symetryzm

Symetryzm jako wybór moralny

Symetryzm polega coraz częściej na umiejętności stawiania pytań czy obiektywnego zachowania dystansu. A więc na cnotach, które stanowią o sile lub słabości elit umysłowych.

Przy okazji afery podsłuchowej wokół spółki „Srebrna” doszło do znamiennego incydentu. Ten, kto nagrywał Jarosława Kaczyńskiego, utrwalił, jak prezes PiS niepokoi się aktywnością Jana Śpiewaka, warszawskiego działacza społecznego walczącego z mafią reprywatyzacyjną. To ze względu na możliwość jego złośliwej krytyki bano się budowy dwóch wież. Śpiewak przypomniał, że bywał opisywany choćby przez Tomasza Lisa, naczelnego polskiego „Newsweeka”, jako „cyngiel PiS”, bo krytykował politykę Platformy Obywatelskiej w Warszawie. Dostaliśmy dowód, że PiS także traktuje Śpiewaka jako groźnego przeciwnika. Warszawski działacz zażądał przeprosin. Nie otrzymał ich. Przeciwnie, ze strony Lisa posypały się nowe ataki. Trudno powiedzieć, czy ten dziennikarz naprawdę wierzy, że kto nie jest w stu procentach z nim, działa na rzecz Jarosława Kaczyńskiego, czy też używa takich oskarżeń instrumentalnie, stosując wobec ludzi mających odrębne zdanie swoisty intelektualny i emocjonalny szantaż.

Nie wiadomo, kto pierwszy użył określenia „symetryści”. Kieruje się je pod adresem takich polityków, jak Śpiewak, ale także publicystów, a nawet intelektualistów, którzy rzeczywistość komentują dorywczo. Zarzuca im się sztuczne konstrukcje intelektualne, polegające na równym dystansie wobec obu stron wojny polsko-polskiej. I spekuluje się na temat motywów. W uproszczeniu, bo argumenty bywają najróżniejsze, zwolennicy obecnej opozycji zarzucają symetrystom stawanie z boku w obawie przed obecną, coraz bardziej ekspansywną władzą. A z kolei rzecznicy obecnego obozu rządzącego uważają prawicowych rzeczników „symetryzmu” za ludzi niezdolnych do przecięcia pępowiny łączącej ich z „salonem” (liberalno-lewicowym). Z obawy przed tym, że „salon” wróci do potęgi, ale tak naprawdę nigdy potęgą być nie przestał.

Ludzie obciążani grzechem symetryzmu próbują tłumaczyć, że nie zachowują jednakowego dystansu wobec obu stron, lecz tylko nie wyrzekają się swoich poglądów. Że korzystają ze swego prawa niemaszerowania w jednym bądź drugim polityczno-ideowym oddziale. Czasem godzą się, by ich tak nazywano. Częściej buntują się przeciw samej etykietce. 

Są to różnorodne środowiska, a czasem tylko jednostki. Śpiewak reprezentuje lewicowców sympatyzujących z socjalnym zwrotem dokonanym przez PiS, ale nieakceptujących innych elementów jego polityki. Wybitnymi przedstawicielami publicystyki w tym tonie są Rafał Woś i Grzegorz Sroczyński.

Za symetrystów bywają też uważani sympatycy różnych odłamów prawicy nieakceptujących w całości polityki PiS, głównie wolnorynkowcy, choć także zwolennicy wyrazistych skądinąd poglądów Marka Jurka. Są i całe formacje opierające się na swoistym symetryzmie, choćby Kukiz 15, ugrupowanie oskarżane przez jednych o to, że nie głosuje za każdym razem jak PiS (co jest uznawane za obowiązek patrioty), przez innych ganione za nieprzyłączanie się do antypisowskich kampanii. Można dyskutować, czy pewne kategorie opozycji i wobec PiS, i wobec PO da się kwalifikować jako „symetrystyczne” ze względu na ich skrajność (narodowcy). Nie zmienia to faktu, że pewien używany przez nich typ argumentów, choćby narzekanie na zawłaszczanie państwa przez obie wielkie formacje, bywa z ducha „symetrystyczny”.

Walka na dwa fronty w polityce nie przynosi zasadniczych zysków, zwłaszcza po prawej stronie, zdominowanej przez PiS. Nieco inaczej może być po stronie lewej. Ludzie typu Śpiewaka przegrali z powodu polaryzacji w wielkich miastach, ale już Wiosna Roberta Biedronia zdaje się czerpać pewną siłę z deklaracji: „Nie jestem ani z PiS, ani z PO”. Trudno ją jednak uznać za symetrystyczną. Licytuje się z PiS na obietnice socjalne, ale w sprawach politycznych prezentuje model walki z obecną władzą może nawet ostrzejszy niż opozycja liberalna (twarda zapowiedź Trybunału Stanu dla liderów pisowskiego państwa).

Samotność konserwatywnych krytyków pisowskiego modelu rządzenia wynika z kolei ze słabości mediów o tym zabarwieniu (są nimi nie do końca polityczne tytuły, jak „Plus Minus”, „Dziennik Gazeta Prawna” czy „Nowa Konfederacja”). Czasem próbują eksperckiego doradzania, często pozostaje im tylko niesmak wobec stylu uprawiania polityki albo nawoływanie do rozmowy między Polakami. Podobne postawy zdarzają się także w szeroko rozumianym obozie opozycji, co naraża na zarzut „symetryzmu” takie oferty ideowe jak „Kultura Liberalna”. Choć próbowała się ona odwoływać do mniejszego zaangażowania w „stare wojny” ludzi młodych, nie pociągnęła za sobą mas. Wydawało się, że spopularyzuje takie podejście do rzeczywistości hasło „walki z nienawiścią” po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Stąd pojawienie się firmowanego przez ludzi z „Kultury Liberalnej”, ale m.in. i z katolickiej „Więzi”, a nawet lewicowej „Krytyki Politycznej” hasła „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”.

Już po miesiącu z tej atmosfery pozostało niewiele, zniszczyła ją kampania wyborcza, a wspólne tworzenie koncyliacyjnej atmosfery przez pisma czy think tanki z lewicy i prawicy pozostało elitarnym hobby.

Innym hobby pozostaje zwykłe dążenie do opisywania rzeczywistości w spokojniejszym tonie, zadawania pytań obu stronom, kołaczące się jeszcze wśród części dziennikarzy. To powoduje, że za symetrystyczny bywa uznawany nawet „Tygodnik Powszechny”, zgadzający się w zasadniczych punktach we wszystkim z opozycją, ale piszący łagodniejszym językiem. Że symetrystami bywają nazywani: wyraziście konserwatywny Łukasz Warzecha, ale także lubiący wypominać grzechy z przeszłości obu obozom liberał Andrzej Stankiewicz, ba, nawet Konrad Piasecki z TVN. Wystarczy, że na przykład nie uzna na Twitterze w ślad za chórem kolegów, iż zabicie Adamowicza to na pewno konsekwencja polityki PiS.

Nie ulega wątpliwości, że złagodzenie opozycyjnego kursu ważnej stacji Polsat wobec obecnej władzy poprzedzone było targiem jej właściciela Zygmunta Solorza z tą władzą. Efektem jest symetryzm głównych programów informacyjnych i publicystycznych, które względnie sprawiedliwie prezentują różne punkty widzenia i zadają politykom obu wielkich bloków pytania. Nie przeszkadza to najgorliwszym zwolennikom opozycji przedstawiać Polsat jako pisowski. Zachodzi tu ten sam mechanizm co w przypadku kampanii przeciw Śpiewakowi.

Można wyliczać przyczyny nieprzyjemności spadających na symetrystów. Oba obozy zmieniają się w warowne twierdze, gdzie coraz trudniej o wewnętrzną dyskusję, zastępuje ją wola liderów i stężona propaganda. Towarzyszy temu szukanie przez masy wyznawców łatwej identyfikacji, a zapewnia ją zwieranie szeregów. Nie mniej ważny od polaryzacji politycznej jest zmieniający się sposób komunikowania. Internet preferuje wyraziste komunikaty, w których nie ma miejsca na „ale”, a tym bardziej na skomplikowane objaśnianie przyczyn. Internet sprzyja też zaostrzaniu języka, mocne frazy są od razu oklaskiwane przez wyznawców. W efekcie rzecznik pamięci o „wyklętych” Tadeusz Płużański, polemizując na temat dobrego imienia jednego z partyzanckich dowódców, potrafi uznać Agnieszkę Romaszewską, w teorii z tej samej strony sceny, za rzeczniczkę racji stalinowskich siepaczy.

Istotą dzisiejszej polityki w Polsce, w jakimś stopniu i poza Polską, choć nie wszędzie tak skrajnie, jest rytualny, graniczący z autoparodią „kalizm”. Zwolennicy PiS byli oburzeni kolejkami do lekarzy w czasach rządów PO, a „nie zauważają” ich dzisiaj. Zwolennicy liberalnej opozycji każdy biurokratyczny absurd skłonni są przypisać obecnej władzy, a „nie pamiętają”, że te absurdy były równie bezkarne za Donalda Tuska itd. A tych, którzy przypominają, że prawda jest bardziej złożona, przegania się jako posłańców złych nowin. Najgorsze jest to, że taka postawa przenosi się na sfery, gdzie jest szczególnie destrukcyjna. Z ocen bieżącej polityki choćby na badania naukowe, gdzie już dziś zwolennicy tezy o w zasadzie bezgrzesznej naturze Polaków ścierają się z tymi, którzy (choćby w kwestii relacji z Żydami) prace badawcze traktują jak pisanie aktu oskarżenia przeciw Polsce. To samo dotyczy właściwie każdej debaty, łącznie ze sporami artystycznymi.

W tej sytuacji tzw. symetryzm polega coraz częściej na umiejętności stawiania pytań czy obiektywnego zachowania dystansu. A więc na cnotach, które stanowią o sile lub słabości elit umysłowych. Ale też na zwykłej uczciwości, co czyni go wyborem moralnym.

Tekst pierwotnie został opublikowany w nr 12 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Piotr ZAREMBA

Piotr ZAREMBA

Publicysta, historyk, dziennikarz. Autor m.in. "O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich" (z M.Karnowskim), "Uzbrojona demokracja. Theodore Roosevelt i jego Ameryka". Absolwent historii na Uniwersytecie Warszawskim.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się