dziewczyna słoik

Słoik ma dwa domy, tylko jeden jest prawdziwy

Jeśli definicja „słoika” wskazuje na osobę, która na prowincji mieszka, a w wielkim mieście pomieszkuje, to swoją porcję rosołu i pikli przywozi z wizyt w domu. To z kolei rodzi już filozoficzne pytanie: czym jest dom, jeżeli nie miejscem, w którym się mieszka?

Gdzie dom twój, słoiku?

W serii plakatów Ryszarda Kai pt. „Polska” – kolekcji inspirowanej miastami, rzekami, dzielnicami i innymi ikonicznymi elementami rodzimego krajobrazu – hasło „Stolica” zilustrowane jest trzema słoikami. Słoik – za miejski.pl – to „osoba pochodząca z prowincji a mieszkająca w wielkim mieście, najczęściej Warszawie, przywożąca z wizyt w domu słoiki z jedzeniem. Najczęściej charakteryzują ją takie cechy, jak brak przywiązania do nowego miejsca zamieszkania oraz wiejskie maniery i sposób myślenia”. Interpunkcja poprawiona.

Odkąd przeprowadziłam się do Warszawy, kwestia bycia słoikiem stała się dla mnie trochę rozważaniem na temat własnej tożsamości. Bo jakie są właściwie kryteria diagnostyczne słoicyzmu? Intuicja podpowiada, że głównym powinno być stałe zamieszkiwanie poza metropolią, w której – czy to z powodu studiów, czy pracy, czy z jeszcze innych pobudek – spędza się jednak większość czasu. Definicja z Miejskiego jest jednak w tej sprawie dość niejasna. Mówi o osobie pochodzącej z prowincji, mieszkającejw wielkim mieście – to wydaje się wskazywać na jakąś permanentność, tę różnicę pomiędzy mieszkaniema „pomieszkiwaniem” czy „nocowaniem” w metropolii. Ale z kolei słoik swój asortyment rosołu i pikli przywozi z wizyt w domu. To z kolei rodzi już filozoficzne pytanie – czym jest dom, jeżeli nie miejscem, w którym się mieszka?

Gabrielle Aplin śpiewa, że „dom jest tam, gdzie zakorzenione jest twe serce; dokąd idziesz, gdy jesteś samotny; dokąd idziesz, by dać odpocząć swoim kościom; to nie tylko tam, gdzie skłaniasz swą głowę, nie tylko tam, gdzie kładziesz się do snu”. Jak wielkim musi więc być to wewnętrzne rozdarcie, kiedy człowiek żyje i mieszka nie tam, gdzie jest jego serce! Bo serce nie może być przecież w dwóch miejscach jednocześnie, prawda?

Cóż znaczy przywiązanie, Słoiku?

Według kryteriów z Miejskiego jednym z często występujących symptomów słoicyzmu jest brak przywiązania do nowego (miejskiego) miejsca zamieszkania. Słoiki więc wynajmują, a nie przeprowadzają się na stałe; żyją – no, na słoikach, zamiast gotować; połowę rzeczy mają tu, a połowę tam, w domu rodzinnym. No i jeszcze, że im słoma z butów wyłazi, ale to akurat we współczesnej rzeczywistości Warszawy nie jest bardzo zauważalne.

Kiedy wyprowadzałam się od rodziców, przeniosłam się do Warszawy z całym dobytkiem. Mój pokój w domu rodzinnym został zlikwidowany, a gdy przyjeżdżam w odwiedziny, śpię w gabinecie na rozkładanym fotelu. To czasami dziwne uczucie, nie mieć tu swoich rzeczy; nie wiedzieć, co ze sobą zrobić wieczorem, bo nie zapakowałam farb ani pędzli, a akurat naszła mnie ochota na malowanie. Pod tym względem dom jest więc tam, gdzie mam wszystko pod ręką – gdzie nie muszę myśleć, co się zmieści w walizce ani ile z piętnastu zaczętych książek mam wziąć, bo nigdy nie wiadomo, którą zachce mi się poczytać. Poza tym Warszawa nie jest tak do końca obcym miastem, do którego wyjechałam jedynie na studia. Połowa mojej rodziny stąd pochodzi. Jestem piątym pokoleniem mieszkającym na Woli, trzecim w tym konkretnym mieszkaniu. Z kasjerem z lokalnej Żabki znamy się po imieniu, a w kawiarni na przeciwko wiedzą, że zawsze do kawy proszę o szklankę wody. Mam swoje ulubione miejsce w autobusie. Czy to już przywiązanie? Kiedy jadę do rodziców na święta – to wracam do domu, czy właśnie z niego wyjeżdżam?

Ten dylemat prezentowałby się pewnie nieco inaczej, gdybym na me rodzime wiejskie przedmieście już nigdy nie zamierzała wrócić. Ale moje serce bije w rytm tętentu kół kolejki WKD, nic na to nie poradzę; nie zamierzam zostawać w mieście, przynajmniej nie permanentnie. Czy to będzie repatriacja? Powrót z obczyzny na stare śmieci? I czy stanę się wtedy eks-słoikiem, czy eks-Warszawianką?

W końcu – do jakiego stopnia mogę sama określić i nazwać swoją tożsamość, a do jakiego zależy ona od narzuconej przez społeczeństwo definicji? To już inny, o wiele bardziej grząski temat, w którym opowiedzenie się po jednej ze stron – jak prawie wszystko w tym społeczeństwie – nieodmiennie poskutkuje oskarżeniem o taką czy inną ideologię. Powiem więc tylko tyle: słoik słoikowi nierówny. Na szczęście na plakacie Ryszarda Kai każdy jest innej wielkości.

Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się