Sanah Kaprysy

Kaprysy Sanah – najdojrzalsza płyta Zuzanny Grabowskiej

Kaprysy – nowy album Sanah czyli Zuzanny Grabowskiej – pokazuje, że z każdym rokiem jest ona artystką coraz dojrzalszą, która coraz piękniej bawi się muzyką.

Na premierę Kaprysów fani Sanah czekali bodaj najdłużej z dotychczasowych studyjnych płyt artystki: poprzednie „Uczta” i „Poezyje” ukazały się przecież jesienią 2022 r. Wcześniej rozpieszczała słuchaczy nową piosenką wypuszczaną co kilka miesięcy, a tu – po „Pocałunkach” do wiersza Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z sierpnia 2023 r. następna nowość ujrzała światło dzienne dopiero późną wiosną 2024. 

Jednak gdy słucham Kaprysów wiem, że było na co poczekać i wiem, że jest to zestaw dopieszczony pod wieloma względami. Tekstowo, muzycznie, kompozytorsko, wokalnie, artystycznie – wszystko tu jest na najwyższym „C”, do którego umieją dosięgnąć jedynie nieliczni polscy artyści. Szczególnie ci, którzy trafiają do mas – a taką zdolność i zaskakującą właściwość ma właśnie Sanah. 

Sanah Kaprysy

Już nie sopran – dojrzewanie Sanah

Po pierwsze w nowych piosenkach słychać życiową zmianę, jakiej 26-letnia Zuzanna Grabowska zaznała w życiu prywatnym, co znalazło odbicie w zmianie nazwiska na to po mężu. „Mój głos to już nie sopran, lecz alt” – śpiewa w jednym z najnowszych utworów i zdanie to wydaje się podsumowywać pewien nowy „level” na jakim się znalazła. Rzeczywiście, w nowych utworach więcej jest jej niskich rejestrów niż we wcześniejszych nagraniach; gdy śpiewa wysoko – wchodzi w to swoje delikatne, niemal szepczące brzmienie – co jest jedną z jej cech charakterystycznych. Ale tę dojrzałość słychać nie tylko w niższym głosie, lecz również w rosnącym dystansie, jaki nabiera do show biznesu i swojego miejsca w muzyce: widać, że ona się już nigdzie nie spieszy, ale cieszy się tym, co udało jej się dotychczas osiągnąć. A jak na 26-latkę udało się jej osiągnąć bardzo dużo: pełne stadiony na koncertach, bilety rozchodzące się na pniu, uznanie krytyków i kolegów po fachu, niesłabnąca popularność kolejnych nowości – wyliczać można dalej. 

Jak sugeruje tytuł „Kaprysy” całej płyty, w tym zestawie utworów Sanah bawi się i formą i treścią. Ujawnia kreatywność kompozytorską, wysoki poziom techniczny (w jednej piosence jodłuje i robi to fenomenalnie!), dojrzałość literacką, świadomość własnej wartości i dumę z własnej oryginalności. 

Bo, że jest oryginalna – to oczywiste. Która inna współczesna piosenkarka z taką gracją sięga po suknie, kapelusze czy rękawiczki? 

Duch dawnej klasyki w nowoczesnym wydaniu

Wielu dojrzałych słuchaczy słuchając a zwłaszcza oglądając Zuzannę Grabowską może mieć nieodparte wrażenie, że oto we współczesnym wcieleniu wraca klimat tekstów z lat 60. XX w., kiedy to Starsi Panowie wdrażali w polskiej telewizji przedwojenną klasę fraków, koronkowych rękawiczek i dam, dla których „świat już nie ten sam” (piosenka „Śrubka”!). Do skromnej elegancji piosenkarki jej fani są już przyzwyczajeni – kwiaty na mikrofonach, rękawiczki czy sukienki stylizowane na modę sprzed 50 lat występują w stylizacjach Sanach od początku kariery. Kaprysy kontynuują tę drogę, jednak tu nawiązania są również na innych płaszczyznach. Podobnie jak dawni artyści, Sanah stara się posługiwać pięknym językiem polskim, wykorzystując jego gibkość i kreatywność do wyrażania własnego poczucia humoru. Czerpie tu zarówno z polskiej poezji (piękne nawiązanie do tekstu Agnieszki Osieckiej „Kiedy mnie już nie będzie” w utworze „Do kiedy jestem”!), z polskich przebojów (w „Pańskie łzy” Vito Bambino śpiewa słynne „Deszcze niespokojne” z „Czterech pancernych”), z polskich powiedzonek („miłość jest ślepa”, „baba z wozu – koniom lżej”) jak i ze współczesnego języka potocznego, zwłaszcza używanego przez osoby młode. Na przykład łzy mają u niej „dobry skład” jak jogurt kupowany przez świadomych konsumentów, a za błędy chce „przelewać blikiem” mimo, że „ma kłopot z cennikiem”. 

Dojrzałość Sanah widać także w świadomości tego, za co lubią ją słuchacze. Wiele jest tu nawiązań do motywów muzycznych wcześniejszych jej piosenek, sporo podobnych tematów (są i łzy i byli ukochani), i jednocześnie odwaga proponowania tego, czego w rozrywkowej muzyce nie proponuje chyba nikt inny: „obciachowego” country do tańca, zamiast bitu, fragmentów klasycznych na skrzypcach (wszak jest dyplomowaną skrzypaczką), zachwytu nad zwyczajnością życia młodej żony (kawałek „Spietruszam”, do którego teledysk rozgrywa się na działeczce typu ROD a osobisty mąż Sanah w tle kosi trawnik). 

Wieszczę nowej płycie popularność, choć może niekoniecznie u tych samych, których zdobyła swoim pierwszym wielkim hitem „Szampan”. Raczej wśród wyrobionych, ceniących wysokojakościową rozrywkę, słuchaczy. Już ich widzę oczyma wyobraźni na koncercie, skaczących do countrowego refrenu „Fafarafa”!

Anna Druś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się