Półtawska

Wanda Półtawska dokonała rewolucji w sferze seksualności w Kościele

Śmierć Wandy Półtawskiej symbolicznie domyka epokę, która trwała mimo odejścia Jana Pawła II. Choć żyje jeszcze wielu współpracowników Karola Wojtyły, to właśnie Wanda Półtawska uchodziła za jego najbliższą przyjaciółkę, a jednocześnie współtwórczynię nauczania o płciowości i seksualności człowieka, które znalazły swój wyraz w papieskim dziele „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.

Zwyczajowo moment śmierci stanowi zaproszenie do podsumowań, zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z odejściem postaci ważnych dla życia publicznego. Tak jest i tym razem, bo przecież Wandę Półtawską można spokojnie zaliczyć do najbardziej wpływowych Polek w historii świata. Wszak kościelne nauczanie w zakresie etyki seksualnej, w którego wypracowywanie była mocno zaangażowana, zdeterminowało życie milionów ludzi, na całym świecie. Paradoks polega jednak na tym, że Wanda Półtawska przeżyła swoją epokę, a tym samym już za życia, w ostatnich jego latach, mogła być świadkiem dekonstrukcji dziedzictwa i nauczania Jana Pawła II, które po części było także jej zasługą. W tym sensie historia, która tak mocno doświadczyła ją w młodości spędzonej w obozie koncentracyjnym, obeszła się z nią brutalnie także później.

Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę ze skali obśmiania i memizacji Jana Pawła II, ale po części  także stała się ofiarą tego procesu. Nienawiść, która wylewa się obecnie w wielu miejscach na wspomnienie papieża, ulała się także na Wandę Półtawską, czego najlepszym przykładem mogą być internetowe komentarze na wieść o jej śmierci. Brutalnym paradoksem jest fakt, że Wojtyła i Półtawska, bojownicy o godność człowieka, sami są z tej godności po śmierci odzierani. Błędem byłoby jednak potępianie wszystkich, nieraz bardzo krytycznych głosów. Warto zastanowić się, czy to przypadkiem nie my sami, a przynajmniej wierząca część z nas, ponosimy współodpowiedzialność za taki bieg wydarzeń. Pozwoliliśmy na to. „Więcej Papieża, młodzież wytrzyma”. 

Jan Paweł II, zanim stał się „żółtym”, bohaterem internetowych memów, został  skutecznie „skremówkowany” przez polski Kościół. Instytucję, która czasem nie miała odwagi zmierzyć się ze skandalami pedofilskimi, za co społeczny gniew spadł na pamięć o Karolu Wojtyle. Skoro bowiem przez tyle lat tak trudno było wyegzekwować odpowiedzialność od ludzi Kościoła, tym, co w jakimś sensie pozostało, była symboliczna, a zarazem bezradna, próba zrzucenia Jana Pawła II z pomnika. Pomnika, na który sami go wsadziliśmy. A wraz z nim jego bliskich. 

Piszę o tym dlatego, że podobny los, zachowując oczywiście proporcje, możemy zgotować pamięci o Wandzie Półtawskiej. Obawiam się, że w najbliższych dniach będziemy obserwować proces jej „kremówkowania”, który skończy się dokładnie tym samym, co w przypadku papieża, czego już doświadczamy. Karol Wojtyła, podobnie jak każdy inny człowiek, Wanda Półtawska nie była doskonała. Była człowiekiem z krwi i kości. Popełniała błędy, jak my wszyscy. Tyle, że z racji miejsca, w którym się znalazła, zarówno jej dobre rozeznania, jak i te wadliwe, miały o wiele bardziej poważne skutki.

Świętość to nie doskonałość. Historia Jana Pawła II dowodzi tego nader dobitnie, choć wielu wciąż chciało by widzieć w polskim papieżu niemal pół-Boga, niezłomnego i nieskazitelnego obrońcę wiary katolickiej. Nie zamierzam rozstrzygać kwestii świętości Półtawskiej, tym pewnie zajmą się inni. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że była osobą heroiczną, która wywarła niezwykle ważne i cenne piętno na Kościele Powszechnym. Wystarczy popatrzeć, jak kobiety były traktowane w Kościele jeszcze zaraz po II wojnie światowej. Albo spojrzeć, jak słabo rozumiano wówczas problem godności człowieka, w tym tego jeszcze nienarodzonego. Wojtyła wraz z Półtawską i innymi współpracownikami dokonali prawdziwej rewolucji. Choćby za to powinniśmy w Kościele być jej wdzięczni, i już to wystarczyłoby, by uznać ją za postać niezwykłą.

Nie oznacza to jednak wcale, aby do dziedzictwa jej życia i twórczości podchodzić w sposób bezkrytyczny i bezrefleksyjny. Przecież sama Półtawska podeszła krytycznie do rzeczywistości Kościoła, w którym się wychowała. Nawet więcej, krytyczna analiza jej działalności jest w jakimś sensie jedyną szansą na ocalenie tego, co najcenniejsze i ponadczasowe z tego, co po sobie pozostawiła. Nie będzie bowiem nadużyciem stwierdzenie, że część jej wypowiedzi czy zachowań co najmniej, budziła kontrowersje. Co więcej, są pewnie i takie elementy jej rozeznania w zakresie płciowości czy seksualności, prawdopodobnie przełomowe jak na lata powojenne, które w świetle nowej wiedzy o człowieku nie wytrzymują próby czasu. Trudno mi na przykład nie oprzeć się wrażeniu, że sama będąc bardzo wyemancypowaną kobietą, podtrzymywała dość tradycyjny model myślenia o kobiecości, który utrudnił Kościołowi adekwatną odpowiedź na proces emancypacji kobiet. Absurdem byłoby przypisanie jej w całości odpowiedzialności za to, że młodych kobiet nie ma obecnie w Kościele, ale pewnie Wanda Półtawska dołożyła do tego swoją cegiełkę.

Na tę krytyczną refleksję przyjdzie jeszcze czas. Jesteśmy to winni zarówno Janowi Pawłowi II, jak i Wandzie Półtawskiej. Także po to, by ponieść dalej pałeczkę w sztafecie pokoleń. Apeluję jednak, abyśmy tego procesu nie zabili na samym starcie poprzez uczynienie z Półtawskiej pół-Bogini, niezłomnej nad-kobiety. Wiem, o zmarłych tylko dobrze. Ale nie przesadźmy tylko, z troski o przyszłą pamięć o nich.

Marcin Kędzierski

Zdjęcie autora: Marcin KĘDZIERSKI

Marcin KĘDZIERSKI

Współzałożyciel i ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Doktor nauk ekonomicznych, adiunkt w Katedrze Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Członek Polskiej Sieci Ekonomii.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się