renesans ludowości film

Renesans ludowości. Polacy odkrywają na nowo swoje chłopskie korzenie

Premiera najnowszej ekranizacji „Chłopów” uwidoczniła tlące się w Polakach pragnienie poznania swoich wiejskich czy słowiańskich korzeni. Renesans ludowości stał się faktem.

„Wreszcie folklor bez przaśnego przekazu!”, „Dlaczego tyle trzeba było czekać, aby ktoś w końcu pokazał tą naszą spuściznę pięknie i artystycznie, a nie pachnąca kiełbasą i wódką?” – takie komentarze można przeczytać na YouTube pod utworem Tańczymy – Jesień promującym film Chłopi w reżyserii Doroty i Hugha Wellman. Produkcja, wykonana metodą animacji malarskiej, odbiła się szerokim echem nie tylko w kontekście polskiego kina, ale także zagranicznego, gdzie niektórzy typują „Chłopów” na polskiego kandydata do Oscara.

Każdy ze zwiastunów filmu, wzbogacanych dodatkowo przez artystów polskiej sceny folkowej, był wyświetlany przez kilkaset tysięcy użytkowników i komentowany przez setki w podobnym tonie. Sceny z chłopskiej epopei narodowej Reymonta, wzbogacane dodatkowo przez obrazy Chełmońskiego, Ruszczyckiego, czy Kowalskiego, czołowych malarzy nurtu Młodej Polski, wydają się budzić w niektórych uczucia głęboko schowanej słowiańszczyzny albo pogłębiać już wcześniej nabytą fascynacje wiejską ludowością.

Premiera Chłopów okazała się hitem także wśród młodzieży, szybko trafiając na popularne wśród tej grupy wiekowej platformy Tik Tok i Instagram. Wkrótce znalazły się tam posty użytkowniczek, które chwaliły się ludowymi strojami, w których zamierzały pójść na premierę, lub dzieliły się historiami swoich „przodkiń” – chłopek. Jest to o tyle fascynujące, że jeszcze parę lat wcześniej, Chłopi byli dla wielu licealistów i licealistek synonim „lektury-cegły”, długiej, trudnej książki, przez którą przebrniecie możliwe było tylko dzięki streszczeniom.

Warto więc zadać pytanie, skąd ta zaskakująca potrzeba słowiańskiej, bardziej pierwotnej ludowości? Czy w erze globalnej kultury i stale obecnych, zachodnich wzorców kulturowych, które poznajemy nie tylko przez kino, seriale i muzykę, ale także przez pryzmat nowszych mediów, znalazło się nagle miejsce na kolorowe suknie, i tradycyjne, ludowe pieśni?

Przy bliższym spojrzeniu okazuje się, że potrzeba powrotu do tożsamości narodowej, opartej na wierzeniach, tradycjach i estetyce Polski wiejskiej, nie raz mistycznej czy wręcz pogańskiej, jest obecna w naszej kulturze już od dłuższego czasu.

Renesans słowiańszczyzny po raz pierwszy rozbrzmiał w publicznej świadomości w sposób dość niechlubny i w swoim przekazie wręcz śmieszny. W 2015 Internet obiegły memy oraz żartobliwe dyskusje o książce Janusza Bieszka, który w pracy Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna nieudolnie, naginając prawdę historyczną lub też zwyczajnie tworząc swoje fakty, próbował przedstawić wizje tysiącletniego imperium Słowian. Autor snuł opowieści o królu Kraku, który z legendarnego władcy Krakowa stał się władcą gigantycznego mocarstwa. Miał rzekomo rządzić niemal połową Europy, a samo imperium Lechitów (wedle wizji autora) kilkukrotnie pokonało rzymskie cesarstwo.

Przez jakiś czas, idea słowiańskiego dziedzictwa Polaków była postrzegana właśnie w ten sposób, jako fantazje entuzjastów o wątpliwych kompetencjach, ale ten „nurt” stopniowo zaczął wzrastać na popularności.

Rozpoczęła to, jak często bywa w kulturze, muzyka, która jako gatunek odwołuje się do uczuć, nie rozumu, który być może wyśmiałby jakąkolwiek słowiańskość.

Niezwykle popularna seria gier Wiedźmin, a zwłaszcza jej trzecia odsłona, Dziki Gon wprowadziła po raz pierwszy do tzw. mainstreamu utwory folkowe, surowe, dzikie wręcz aranżacje, które dla niektórych były pierwszym oknem w świat kultury ludowej. Wykonujący je zespół Percival, dotychczas stosunkowo nieznany, szybko stał się globalną niemal sensacją, gdy gracze na całym świecie zachwycali się tonem tradycyjnie wykonanych lir korbowych lub głosami wokalistek, inspirujących się śpiewem białym. Polska wielkich i mniejszych miast zobaczyła wtedy, że ludowości nie tylko nie trzeba się wstydzić. Co więcej, okazało się, że kultura słowiańska może być dla zagranicznej publiki atrakcją równie egzotyczną i ciekawą, co dorobek Japonii, Chin czy rdzennej ludności Ameryki Północnej.

Nurt muzyki folk bardzo szybko złapał wiatr w żagle. Na popularności Percivala szerszy rozgłos zyskały inne zespoły, które mimo, że działały już lat, to poprzednio znane były tylko przez małe kręgi entuzjastów kultury ludowej. Leśne Licho, łączące arturiańskie legendy z istotami słowiańskiego folkloru polskiej wsi, Żywiołak weterani gatunku, o których szersze grono odbiorców usłyszało z okazji realizowanej przez nich muzycznej adaptacji IV Dziadów Adama Mickiewicza. Piosenki tych twórców, lub popularniejszego nawet zespołu Tulia, który reprezentował Polskę na Eurowizji, komentowane są przez słuchaczy z entuzjazmem, którzy często stwierdzają, że polskiej scenie muzycznej, zdominowanej przez rap i pop, długo brakowało szczerości muzyki ludowej.

Renesans zainteresowania słowiańszczyzną nie ogranicza się jednak tylko do muzyki. Ostatnie lata na rynku wydawniczym obfitowały w publikacje związane z dorobkiem polskiej wsi, ludowości i szeroko pojętą tożsamością słowiańską. Są to zarówno pozycje o stosunkowo lekkim wydźwięku, mające popularyzować dorobek przeszłości, takie jak wydawany od 2012 roku Bestiariusz Słowiański, którego kolejne edycje są stale popularnym wyborem czytelników, jak i dużo bardziej antropologiczne pozycje, rozważające o historycznych kontekstach ludowości.

Na przykład Ludowa Historia Polski Adama Leszczyńskiego stawia odważne tezy o tym jak nauczana jest historia naszego kraju, w której stale pomijane są masy chłopskie. Czynią to także pozycje takie jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Bękarty Pańszczyzny czy Historia Buntów Chłopskich, które w jeszcze bardziej krytyczny sposób rozliczają się z dorobkiem narodowego feudalizmu. Napisane przez Joannę Kuciel-Frydryszakową Chłopki. Opowieść o naszych babkach zajmuje się zaś historiami biedy i cierpienia kobiet na wsi, opisując pokoleniową traumę, która się z tym wiązała.

Tak liczne próby powrotu do naszych korzeni, realizujące się w entuzjastycznym odbiorze filmu Chłopi muzyce lub literaturze, mogą być świadectwem tego, że w świadomości narodowej Polaków czegoś brakuje. Warto zastanowić się, czy oprócz martyrologii powstańczej, wieszczów literatury, bohaterów narodowych, ale także rosnącej tożsamości europejskiej, umieszczającej Polskę w kulturze zachodniej, nie jest potrzebna nam właśnie jeszcze jedna Polska – kraj wiejskich krajobrazów Chełmońskiego, quasi pogańskich wierzeń i ludowych rytmów.

Kwestią tą zajmowała się zmarła w 2020 r. Maria Janion, badaczka, której nowo wydane na fali zainteresowania ludowością eseje Niesamowita Słowiańszczyzna – fantazmaty literatury podejmują zagadnienie tożsamości ludowej. Pisze ona, że tęsknota za Słowiańszczyzną, która obecna jest w kulturze polskiej już od romantyzmu wieku XIX, i przeżywa aktualnie kolejny renesans, wynika z odczuwanej przez nas pustki, pozostawionej po wiekach odrzucania tej części narodowego dorobku. Wierzenie prostego ludu, odrzucane i rugowane nie tylko przez zaborców, ale także Kościół oraz ośrodki władzy już od momentu Chrztu Polski, zostawały stopniowo porzucane czy wręcz zawstydzane.

Przetrwawszy tylko w szczątkowej formie, elementy kultury ludowej mają przypominać nam o pierwotnych wierzeniach naszych przodków i wywołują pustkę, którą próbujemy zapełnić.

Ta potrzeba bycia związanym z naturą, wsią oraz słowiańszczyzną wydaje się być jeszcze bardziej obecna w czasach globalizacji, a młode dziewczyny idące do kina w ludowych sukniach, są nieświadomie obrazem ciągłych prób ukształtowania prawdziwiej tożsamości narodowej Polek i Polaków.

Maciej Bzura

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się