednak możemy dowieść na bazie analizy kilku kolejnych dekad ten wyidealizowany obraz przyszłości się nie zmaterializował.

Już wydarzenia na Bałkanach po rozpadzie dawnej Jugosławii dobitnie wykazały nieprawdziwość wspomnianej tezy. Różnorakie aspekty tego procesu pokazały z całą brutalnością oblicza współczesnej wojny i to bynajmniej nie w egzotycznym i odległym środowisku kulturowo–cywilizacyjnym, ale w „sercu” kontynentu europejskiego. Pojawiły się nowe pola konfliktów na wielu płaszczyznach politycznych i ekonomicznych oraz w oparciu o rywalizujące „wschodzące” mocarstwa na czele z Chinami, przy podtrzymywanej jeszcze nadal dominującej roli Stanów Zjednoczonych na świecie.

Nowe spojrzenie na rodzące się zarzewia potencjalnych konfliktów po rozpadzie układu dwubiegunowego pod koniec XX w., i to nie tylko z przyczyn politycznych i gospodarczych, ale szerzej w ujęciu cywilizacyjnym i kulturowym, przedstawił Samuel Huntington. Interpretując ewolucję polityki światowej po zakończeniu tzw. zimnej wojny określił on akademicki paradygmat, skupiający jak w soczewce globalne zagrożenia i linie konfliktów. Owe tytułowe i niezwykle nośne zderzenie cywilizacji w kontekście kulturowym i religijnym zapowiada, zdaniem wspomnianego autora, pasmo zmian i trudnych do uniknięcia sporów. Realność dającą się opisać jako zbiór licznych centrów i peryferii (z zachwianymi różnymi punktami podparcia tego układu) doprowadzi, według Huntingtona, do długotrwałych i trudnych do uniknięcia konfliktów, wbrew idei budowania stabilnego nowego ładu w ujęciu światowym.

W kontekście globalnych przemian niezmiennie aktualne pozostaje pytanie o bezpieczeństwo Polski. Po wstąpieniu do Sojuszu Północnoatlantyckiego w 1999 r. pozyskaliśmy wiarygodne gwarancje i realne wsparcie innych sygnatariuszy paktu, uwypuklone i zapisane w jego piątym punkcie. Duże znaczenie ma obecność wojsk amerykańskich na terenie państw tzw. „wschodniej flanki” NATO, zwłaszcza po 2014 r. Polska armia przechodzi ponadto intensywną modernizację, a proces jej dozbrajania postępuje. Ćwiczenia sojusznicze mające miejsce na terenie naszego państwa potwierdzają stałą gotowość sił NATO do współdziałania w ramach sojuszu. Kierunek ten stał się jeszcze bardziej uwidoczniony po 24 lutego 2022 r., czyli rozpoczęciu inwazji rosyjskiej na terenie sąsiedniej Ukrainy.

Jednocześnie w przestrzeni medialnej stale obecny jest pomysł oparcia bezpieczeństwa państw członkowskich UE na własnych, europejskich siłach zbrojnych. W 2004 r. po debacie ministrów obrony państw członkowskich przyjęto wariant utworzenia Europejskiej Siły Szybkiego Reagowania w formule międzynarodowych „Grup bojowych” (dysponujących siłą do 60 tys. żołnierzy), jednak trudności z jego finansowaniem wstrzymały i znacząco ograniczyły rozmach pierwotnych zamierzeń. Współcześnie UE i NATO współpracują, rzecz jasna, w zakresie rozmaitych przedsięwzięć i misji oraz szkoleń (miedzy innymi dla żołnierzy ukraińskich), lecz zarazem niezmiennie aktualne pozostaje pytanie: czy Stany Zjednoczone powinny zachować dominującą rolę w kwestii zapewnienia Europie bezpieczeństwa, czy też należy doprowadzić do zmarginalizowania wpływu USA na owe kwestie poprzez wdrożenie ambitnego, europejskiego planu utworzenia własnych sił wojskowych i to już w 2025 r.?

Projekt zainicjowany w październiku br., pod nazwą „Kompas strategiczny” przez przedstawicieli Paryża i Rzymu oczekuje na przychylną akceptację Berlina. Wspomniany zakłada utworzenie formacji – konglomeratu rożnych wojsk państw członkowskich UE, którzy mogą podejmować zdecydowane działania militarne i to bez wsparcia oraz formalnej zależności od Stanów Zjednoczonych. Ta kolizyjna polityka nastawiona na faktyczną rywalizację UE z NATO nie wróży bynajmniej niczego dobrego dla stanu bezpieczeństwa Europy, jak i konkretnych państw członkowskich Unii.

Tymczasem kolejne wybuchające w ostatnich miesiącach pola konfliktów i rosnącej na świecie destabilizacji, już nie tylko na Ukrainie, ale także w strefie Gazy, wskazują na potrzebę podejmowania konkretnych i przemyślanych działań, zmierzających do stałego wzmacniania polskiego potencjału obronnego i zarazem odstraszania potencjalnych agresorów, w tym szczególnie Federacji Rosyjskiej. We wspomniany dyskurs mający określić wizję sił zbrojnych RP i realną jakość polskiego potencjału obronnego, zaczęli wpisywać się branżowi analitycy i eksperci (co wnosi pozytywny i twórczy ferment w ramach podjętej debaty), ale także czołowi dowódcy Wojska Polskiego (obecni, jak i ci będący już w stanie spoczynku). W debatę zaangażowali się także politycy reprezentujący odmienne nurty ideowe, co przybrało na sile podczas kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu (jesienią 2023 r.).

Niestosowne rozpolitykowanie, szczególnie w kontekście bezpieczeństwa państwa, z pewnością nie sprzyja dobru wspólnemu. Kwestia wydatków zbrojeniowych stała się elementem politycznej gry, a radosne i często infantylne podejście niektórych polityków – ufundowane na błędnie zarysowanej tezie o niepodważalnych gwarancjach sojuszniczych – przypomina sytuację z drugiej połowy lat trzydziestych XX w. Zaangażowanie grup nacisku politycznego oraz części kadry dowódczej Wojska Polskiego, także nie wskazuje na stabilizację procesu bezpieczeństwa narodowego.

Musimy zdać sobie sprawę, iż żadne gwarancje czy sojusze, nawet jeśli są sprawdzone i wiarygodne, nie mają formuły wiecznej i ostatecznej. Pojęcia „na pewno” lub „nigdy” w polityce i historii po prostu nie występują. Zmiany mogą dokonać się szybko bez względu na nasze założenia i rachuby. W skrajnym, teoretycznym przypadku, który trzeba jednak brać pod rozwagę, mogą one przybrać formę rozpadu zdawałoby się trwałego Sojuszu Północnoatlantyckiego i przekierowania głównych sił amerykańskich z Europy na obszar Pacyfiku. W takiej rzeczywistości będziemy skazani, przynajmniej przejściowo, na własny potencjał obronny. Dlatego należy wystosować apel do przedstawicieli wszystkich sił politycznych w Polsce o szczególne i rozważne podejście do kwestii bezpieczeństwa narodowego. Tylko odpowiednio reformowana i wzmacniana armia jest gwarantem stabilnego trwania państwa i interesów jego obywateli.

Zdjęcie autora: Waldemar POTKAŃSKI

Waldemar POTKAŃSKI

Historyk zajmujący się problematyką narodową i niepodległościową, ruchem socjalistycznym na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX w. oraz tematyką z zakresu bezpieczeństwa wewnętrznego i narodowego.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się