Zbigniew Brzeziński

Myśl nadaktualna Zbigniewa Brzezińskiego o Polsce, Ukrainie, Rosji, Chinach i Ameryce

Był jednym z najzdolniejszych strategów XX wieku wśród doradców prezydentów Stanów Zjednoczonych. Do historii przeszedł jako obywatel świata, łagodzący konflikty, a zarazem świetnie rozumiejący zagrożenia związane z polityką Związku Radzieckiego. Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest jednak to, że będąc politykiem światowym, nigdy nie utracił wschodnioeuropejskiej wrażliwości odziedziczonej po swojej pierwszej ojczyźnie – Polsce. Co znamienne – szczególnie dziś – jako jeden z pierwszych polityków zwracał uwagę na rolę uporządkowania relacji polsko-ukraińskich po 1991 roku. Mowa o Zbigniewie Brzezińskim, wybitnym sowietologu i politologu oraz doradcy ds. bezpieczeństwa prezydenta Jimmy’ego Cartera.

Przyszedł na świat 28 marca w 1928 r. w Warszawie w rodzinie dyplomaty Tadeusza Brzezińskiego. To pochodzenie i usytuowanie społeczne ukształtuje jego przyszłe myślenie nie tylko o Polsce, lecz także ukierunkuje jego uwagę na problemy globalne. W związku z przeprowadzkami rodziców Zbigniew mieszkał we Francji, a następnie, do 1935 r., w Niemczech. W 1938 r. Tadeusz został konsulem generalnym II RP w Montrealu, a rodzina przeniosła sie do Kanady. W 1945 r. Zbigniew podjął tu studia ekonomiczne i politologiczne, które kontynuował w Ośrodku Badań Rosyjskich Uniwersytetu Harvarda. Po obronie doktoratu został zatrudniony na tej prestiżowej uczelni.

W 1959 r. objął profesurę na Uniwersytecie Columbia. Wkrótce został dyrektorem powołanego tu właśnie Instytutu Badań nad Komunizmem.

Początek jego politycznej drogi to praca w Biurze Planowania Politycznego Departamentu Stanu, w którym odpowiadał za politykę USA wobec wschodniej Europy. Później m.in. pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Trójstronnej między USA, Japonią a krajami europejskimi. Przy okazji pracy w komisji poznał ówczesnego gubernatora Georgii Jimmy’ego Cartera i został jego doradcą ds. polityki zagranicznej.

Momentem przełomowym w karierze Brzezińskiego był styczeń 1977 r., kiedy został powołany na stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa 39. prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Jako doradca był jednym z głównych autorów przełomowego spotkania w Camp David, podczas którego doszło do bezprecedensowego porozumienia władz Izraela i Egiptu kończącego wojnę Jom Kipur. Odegrał także znaczącą rolę w negocjacjach rozbrojeniowych między Stanami Zjednoczonymi a ZSRR, które przeszło do historii pod nazwą Strategic Arms Limitation Treaty II (START II).

To, co jednak najbardziej istotne z naszego punktu widzenia, to jego zaangażowanie w sprawy Polski, czyli wspieranie „Solidarności” i uwzględnianie wątków polskich w amerykańskim myśleniu strategicznym. Jego aktywnosć w charakterze doradcy prezydenta przypadła na okres stopniowej reorientacji polityki amerykańskiej wobec sowieckiego imperium z koncyliacyjnej na konfrontacyjną. Pewnie dlatego przez demokratów, zapatrzonych w erę odprężenia, Brzeziński uważany był za jastrzębia, a przez republikanów lat osiemdziesiątych – za gołębia. Na pewno nie można oceniać go jednoznacznie. Był dzieckiem swojej epoki – zdominowanej przez konflikt zimnowojenny – ale potrafił ją znacznie wyprzedzić. Dlatego niektóre jego koncepcje pozostają zaskakująco aktualne.

Przede wszystkim należy pamiętać, że Zbigniew Brzeziński to nie tylko polityk, lecz także – a może przede wszystkim – politolog, którego twórczość mocno zaznaczyła się na polu konceptualizacji amerykańskiej geopolityki w drugiej połowie XX w. Jest znany jako teoretyk totalitaryzmu dostrzegający bliźniaczą naturę nazizmu i komunizmu. Jednym z jego pomysłów, opisanym w ramach szerszej koncepcji stosunków międzynarodowych jako wielkiej szachownicy, było oznaczenie na mapie świata kilku państw jako tzw. sworzni (pivots). Mówiąc w wielkim uproszczeniu, takie sworznie miały odgrywać kluczową rolę w regionalnym układzie sił międzynarodowych.

Jednym z nich była dla Brzezińskiego Ukraina. Trudno nie dostrzec, jak bardzo prorocza okazała się ta myśl. O co bowiem konkretnie chodzi? Zdaniem doradcy Cartera Ukraina balansuje stosunki między Środkiem (gdzie najważniejszym raczej jest Rosja), a Zachodem (dziś: Unią Europejską i pośrednio USA). Jeśli zatem Moskwa pragnie osiągnąć status mocarstwa światowego, musi kontrolować Ukrainę. Bez niej pozostaje tylko azjatyckim, regionalnym mocarstwem „gorszego sortu”. Agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, rozpoczęta w lutym 2022 r., dobitnie pokazała, że Władimir Putin to „doskonały uczeń” Brzezińskiego, wpisujący się całkowicie w ten sposób myślenia. Putin rozumie, że kontrola Ukrainy pozwoli mu nawiązać do imperialnej pozycji ZSRR.

Aktualność Brzezińskiego manifestuje się jeszcze w jednym wątku związanym z systemem sowieckim. Otóż zwracał on uwagę na jego niereformowalność. Szło to pod prąd większości amerykańskich teoretyków i praktyków polityki, liczących na to, że albo konfrontacja, albo koncyliacja wpłyną na zasadnicze zmiany systemu. Brzeziński w takim kluczu postrzegał zainicjowane przez Michaiła Gorbaczowa w drugiej połowie lat osiemdziesiątych reformy w ramach pierestrojki, dostrzegając w nich głównie potencjał rozkładowy, a nie rozwojowy. Również u progu XXI w., komentując objęcie sterów Kremla przez Władimira Putina, nie widział w nim potencjału reformatora, choć optymistycznie patrzył na możliwość „zarażenia” zwykłych Rosjan mentalnością zachodnią.

To ostatnie prowadzi do wniosku, że Brzeziński nie był nieomylny. Rosyjska agresja na Ukrainę z 2022 r. i postawa większości społeczeństwa rosyjskiego pokazuje, że przekonanie o sile przekonywania zachodniego światopoglądu jest w dużej mierze mrzonką. Co najmniej równie „atrakcyjna” dla Rosjan pozostała postimperialna mentalność hord Dżyngis-Chana.

W latach siedemdziesiątych administracja Jimmy’ego Cartera – z inspiracji Brzezińskiego – zaczęła wykorzystywać uniwersalny język praw człowieka do prób osłabiania bloku wschodniego od strony ideologicznej. Było to sprytne i zasadne posunięcie, wykorzystujące fakt podpisania przez Moskwę i jej satelitów Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w 1975 r., w którym deklaratywnie zobowiązały się one do respektowania tych praw.

Realia XXI w. pokazały, że wskazywanie przez Zachód i organizacje międzynarodowe na przypadki łamania zasad demokracji, wolności obywatelskich i praworządności nie miało praktycznie żadnego wpływu na stopniowe odbudowywanie dyktatorskiego systemu władzy w Federacji Rosyjskiej. Naciski te nie powstrzymały też agresywnych ruchów Putina: poczynając od ataku na Gruzję w 2008 r., przez aneksję Krymu w 2014 r. po agresję na Ukrainę w 2022 r. Próby „okcydentalizacji” Rosji, wiązania jej coraz gęstszą siecią układów handlowych oraz granie kartą praw człowieka – a wszystkie te elementy można znaleźć w dawnych koncepcjach Brzezińskiego wobec ZSRR – okazały się nieudane. W ramach pewnej prowokacji intelektualnej można by je wręcz określić mianem drugiego appeasementu. Oczywiście sam doradca Cartera nie ponosi za to odpowiedzialności.

Brzeziński, pragnąc osłabić imperium sowieckie, wpisał się ponadto w sposób myślenia swych poprzedników (Henry’ego Kissingera i Brenta Scowcrofta) ukierunkowany na zbudowanie relacji z komunistycznymi Chinami. Oczywiście, kością niezgody pozostawał status Tajwanu, jednak Waszyngton doszedł do wniosku, że budowanie mostów z Pekinem może skutecznie osłabić Moskwę. W ówczesnym układzie sił strategia ta okazała się skuteczna. Miała jednak jeden poważny, długofalowy skutek: stopniowe, powolne, ale stałe wzmocnienie znaczenia Chin na arenie międzynarodowej, zarówno w wymiarze politycznym, jak i gospodarczym.

I to właśnie sprawia, że dziś, w 2022 r., sytuacja jest diametralnie różna. Joe Biden, odwrotnie niż Richard Nixon, Gerard Ford czy Jimmy Carter, postrzega konfrontację z Moskwą w pakiecie z konfliktem z Pekinem. Nie ma tu miejsca, by oceniać zasadność tej strategii. Wydaje się, że Stany Zjednoczone, chcąc wciąż odgrywać rolę światowego żandarma, nie mogą postępować inaczej. Istotne jest to, że postawa administracji Bidena poszła w inną stronę niż koncepcje Brzezińskiego.

Jedno się jednak nie zmieniło: i w okresie zimnej wojny, i dzisiaj zaostrzenie konfliktu Zachodu z Rosją, a w efekcie osłabienie tej ostatniej zawsze implikuje wzmocnienie pozycji Chin. Brzeziński, gdyby żył, na pewno by to dostrzegł.

Patryk Pleskot

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się