tradycja

Ta tradycja umrze bez duchowej treści

Kolejne generacje Polaków będą w coraz mniejszym stopniu zainteresowane tradycją odwiedzania grobów w dzień uroczystości Wszystkich Świętych.

Pierwszego listopada, jak co roku, Polacy tłumnie udadzą się na cmentarze, by zapalić znicze na grobach swoich bliskich. Niektórzy upamiętnią w ten sposób również postaci, z którymi nie łączą ich więzy krwi: bohaterów opowieści zasłyszanych w domach lub na lekcjach historii, społeczników zasłużonych dla lokalnej wspólnoty, osoby bliżej nieznane, których grobów nikt inny nie odwiedził, a którym tego dnia – jak wszystkim zmarłym – należy okazać pamięć.

Uroczystość Wszystkich Świętych wywodzi się z czasów starożytnych, gdy chrześcijaństwo dopiero się kształtowało. Wówczas w jednym, wybranym dniu roku, wspominano wszystkich chrześcijańskich męczenników. Zwyczaj wspominania zmarłych nie musi mieć, rzecz jasna, charakteru religijnego i w rozmaitych formach obecny jest szerzej w świecie. Nie wszędzie kultywuje się go jednak tak powszechnie i z taką powagą jak w Polsce, co – mając na względzie jej dzieje – nie powinno zaskakiwać. Kto inny, jeśli nie Polacy, miałby tak silnie przywiązać się do tradycji wspominania zmarłych? Od momentu zniszczenia Rzeczpospolitej u schyłku XVIII w. aż po rok 1989 – z wyjątkiem krótkiego okresu lat 1918-1939 wolnej Polski nie było na mapie Europy.

Naszą kulturę i tożsamość przez ponad 200 lat kształtowały dłonie i umysły osób, które sprawie niepodległości podporządkowały swoje życie, zbyt często płacąc za to najwyższą cenę. Najzdolniejsi pośród tych, którzy Polską wypełniali treść swojej twórczości, zyskali miano wieszczów narodowych. Wśród dzieł, które wyszły spod ich piór, szczególne miejsce po dziś dzień zajmują Mickiewiczowskie „Dziady”, już tytułem nawiązując – nie inaczej – do zwyczaju kultywowania pamięci o zmarłych. Motyw śmierci pojawia się również w pierwszej strofie „Mazurka Dąbrowskiego”. Z uwagi na charakter polskich dziejów tysiącletnia tradycja chrześcijańska sprzęgła się z rodzimą kulturą i tożsamością do tego stopnia, że katolicyzm stał się dla lwiej części społeczeństwa integralnym elementem polskości, a w niektórych momentach historii nawet jej synonimem. Potrzebę upamiętniania zmarłych i troskę o ich los po śmierci mamy zapisaną w DNA.

Jednak kolejne generacje przychodzą i odchodzą, kultura i tradycja ulegają przeobrażeniom, katolicyzm nie jest już nad Wisłą tak powszechny, a mimo to, niezmiennie rok za rokiem pierwszego listopada tłumy gromadzą się na cmentarzach. Czy świadczy to o sile tradycji? Z pewnością. Czy ma wymiar pozytywny? Bez wątpienia. Czy oznacza to, że o polskim podejściu do obchodów uroczystości Wszystkich Świętych należy mówić w samych superlatywach, a obecny stan rzeczy przetrwa kolejne dwa pokolenia? Niekoniecznie.

Tradycja odwiedzania przez Polaków grobów swoich bliskich dnia 1 listopada jest stosunkowo krótka. Narodziła się w czasach PRL-u, kiedy chrześcijańską uroczystość Wszystkich Świętych, przypadającą na 1 listopada, reżim komunistyczny postanowił zastąpić zlaicyzowanym Świętem Zmarłych. Dla katolików od X wieku to nie 1, lecz 2 listopada był dniem przeznaczonym na modlitwę za wszystkich zmarłych wiernych (Dzień Zaduszny). Do Polski tradycja w tej formie dotarła w wieku XII za sprawą cystersów i rozpowszechniła się dwa stulecia później. Jej geneza jest jednak starsza, przedchrześcijańska i ma swe źródło w obrzędowości Słowian.

Przez wieki to Zaduszki były tym momentem w roku, kiedy Polacy wspólnie wspominali wszystkich zmarłych, dając temu wyraz za sprawą rozmaitych obrzędów i ludowych obyczajów. Tłumne gromadzenie się na cmentarzach w uroczystość Wszystkich Świętych stało się popularne dopiero wówczas, gdy władze komunistyczne celowo nie ustanowiły dnia 2 listopada wolnym od pracy, chcąc zmusić społeczeństwo do odwiedzania grobów bliskich dzień wcześniej, a tym samym zatrzeć różnicę między wspominaniem katolickich świętych, a kultywowaniem pamięci o wszystkich zmarłych bez kontekstu religijnego. Owa taktyka nie spowodowała, że święto straciło swój religijny charakter, ale do dziś – nawet dla licznej części polskich katolików – Wszystkich Świętych i Święto Zmarłych są synonimami tej samej uroczystości. Kilka dekad praktyki wystarczyło więc, by licząca setki lat tradycja nie tylko zyskała nową formę, ale do pewnego stopnia zmieniła również swoją treść.

Niesłabnąca popularność obchodów uroczystości Wszystkich Świętych wynika z faktu, że niezależnie od tego, czy owa tradycja jest wzbogacona kontekstem religijnym, czy też nie, jej zasadnicza zawartość pozostała niezmienna i wciąż odpowiada kulturowej potrzebie Polaków, by zachować pamięć o zmarłych. W warunkach idealnych sytuacja przedstawia się więc następująco: mimo, że uroczystość Wszystkich Świętych stopniowo traci swój wymiar religijny, a zmiany tej prawdopodobnie nie da się odwrócić, wciąż jest to tradycja nasycona treścią – skłaniająca do refleksji i kultywowania pamięci o przeszłości, integrująca społeczeństwo wokół wartości uznanych za ważne dla wspólnoty, wzmacniająca tym samym polską tożsamość. Jak jednak ów model idealny wypada w konfrontacji z rzeczywistością?

Bez wątpienia wszystkie pozytywne funkcje tradycji wspominania zmarłych dnia 1 listopada wciąż znajdują zastosowanie wśród pewnej części społeczeństwa. Mimo to, sposób, w jaki owa tradycja jest kultywowana przez pozostałą część Polaków, stanowi w mojej ocenie preludium do jej zaniknięcia w perspektywie kilku pokoleń.

Sądzę, że z uwagi na charakter i tempo zmian postępujących w strukturze cywilizacji Zachodu, kolejne generacje Polaków będą w coraz mniejszym stopniu zainteresowane tradycją odwiedzania grobów w dzień uroczystości Wszystkich Świętych. Przyczyn tego stanu rzeczy należy szukać nie w rzekomej niemożności pogodzenia nowoczesności z wartościami tradycyjnymi, ale przede wszystkim w braku zrozumienia między starszymi a młodszymi pokoleniami Polaków i systematycznie powiększającej się przepaści między tymi grupami.

Dla starszych – przywiązanych do siły i znaczenia autorytetu – w dzień uroczystości Wszystkich Świętych należy odwiedzić groby swych bliskich, gdyż tak przykazali rodzice, dziadkowie, a wcześniej pradziadkowie. Ponieważ współcześni „starzy” wychowali się jeszcze w epoce PRL-u, kiedy wszelka aktywność związana z Kościołem katolickim była przejawem oporu wobec władzy oraz często jedyną szansą na zachowanie polskiej tożsamości, mają prawo sądzić, że już samo ograniczenie się do formy – wizyta na cmentarzu, zapalenia znicza i zamanifestowanie przywiązania do tradycji – stanowi realną wartość; nawet wówczas, jeśli pod jesiennym płaszczem formy kryje się znikoma treść i refleksja.

Dla młodych wychowanych w wolnej Polsce oraz erze bezprecedensowego dostępu do informacji i technologii, których rodzice posłali do szkół, przykazując uczyć się pilnie, by nie podzielili losu ojców i dziadków często niemających tej możliwości, sama forma celebracji – pozbawiona odpowiedniej treści – nie jest wystarczająca. Młodym dorastającym i kształcącym się w nowej rzeczywistości, należy uzasadnić sens określonych działań, najlepiej powołując się na stosowne źródła i stosując choćby względnie obiektywne argumenty. Sam autorytet już nie wystarczy. Co zatem w sytuacji, kiedy dobrej odpowiedzi brakuje? Kiedy „starzy” nie potrafią uzasadnić „młodym” sensu własnych działań, które powielają od lat? Co w sytuacji, gdy młodzi obserwują na cmentarzach uroczystość sprowadzaną przez wielu do formy? Gdy zamiast zadumy i refleksji serwuje się im rodzinne spotkanie towarzyskie nad grobem dziadka, którego nigdy nie poznali; gdy rozmawia się wówczas nie o jego życiu, ale o remontach, zakupach i polityce; kiedy zamiast okazać szacunek zmarłemu zapalając symboliczną świeczkę, organizuje się konkurs na największą ilość zniczy?

Jeśli samo stawienie się na cmentarzu i przysłowiowe „odbębnienie” rytuału – bo tak każe tradycja – ma stanowić wartość dodaną i świadczyć o sile starodawnych obyczajów w polskim społeczeństwie, z biegiem lat cmentarze opustoszeją. Okolice 1 listopada wciąż będą okresem kojarzonym ze zmarłymi, jednak samo święto, o ile w ogóle przetrwa, zmieni się nie do poznania. Tradycja wyzuta z treści, ograniczająca się głównie do formy, nie zniesie próby czasu. Wystarczy, że w jej miejsce pojawi się inny, konkurencyjny zwyczaj – o formie ciekawszej, bardziej przystępnej i atrakcyjnej.

Współcześnie wciąż dla wielu Polaków uroczystość Wszystkich Świętych to więcej niż tylko bezrefleksyjne święto formy. Zjawisko zwane „grobingiem” (postrzeganie uroczystości Wszystkich Świętych jako szansy na zaprezentowanie się w modnym stroju), niestosowne dyskusje nad mogiłami czy rozstawianie kramów z watą cukrową, oscypkami i zabawkami dla dzieci w bezpośrednim sąsiedztwie cmentarza, nie są nowością. Zmieniły się jednak realia zewnętrzne w jakich funkcjonuje Polska oraz charakter i potrzeby kolejnych, młodych generacji.

Nie od dziś część Polaków – przekonana o potrzebie kultywowania tradycji – zabiera dzieci na cmentarze 1 listopada nie po to, by skłonić je do refleksji nad przeszłością i przyszłością oraz wspomnieć zmarłych przodków, ale z poczucia obowiązku wobec formy – chęci odprawienia rytuału. Bezrefleksyjne tkwienie nad grobem, a przy tym niczym nieuzasadniona presja obecności na cmentarzu (choć przez resztę roku można nie pojawiać się tam wcale) oraz udział w swoistym pokazie mody i wyimaginowanym konkursie na najpiękniej przystrojony grób, to wszystko co w pakiecie z „tradycją Wszystkich Świętych” otrzymuje część młodszej generacji.

Jak dotąd siła kulturowego oddziaływania uroczystości Wszystkich Świętych była i jest wystarczająca, by niezależnie od nasycenia treścią, przekonać kolejne pokolenia do odwiedzania cmentarzy 1 listopada.  Czy będzie tak samo, gdy dzisiejsi młodzi – pod pewnymi względami jednakowi, a przy tym diametralnie inni niż ich rodzice w podobnym wieku – sami staną przed wyborem: pójść z dzieckiem na cmentarz, czy odpuścić? Skorzystać z chwili wytchnienia, tak wszystkim potrzebnego dnia wolnego, czy zamiast tego wziąć udział w celebracji rytuału, którego sensu de facto nie rozumieją? Z biegiem lat i wymianą pokoleń presja społeczna będzie słabnąć, podobnie jak siła oddziaływania tradycji, a wówczas stopnieje także liczba osób odwiedzających cmentarze 1 listopada.

Jeśli tradycja wspominania zmarłych w dniu uroczystości Wszystkich Świętych ma przetrwać, musi w sposób pozytywny oddziaływać na polskie społeczeństwo. Nie uczyni tego, jeśli rodzice i dziadkowie ograniczą ją w oczach młodych wyłącznie do formy. Bez duchowego zaangażowania – niekoniecznie religijnego – wartość owej tradycji będzie znikoma, a wówczas sam sens jej podtrzymywania stanie się wątpliwy.

Patryk Palka

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się