Edward Lucas o Ukrainie

Odwrócenie się USA od Ukrainy wywoła radość Chin

Pozostawianie Ukrainy samej sobie byłoby nie tylko posunięciem okrutnym, ale także autodestrukcyjnym. Wskazywałoby na brak spójności w decyzjach podejmowanych przez Amerykanów, zastraszyłoby sojuszników i ośmieliło wrogów. 

Nieważne, jakie korzyści można uzyskać bądź stracić w walce o wybór kolejnego przewodniczącego Izby Reprezentantów – zbledną one w obliczu szkód, jeżeli ucierpi na tym interes narodowy.

Chodzi tu konkretnie o Ukrainę. Po miesiącach zwalczania rosyjskiej agresji kraj ten świętował poważne zwycięstwo. Tak jest: poważne zwycięstwo. Media w swoich przekazach skupiły się na powolnym odbijaniu ziem. Jednak śmiałe ataki dronów prowadzone przez Ukraińców właśnie zmusiły rosyjską flotę do wyprowadzenia większości okrętów wojennych z bazy w Sewastopolu na Krymie. To tak, jakby amerykańska marynarka musiała opuścić San Diego.

To również triumf dla USA: to amerykańska broń, wywiad, szkolenia i technologia w rękach ukraińskich mężczyzn i kobiet w mundurach przyczyniły się do tego zwycięstwa. Ta sama kombinacja zaangażowania sojuszników i odwagi Ukraińców przyczyni się jeszcze do wielu zwycięstw – o ile Kongres utrzyma swoje tradycyjne podejście oparte na współpracy w odniesieniu do zagadnień bezpieczeństwa narodowego.

Nie czarujmy się. Pomimo że wojna obecnie toczy się w Ukrainie, w szerszej perspektywie chodzi tu o przyszłość USA oraz sojuszy, dzięki którym jest to najpotężniejszy kraj na świecie. W razie upadku Ukrainy nastąpią trzy rzeczy. 

Po pierwsze, Putin zatriumfuje i sprowadzi niewyobrażalne zniszczenia i niedolę na Ukraińców, których jedyną zbrodnią było dążenie do wolności uznawanej przez Amerykanów za oczywistą. 

Po drugie, odniesiemy największą klęskę w historii amerykańskiego przywództwa w Europie. USA nie będą już odgrywać głównej roli w zapewnieniu bezpieczeństwa drugiej światowej potęgi gospodarczej – Unii Europejskiej z populacją 450 mln i PKB rzędu 20 bilionów dolarów.

Po trzecie, ta epidemia rozniesie się w region Indo-Pacyfiku. Kraj, który nie potrafi utrzymać dostaw sprzętu i szkoleń dla Ukrainy, nie będzie ryzykować własnych sił w przypadku wojny w obronie Tajwanu, Korei Południowej lub Japonii. Konsekwencje będą druzgocące dla amerykańskiego przywództwa i potęgi bardziej niż atak na Pearl Harbor. A winowajcami nie będą tu admirał Isoroku Yamamoto i Sztab Generalny Cesarskiej Marynarki Japońskiej. Będą to Amerykanie. 

Wystarczy zrobić krok dalej od politycznego młynka w Waszyngtonie, a wyłaniający się szerszy obraz staje się wyraźny i alarmujący. USA mają bardzo mało czasu na zbudowanie sojuszu międzynarodowego, który mógłby skutecznie zahamować, rywalizować, a w razie konieczności skonfrontować się militarnie z Chinami. Stany Zjednoczone nie dokonają tego same. Potrzebują siły gospodarczej i zasięgu geograficznego sojuszników w regionie Indo-Pacyfiku i w Europie. 

Oczywiście, sojusznicy ci nie są doskonali: są skąpi, krnąbrni, chciwi, czasem nieprzyjemni. Sojusznicy zawsze mają jakieś braki (a także potrafią sami krytykować USA). Jednak sojusznicy z Europy udzielili kolosalnego wsparcia finansowego, zbrojnego i humanitarnego dla Ukrainy – wydając więcej niż USA. To kolejny fakt, na który warto zwrócić uwagę Amerykanów. Sojusz transatlantycki działa. 

Tym, co sprawia, że takie sojusze działają, jest wiarygodność Stanów Zjednoczonych jako kraju praktykującego dyplomację. Klauzula konstytucji USA stanowiąca o „pełnej wierze i uznaniu” gwarantuje, iż Stany Zjednoczone spłacą swoje zadłużenie finansowe, co nadaje im wiarygodność. Jednakże pełna wiara i uznanie dotyczą również sytuacji geopolitycznej. Jeżeli Amerykanie zawiodą jednego z sojuszników, wszystkie inne kraje to zauważą i podejmą stosowne działania. 

Tak więc pozostawianie Ukrainy samej sobie byłoby nie tylko posunięciem okrutnym, ale także autodestrukcyjnym. Wskazywałoby na brak spójności w decyzjach podejmowanych przez Amerykanów, zastraszyłoby sojuszników i ośmieliło wrogów. 

USA ma doświadczenie w dokonywaniu trudnych wyborów, jak ten pomiędzy skupieniem się na arenie atlantyckiej lub Pacyfiku podczas II wojny światowej. Okręty i myśliwce wysyłane do walki z Niemcami nie mogły być wykorzystane przeciwko Japończykom. 

Jednak teraz nie stoimy w obliczu takich dylematów. USA stać na pomoc dla Ukrainy. Nie mogą sobie pozwolić na odmowę takiej pomocy. Liczby wydają się ogromne – bezpośredni priorytet to przegłosowanie kolejnych 24 mld dolarów pomocy zbrojnej i innej. Jednak dla kraju o PKB wynoszącym 23 biliony dolarów łączna pomoc dla Ukrainy stanowi niecały jeden procent wydatków federalnych (i niecałe 0,3 proc. PKB).

Zwrot z tej inwestycji jest ogromny: Ukraina wykoleiła maszynę wojenną Kremla, wyrządziła katastrofalne szkody w rosyjskiej armii, upokorzyła jej marynarkę, a także wywołała poważny bunt. Za równoważność 5 proc. amerykańskiego budżetu wojskowego to całkiem niezły wynik. 

Wszelkie pozostałe wątpliwości najlepiej rozwiewa następujące pytanie. Czy Xi Jinpingowi podoba się, że to legislatorzy z USA podejmują decyzje? Opcja nr 1 to dalsza presja na najbliższego partnera Chin – Rosję – i tworzenie śmiertelnej spirali klęsk wojskowych oraz nacisków politycznych. Opcja nr 2 to skonfundowanie sojuszników i pogrążenie swojej reputacji, co otwiera Chinom drogę do ponownego narzucenia porządku światowego.

To proste. Powstrzymanie Chin wymaga pokonania Rosji. Kongresie, ruch należy do Ciebie. Świat patrzy. 

Zdjęcie autora: Edward Lucas, Alina Polyakova

Edward Lucas, Alina Polyakova

Były redaktor The Economist pracujący obecnie dla Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA), którego Prezesem jest Dr Alina Polyakova.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się