śniadania na mieście

Śniadania na mieście – co nam mówi o Polakach ten nowy trend

Po biznesowych kolacjach i lunchach w bistro obok biura przyszedł czas na śniadania.

Zestaw typu kawa plus kanapka jest dostępny w prawie każdej kawiarni, na wielu stacjach benzynowych, a nawet w kioskach. Polacy coraz częściej stołują się poza domem, i to nie tylko w porze obiadu czy kolacji. W dużych miastach widok ludzi idących rano ulicą czy siedzących w komunikacji miejskiej z kupionym w Żabce jogurtem lub zapakowaną w kolorowy papier kanapką jest na porządku dziennym. Czyżby kapitalistyczny styl życia, z wiecznym brakiem czasu, wypychał nas z domu jeszcze przed śniadaniem? A może to kwestia wygody?

Śniadania w domu i na mieście

Badanie przeprowadzone przez SW Research na zlecenie spółki Circle K w listopadzie 2023 wykazuje, że 70 proc. Polaków decyduje się na jedzenie poza domem, a co czwarty przeznacza na to do 20 zł dziennie. Nieco mniej niż połowa (46 proc.) wybiera zestaw złożony z jedzenia i napoju – a więc oferty kawa plus kanapka czy McDonaldsowe 2forU trzymają się mocno.

Widać, że trendy te zmieniły się na przestrzeni ostatnich kilku lat. W sondażu BCMM z września 2017 r. jadło poza domem co najmniej kilka razy w miesiącu 59 proc. Polaków. W znacznej większości były to kolacje, późne obiady i lunche, ale 16 proc. respondentów zadeklarowało, że co najmniej kilka razy w tygodniu je na mieście również śniadania.

W naszej kulturze wspólne spożywanie posiłków jest ważnym rytuałem. Rozbiegani domownicy parę razy w ciągu dnia spotykają się przy stole, często uprzednio przygotowując jedzenie razem, a obecnych w domu gości czy sąsiadów, którzy przelotem wpadli na kawę nierzadko zaprasza się, żeby zostali również na posiłek. Ten idylliczny, panotadeuszowski obraz współcześnie burzy jednak rzeczywistość czterdziestogodzinnego tygodnia pracy. Do czasu pandemii w moim domu rodzinnym wspólne obiady jadło się tylko w weekendy. Dopiero covid, przymuszając pracujących na pełen etat rodziców oraz uczęszczające do szkoły i na studia dzieci do zebrania się w jednym miejscu, sprawił, że zaczęliśmy zasiadać do stołu razem również od poniedziałku do piątku.

Mimo to widać, że pandemia nie powstrzymała trendu jedzenia na mieście i wypuszczeni z domów wróciliśmy do knajp. Czy to z wygody, czy pokolenie Z po prostu nie potrafi gotować? A może poczuliśmy powiew Zachodu i ostatnie kilkanaście lat rosnącego dobrobytu spowodowało, że lżejszą ręką rozstajemy się z pieniędzmi za posiłek, który moglibyśmy przyrządzić sami ze składników kupionych w supermarkecie?

Restauracje po inflacji

W badaniu z 2023 r. pojawia się wątek ograniczania wydatków na jedzenie na mieście, poruszany już co najmniej od czasów pandemii i następującym po niej skoku inflacji. Według SW Research, 31 proc. Polaków zmniejszyło swój budżet na jedzenie poza domem, a raport Rynku Gastronomicznego donosi wręcz, że niemal połowy z nas nie stać już na odwiedzanie restauracji. Z pewnością są to echa inflacji, która swój szczyt miała latem 2022 r.. BIG InfoMonitor donosi, że między marcem 2022 a marcem 2023 żywność zdrożała o prawie 25 proc.

Branża gastronomiczna ma więc powody do obaw, ale według mnie – skoro nawet pandemia nie odwróciła trendu wychodzenia Polaków z domu na posiłek – ta chwilowa czkawka nie zatrzyma stopniowego napływu klientów do restauracji. Warto jest jednak obserwować zmiany w gustach i przyzwyczajeniach, jakie zachodzą w Polakach wychodzących na miasto do knajp, kawiarni i food courtów.

Ostatnimi czasy coraz ważniejszym tematem – również w kontekście jedzenia – staje się troska o środowisko, a dania wegetariańskie i wegańskie święcą triumfy. Według raportu „Polska na talerzu 2023” zrealizowanego przez Kantar na zlecenie firmy MAKRO popularność kuchni wegetariańskiej wzrosła od 11 do 27 proc. pomiędzy 2022 a 2023 rokiem. Restauratorzy przystosowują się do tego trendu bardzo dobrze – obecnie trudno jest znaleźć lokal, który nie oferowałby jakiejkolwiek alternatywy dla dań mięsnych, a o napój roślinny zamiast mleka krowiego do kawy można poprosić w niemal każdej kawiarni. Te zjawiska widać najlepiej w dużych miastach, gdzie wegetariańskie i wegańskie restauracje, bistra, a nawet bary mleczne wyrastają jak grzyby po deszczu. Pojawia się również coraz więcej alternatyw dla napojów wyskokowych; piwa 0 procent i drinki virgin zyskują na popularności już od paru lat, ale ostatnio niektóre restauracje wprowadzają również wino bezalkoholowe – swoją drogą całkiem niezłe. Kolacja na mieście już niekoniecznie musi się więc wiązać z piciem alkoholu, nieudolnym wykręcaniem się od picia alkoholu, lub delektowaniem się jedyną niewyskokową pozycją w karcie w postaci soku pomarańczowego. 

Zmienia się świat, zmieniają się ludzkie zwyczaje – nic dziwnego, że podąża za tym również rynek spożywczy i gastronomia. 

Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się