Ukraińcy w wyborach w Polsce

Dlaczego Ukraińcy przegrali wybory w Polsce?

Ukraińcy z paszportami RP jeszcze nie zdają sobie sprawy, że Polska staje się krajem ich stałego zamieszkania. Natomiast politycy polscy nie zdają sobie sprawy, że Ukraińcy stają się ich stałymi wyborcami.

Ukraińcy w wyborach w Polsce

W ubiegłym roku polskie obywatelstwo przyznano 5207 obywatelom Ukrainy. To o tyle ważne, że zgodnie z polskim prawem wyłącznie polskie obywatelstwo daje obcokrajowcom prawo głosowania w polskich wyborach powszechnych. Nie daje tego prawa ani PESEL, ani karta Polaka, ani karta pobytu. Mając to na uwadze oraz wiedząc, że diaspora ukraińska jest jedną z największych w państwie polskim – zadajmy pytanie, dlaczego w minionych wyborach parlamentarnych żaden z czterech kandydujących w nich Ukraińców nie uzyskał mandatu posła albo senatora.

Spośród kandydujących do polskiego parlamentu czterech kandydatów pochodzenia ukraińskiego żaden nie uzyskał mandatu. Dlaczego tysiącom Ukraińców w Polsce nie zależy na posiadaniu swojej reprezentacji w Sejmie RP?

Pierwszym możliwym wyjaśnieniem mogłoby być to, że polskie partie polityczne niezbyt chętnie zapraszają ukraińskich kandydatów na swoje listy wyborcze. Dopiero niedawno, bo w roku 2019, po raz pierwszy w historii do Sejmu RP kandydowała Ukrainka. Była to Myrosława Keryk: historyczka, socjolożka, specjalistka w zakresie migracji Ukraińców do Polski, prezeska zarządu fundacji „Nasz Wybór”.

Myrosława Keryk mieszka w Polsce od 17 lat. W wypowiedziach podkreślała, że w kraju są setki tysięcy Ukraińców z tzw. nowej diaspory. Oprócz nich Polskę zamieszkują również autochtoniczni Ukraińcy oraz tacy, którzy tu mieszkają i pracują, ale ze względu na swój nieuregulowany status nie mogą być usłyszani. Myrosława Keryk zamierzała stać się głosem wszystkich tych ludzi i zająć się ich pilnymi problemami na szczeblu parlamentarnym.

„Kiedy ogłosiłam, że kandyduję do polskiego parlamentu, to pod moim adresem w internecie wylała się fala hejtu. Anonimowi komentatorzy zaczęli pisać, że Polska jest dla Polaków i Ukrainka nie powinna ich reprezentować w Sejmie. Innymi słowy, uważają niepolskich obywateli Polski za ludzi gorszej kategorii. Ale są też takie przyjazne i zdecydowane komentarze od prawdziwych, a nie wirtualnych Polaków, które dodają mi odwagi i siły” – mówiła Myrosława Keryk w wywiadzie dla ukraińskiej redakcji Radio Swoboda. Niestety, kandydatka nie uzyskała mandatu w 2019 r.

Kto nie uzyskał mandatu w 2023 roku?

Pomimo wiodącego w tegorocznej kampanii tematu migracji i obecności tysięcy Ukraińców w Polsce niewielu było na listach wyborczych kandydatów pochodzenia migracyjnego. Pisząc o tym na łamach portalu Nasz Wybir, Ołena Babakowa – ekspertka ds. ukraińskich i dziennikarka – wymieniła kandydatów wywodzących się z ukraińskiej mniejszości narodowej: Natalię Sycz i Zbigniewa Homzę, którzy kandydowali na Mazurach (w rejonie licznej obecności autochtonicznej ludności ukraińskiej w Polsce); kandydata łemkowskiego pochodzenia Bohdana Gocza (woj. podkarpackie) oraz kandydującego z list w Warszawie Andrzeja Szeptyckiego – politologa i znawcę polityki ukraińskiej, potomka znanej galicyjskiej rodziny, przyjaciela społeczności ukraińskiej w Polsce.

„Jednak na żadnej liście nie znajdziemy ukraińskich migrantów – największej grupy nowych obywateli Polski. Odnosi się wrażenie, że polska klasa polityczna postrzega Ukraińców wyłącznie jako gości, których nie zaprasza się do stołu, aby razem podejmować decyzje dotyczące wspólnej przyszłości kraju” – pisała Ołena Babakowa.

Trudno znaleźć więcej informacji o wyżej wymienionych kandydatach, w zasadzie nie udzielają się w mediach, zarówno polskich, jak i ukraińskich. W internecie też niewiele o sobie podają. Kandydująca w minionych wyborach na posła z okręgu nr 34 w Elblągu Natalia Aleksandra Sycz jest przedsiębiorcą, mieszka w Górowie Iławeckim (woj. warmińsko-mazurskie). Lekarz Zbigniew Mirosław Homza zamieszkuje w Kętrzynie (woj. warmińsko-mazurskie), ale dał się już poznać jako radny powiatu kętrzyńskiego. Natomiast kandydujący z Podkarpacia Bohdan Marek Gocz jest działaczem w obszarze kultury, związanym z Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej (woj. podkarpackie).

Najbardziej znany w mediach jest kandydujący w Warszawie dr hab. Andrzej Szeptycki – politolog i wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, ekspert Instytutu Strategie 2050. Wykładał m.in. we Francji, na Ukrainie i w Chinach. Obecnie kierownik projektu badawczego „Wojny Rosji. Przyczyny, uwarunkowania, przebieg i następstwa działań wojennych Federacji Rosyjskiej w okresie pozimnowojennym”, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki. Jego nazwisko też jest bardzo rozpoznawalne, zwłaszcza dla wyborcy ukraińskiego. Jednak Andrzej Szeptycki również nie dostał się do polskiego parlamentu.

Ukraińcy w Kanadzie nigdy nie byli obojętni

Drugim możliwym wyjaśnieniem przyczyn nieobecności posłów ukraińskich w polskim sejmie w 2023 roku jest to, że ukraińskiej diasporze zabrakło aktywności wyborczej. Nie jest to typowe dla tej grupy narodowościowej, ponieważ zupełnie inaczej wygląda zaangażowanie Ukraińców mieszkających w Kanadzie.

Mieszkająca w Kanadzie diaspora ukraińska od blisko 100 lat angażuje się w sprawy zamieszkiwanego przez nią kraju. W ciągu 40 pierwszych lat obecności emigrantów z Ukrainy w Kanadzie udało się im wybrać 12 posłów do legislatur prowincjonalnych i do parlamentu dominium kanadyjskiego. Niektórzy z tych posłów byli wybierani kilkakrotnie – z okręgów wyborczych, w których ukraińscy osadnicy żyją w zwartej społeczności lub stanowią większość.

Pierwszym w historii ukraińskim posłem w Kanadzie był przedsiębiorca Andrij Szandro, wybrany w 1913 r. do Zgromadzenia Ustawodawczego Alberty z okręgu Whitford. Właśnie Alberta, Manitoba, Saskatchewan – to są prowincje o największej populacji ukraińskiej, gdzie wybierano najwięcej ukraińskich posłów.

„Spośród 56 różnych narodowości mieszkających w Kanadzie Ukraińcy są trzecią co do wielkości (po anglo- i francuskojęzycznej) diasporą. Niemożliwe jest podanie dokładnej liczby, ale szacujemy, że jest nas około 350 000. Moglibyśmy wybrać co najmniej dwa razy więcej ukraińskich przedstawicieli do legislatur w trzech kanadyjskich prowincjach, gdyby wszyscy Ukraińcy byli świadomi i zjednoczeni. Ale nie narzekajmy! Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że do Kanady przybywali biedni i w większości niepiśmienni emigranci, którzy musieli spędzić pierwsze dwie dekady na rozglądaniu się, ustatkowaniu, przystosowywaniu się do nowych okoliczności, utrzymywaniu siebie i swoich rodzin oraz odnalezieniu siebie na szerokich stepach wśród obcych – to i to, co do tej pory osiągnięto w Kanadzie, zasługuje na uznanie” – pisał na łamach jednej z lwowskich gazet Mychajło Kumka w 1934 r.

Ukraińską emigrację do Kanady stanowili przede wszystkim rolnicy, dlatego początkowo koncentrowali się w odrębnych osadach w prowincjach preriowych: Alberta, Saskatchewan i Manitoba. Przywiązywali również dużą wagę do osiedlania się w pobliżu rodziny, ludzi z pobliskich wiosek lub innych grup podobnych kulturowo, co sprzyjało rozwojowi osiedli blokowych.

Konsekwencje wyborów tych pierwszych osadników są widoczne do dziś. Według najnowszego kanadyjskiego spisu powszechnego z 2021 r. większość Kanadyjczyków pochodzenia ukraińskiego mieszka w tych samych prowincjach: Saskatchewan – 12,2 proc., Manitoba – 12,3 proc. oraz Alberta – 8,1 proc. Całkowita populacja Kanadyjczyków pochodzenia ukraińskiego w 2021 r. wynosiła 1 258 635 osób.

Nie ma nic bardziej trwalszego niż to, co tymczasowe

Emigracja do Kanady była wówczas i do pewnego stopnia nadal jest biletem w jedną stronę. Ci, którzy odważyli się na ten krok, sprzedawali swój majątek i często nigdy nie wracali. Czynnik psychologiczny związany z pobytem tak daleko od domu – i to na zawsze – sprawiał, że ze zdwojonym zapałem uczyli się trudnego niesłowiańskiego języka, zdobywali wykształcenie, starali się o obywatelstwo i – głosowali na swoich kandydatów.

Zamiast tego bliskość granicy ukraińsko-polskiej stwarza mylne wrażenie, że i praca, i życie w Polsce są tylko tymczasowe. Podróż autobusem z Warszawy do Lwowa zajmuje dziewięć godzin. Samolotem (oczywiście – nie teraz) – 45 minut. To nie to samo co drogi lot przez ocean i pół Europy. Dom jest blisko, nie każdy czuje potrzebę, by aż tak się starać.

W internecie pojawiają się od czasu do czasu statystyki, ilu Ukraińców pracuje w Polsce na czarno. Nie wiadomo, ile jest w tym prawdy. Ale prawdą jest co innego – wielu z tych, którzy pracują nawet nie na czarno, ale z pozwoleniem na pracę, lekceważy sobie swój trudny emigrancki start. Nie dba o roczne rozliczenie PIT, a tego ważnego dokumentu (w tym za kilka poprzednich lat łącznie) zabraknie przy próbie wyrobienia karty pobytu. Nie dba o legalne wynajęcie pokoju czy mieszkania z oficjalną umową najmu. A bez niej nie będzie możliwe zameldowanie, niezbędne do dalszego zalegalizowania stałego pobytu w Polsce. Wydaje się, że to drobnostka, ale składa się potem na większy obraz.

Bliskość granicy i postrzeganie tymczasowości pracy w Polsce czy też tymczasowości w zasadzie wszystkiego zniechęcają do angażowania się w sprawy zamieszkiwanego kraju. Po co uczyć się języka, długo i za niemałe pieniądze nostryfikować dyplom, latami zbierać dokumenty lub nieustannie próbować rezerwować wizytę w Urzędzie ds. Cudzoziemców, skoro dom jest tak blisko? Ten obojętny emigrant, nawet jeśli otrzyma kiedyś obywatelstwo za 10 lub więcej lat, stanie się obojętnym wyborcą.

Ukraińcy z paszportami RP nie zdają sobie sprawy, że Polska staje się krajem ich stałego zamieszkania. Natomiast politycy polscy nie zdają sobie sprawy, że Ukraińcy stają się ich stałymi wyborcami. Wydaje się, że poglądy jednych i drugich są tymczasowe. Ale nie ma nic bardziej trwałego niż to, co tymczasowe. 

Wiktoria Hots

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się