Zemsta PO – teraz, czy zemsta PiS – w przyszłości?
Koalicja Obywatelska wespół z Trzecią Drogą i Nową Lewicą posuwa się do nieuznawania instytucji stojących na straży prawa, stosuje terror prawny i ideologiczny. Marzy o wsadzeniu do więzień liderów PiS. Natomiast PiS obiecuje zemstę w przyszłości. Kto nie postradał zdrowego rozsądku, uważa, że taki stan politycznego zwarcia musi zostać przerwany.
Partiokracja
Pozwolę sobie zacząć od przypomnienia historii, która wracała na szpalty gazet i strony internetowe przez lata. Ileś lat temu ciężko zachorował pewien starszy pan. Chory znalazł się pod opieką specjalisty kardiologa, który uznał, że chorego należy poddać operacji, wprawdzie niosącej ryzyko śmierci, ale zdaniem specjalisty mniejsze, niż gdyby z operacji zrezygnować i zastosować leczenie inne. Operacji dokonał zespól pod kierownictwem specjalisty w czerwcu 2006 roku, operacja przebiegła zgodnie z prawami sztuki lekarskiej, ale pacjent zmarł kilkanaście dni później. Ani w kraju, ani w całej Europie nie było specjalisty lepszego od bohatera tej opowieści, kardiologa interwencyjnego. Nie było kogoś, kto potrafiłby lepiej ocenić sytuację albo lepiej przeprowadzić operację. Nie znaczy to, że inny specjalista nie mógłby być innego zdania i nie zastosować leczenia operacyjnego. W pewnych przypadkach za każdą decyzją kryje się ryzyko śmierci i ani podjęcie jednej decyzji, ani innej, nie stanowi błędu medycznego.
Rodzina zmarłego oskarżyła specjalistę, lekarzy jego zespołu oraz ordynatora kliniki o popełnienie błędu w diagnozie i zastosowanie niewłaściwego leczenia. Na podstawie opinii biegłych sprawa została umorzona w roku 2008. Rodzina odwołała się od wyroku, powołała eksperta prywatnego – kardiologa bodaj z Austrii – ten wydał opinię inną niż ta wcześniejsza, wydana na zlecenie prokuratury. Sprawa wróciła do sądu, przyszło kolejne umorzenie. Rodzina nie poddawała się, były kolejne procesy i umorzenia. Oskarżeni zostali ostatecznie uniewinnieni w roku … 2017. Przez wiele miesięcy w ciągu tych lat praca kliniki, w której pracował specjalista, była utrudniona, nie mówiąc o kłopotach specjalisty oraz jego szefa – ordynatora. Lekarze tracili czas na składanie wyjaśnień, śledczy utrudniali pracę oddziału, oskarżony specjalista oraz jego szef przeżywali koszmar. Zmarły nie ożył.
Bogu dzięki specjalista kardiochirurg to wszystko wytrzymał, w roku 2018 został wybrany przez Europejskie Stowarzyszenie Interwencji Sercowo-Naczyniowych – będące częścią Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, proszę mi wierzyć, ciała o autorytecie ogromnym – na Prezydenta tego Stowarzyszenia w kadencji 2020 – 2022. Ordynator złożył w 2017 wymówienie z pracy – nie wytrzymał nagonki na niego i lekarzy.
To było działanie na szkodę, paraliżowanie pracy tylko jednej kliniki, w tylko jednym szpitalu. Dziś mamy rok 2024 i mamy do czynienia z niszczeniem całego państwa, dokładniej powiedzieć, państwowości polskiej. Nie będę wchodzić w to, jakie państwo albo jakie państwa na tym zyskają, kto być może im służy, i chcę zachować nadzieję, że nasza państwowość się ostoi, a państwo pozostanie nieskolonizowane i suwerenne (na ile to tylko możliwe w czasach współczesnych), na ścieżce rozwoju gospodarczego.
Obecna władza była do niedawna – tak się sama słusznie nazywała – opozycją totalną. Potępiała wszystko, co czyniła władza wcześniejsza. Dziś jest władzą totalnej zemsty na władzy wcześniejszej, więcej, jest władzą totalnej negacji. Powołuje bezsensowne komisje sejmowe do rozszczepiania włosa na czworo, z czego żadnego pożytku państwo mieć nie będzie. Sprzeciwia się realizacji albo czasowo wstrzymuje realizację – by na nowo rozpatrzeć, co było już rozpatrzone – wszystkiego, co się podjął poprzedni rząd. Albo o czym myślały i do czego zmierzały rządy dużo wcześniejsze – mam na myśli np. podmiot typu CPK. Gorzej, obecna władza odmawia uznania istniejących instytucji, w tym sądów, łącznie z Sądem Najwyższym i Trybunałem Konstytucyjnym! (Przy okazji uzurpacji władzy wykonawczej wobec władzy sądowniczej przypomnę naszej elicie politycznej w dalszym ciągu tego artykułu, jak sobie z tym problemem poradziły Stany Zjednoczone Ameryki wroku 1803.) Jaką drogą państwo zmierzało do obecnego stanu chaosu prawnego i niepewności co do przyszłości gospodarczej?
Niepowstanie rządu PiS-PO po wyborach w roku 2005 nie wróżyło państwu dobrze. Po wyborach w roku 2007 kraj wkroczył w okres partiokracji. Polska została skazana na państwo partyjniackie, w którym priorytetem jest walka o dobro partii, nawet jeśli partii będącej akurat u władzy leży na sercu dobro państwa (to ostatnie słabiej było widoczne w okresie 2008 – 2015, nieporównanie mocniej w przypadku większości koalicjantów Zjednoczonej Prawicy). Pół biedy, gdy partia albo partie pozostające w opozycji godzą się tak hamować swoją walkę o przejęcie władzy, by nie szkodzić interesowi państwa. Opozycja totalna tego warunku nie spełniała, z czym się nota bene praktycznie nie kryła. A i niezależnie od tego państwo partyjniackie jest skazane na spowalnianie możliwego rozwoju przez konieczność dbania o interes partii władzy. Nawet jeśli nie zgadza się służyć interesom obcych państw.
Po roku 1989 mieliśmy w Polsce nomenklaturę stworzoną przez postkomunistów, agenturę oraz wybranych przedstawicieli PRL-owskiej opozycji demokratycznej. Środowisko PiS do tamtej nomenklatury nie należało. Środowisko PO należało albo do niej dołączyło, nie biło zatem w oczy zawłaszczanie przez nie państwa. Biło w oczy zawłaszczenie mediów publicznych oraz nieliczenie się większości sejmowej z ówczesną opozycją, ale nikomu nie przychodziło do głowy sprzeciwianie się temu stosując środki inne niż legalna walka parlamentarna.
Jak wspomniałem, PiS był w sytuacji „gorszej”, gdy doszedł do władzy w roku 2015. Niewykluczone, że partiokracja mu odpowiadała, ale trudno nie przyznać, że mając przeciw sobie opozycję totalną nie miał innego wyboru, niż zachowanie takiego systemu władzy. Przeto niejako musiał od 2016 roku stworzyć nomenklaturę związaną z tą partią. Obok dobrych, podejmował także decyzje gospodarcze, których uzasadnieniem był wyłącznie interes partyjny. Obsadzał stanowiska w państwowych podmiotach gospodarczych przez partyjnych nominatów, a zatem szkodził tym podmiotom. W działaniach rządów „ciepłej wody w kranie” oraz „dobrej zmiany” było niemało podobieństw (napisałem o tym nieco więcej w artykule pt. „Rozłam społeczny, co dalej. Po wyborach 15 października 2023”, „Gazeta Na Niedzielę” nr 4, 5 listopada 2023 [tu link]).
Do tego PiS działał w dramatycznie wrogim otoczeniu. Prawdę rzekłszy zdumiewa, jak wiele dobra przyniosła Zjednoczona Prawica narodowi mimo niektórych działań Sądu Najwyższego, Senatu, opozycji w Sejmie, wielu samorządów i urzędów. Nie mówiąc o bezprawnych działaniach oraz stałej obstrukcji ze strony Brukseli.
W ostatnim okresie rządów Zjednoczonej Prawicy nie było dnia, by wyborca nie słyszał w mediach publicznych ataków na KO i samego Donalda Tuska. Czas biegł tym mediom pod znakiem ciągłego wypominania urojonych i rzeczywistych błędów, potępiania działań poprzedniego rządu. W tym samym czasie Koalicja Obywatelska, Polska 2050, PSL, Nowa Lewica albo odsądzała PiS od czci i wiary albo wręcz organizowała seanse nienawiści skierowane przeciw PiS i osobiście Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tak wyglądała walka o władzę w roku 2023. Naród został podzielony na dwa wrogie sobie plemiona. Historia pokazuje, że partiokracja do właśnie takiego zwyrodnienia walki politycznej prowadzi. Dziś Koalicja Obywatelska wespół z Trzecią Drogą i Nową Lewicą posuwa się do nieuznawania instytucji stojących na straży prawa, stosuje terror prawny i ideologiczny. Marzy o wsadzeniu do więzień liderów PiS. Natomiast PiS obiecuje zemstę w przyszłości. Kto nie postradał zdrowego rozsądku, uważa, że taki stan politycznego zwarcia musi zostać przerwany.
Bunt tylnych rzędów
Mówiąc krótko, uformowany po roku 1989 ład polityczny się zużył. Partie polityczne, które stały od dawna albo dopiero co stanęły na straży tego ładu (nawet jeśli wbrew prawdzie twierdziły, że są znakiem nowego), powinny zniknąć. Liderzy tych partii, którzy lepiej lub gorzej odegrali swoje historyczne role, powinni przejść na polityczną emeryturę. Ich młodszy czy wręcz młody narybek może pozostać w świecie polityki, ale na nowych, pozapartyjnych zasadach, już nie jako członkowie partii, lecz nowo stworzonego ruchu odnowy państwa.
Obecny establishment partyjny, wszystkich partii obecnej władzy oraz władzy poprzedniej, ma w Sejmie reprezentację liczącą nie więcej niż 100 osób. Nie wierzę, że większości pozostałych posłów zależy tylko na ciepłych posadkach dla nich i ich rodzin, i względnym dostatku, jaki daje głosowanie zgodne z rozkazem szefów partyjnych. Wierzę, że dadzą się przekonać, iż mogą przystąpić do budowy nowego ładu politycznego. Że mogą stworzyć ponadpartyjny ruch odnowy państwa, sami, ale stanowiąc nową, mocną większość w Sejmie. Ci młodsi posłowie z tylnych rzędów mają znajomych, którzy pomogą im sformować rząd techniczny i stworzą zaplecze merytoryczne dla tego, po co mamy Sejm – dla działania prawodawczego. Nie mam nic przeciwko temu, żeby na czele takiego rządu stanął np. Mateusz Morawiecki albo ktoś inny z dawnej czy obecnej władzy, ale nie desygnowany przez którąś z partii, a przez ów ruch odnowy. A w dziedzinie prawa wystarczy na razie skończyć z jego gwałceniem, uznać m.in. Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie za prawowicie działającą, niezwykle ważną agendę państwa, i zmieniać jego skład, gdy wygaśnie kadencja tego czy innego jego członka.
Przed nami wybory do samorządów. To doskonała okazja, by wzmocnić ruch odnowy państwa. Stworzyć społeczne, niepartyjne komitety wyborcze i działać na rzecz głosowania na radnych z tych list.
Nie wiem, czy posłowie z tylnych rzędów są w stanie spełnić zadanie, jakie tu stawiam – przejęcia przez nich władzy nad państwem. Nie jest to zadanie proste. Ale wiem, że obowiązujący ład polityczny już na pewno się zużył. I stąd ta moja fantazja polityczna. By skupić się na budowie silnej Polski, bez pytania o zgodę Berlina czy Brukseli (to właściwie to samo), wzmacniając w ten sposób flankę wschodnią NATO i dając Polsce szansę na objęcie przywództwa w strefie Trójmorza.
Słowo o sprawie Marbury kontra Madison
Ta pasjonująca historia z lat 1801 – 1803 jako żywo przypomina konflikt z roku 2015 wokół naszego Trybunału Konstytucyjnego. Oto jej bardzo lapidarne streszczenie. Drugiego marca 1801 roku, na zaledwie dwa dni przed końcem swojego urzędowania i objęciem urzędu przez Thomasa Jeffersona, Prezydent John Adams (drugi prezydent USA, nastał po Jerzym Waszyngtonie i w roku 1800 przegrał walkę o fotel prezydencki z Jeffersonem) podpisał kilkadziesiąt nominacji sędziowskich, w tym na 23 sędziów pokoju w hrabstwie Waszyngton.
Warto tu dodać, że uzasadnieniem dla nowych nominacji sędziowskich była ustawa uchwalona przez Kongres, w którym większość jeszcze miała partia Adamsa, kilka dni wcześniej, 27 lutego 1801. Prezydent Adams chciał w ten sposób zapewnić swojej partii wpływy w przyszłych rządach. Trzeciego marca 1801, a więc dzień przed zmianą prezydentów, nominacje zatwierdził Senat. Sekretarz Stanu niezwłocznie nominacje opatrzył Wielką Pieczęcią Stanów Zjednoczonych i przygotował do wysyłki. Tu z kolei warto wspomnieć, iż Sekretarzem Stanu był wówczas John Marshall – był to jego przedostatni dzień na tym urzędzie, przy czym od 4 lutego Marshall pełnił już dzięki nominacji dokonanej przez Prezydenta Adamsa rolę Przewodniczącego Sądu Najwyższego USA. Przed pojawieniem się nowego Sekretarza Stanu – Jamesa Madisona – nie udało się wysłać 23 nominacji dla sędziów w hrabstwie Waszyngton. I Madison, w porozumieniu z Prezydentem Jeffersonem, nie wysłał wszystkich nominacji, które znalazł na swoim nowym biurku. Wysłał 6 nominacji sędziów federalistów (czyli członków partii Adamsa) i 6 republikanów (członków partii Jeffersona, których Adams był nominował), nie wysłał 11 pozostałych.
Jednym z tych, którzy nominacji nie otrzymali był William Marbury, który najpierw nastawał na Madisona, by ten mu akt nominacji przekazał, i następnie, wobec kolejnych odmów, sprawę skierował do Sądu Najwyższego. W roku 1803 wyrok z uzasadnieniem spisał w imieniu większości sędziów SN John Marshall. Sąd orzekł, że niedoręczenie Marbury’emu aktu nominacji było nielegalne. Orzekł również, iż w normalnych przypadkach sąd powinien wydać nakaz doręczenia tej nominacji. Ale w rozpatrywanym przypadku SN nie mógł wydać nakazu sądowego doręczenia nominacji, ponieważ powód (William Marbury) powołał się na ustawę sądowniczą z roku 1789, która zdaniem SN jest niekonstytucyjna we fragmencie dotyczącym wydawania takich nakazów. A zatem, uznał SN, ustawa z roku 1789 nie może być podstawą prawną dla wydania nakazu doręczenia nominacji panu Marbury’emu. Co więcej, Konstytucja nie daje podstawy prawnej dla wydania nakazu sądowego dotyczącego osoby mającej pełnić funkcję sędziego pokoju, a to sprawę zamyka – pan Marbury sędzią pokoju nie jest i nim nie zostanie.
Tym sposobem sędzia John Marshall – a wcześniejsza historia tego nie znała wbrew opinii ludzi wielu – dał sądom w roku 1803 nową władzę, mianowicie władzę orzekania o konstytucyjności albo nie aktów ustanowionych przez władzę ustawodawczą.
A dla nas płynie stąd lekcja taka. Dojrzali politycy i prawnicy, gdy tego wymaga dobro państwa oraz stabilność jego instytucji, potrafią sprawy zdawałoby się nierozwiązywalne zamknąć i przenieść ich faktyczne rozwiązanie w przyszłość, np. do kolejnych wyborów na dane stanowisko.
Prof. Jacek KORONACKI
Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych. Autor "Wszystko co Najważniejsze".